Tak się zwija czeskie górnictwo

Trybuna Górnicza  autor: Kajetan Berezowski

O czeskim górnictwie węgla kamiennego od lat mówi się, że jest
workiem bez dna. Globalny kryzys surowcowy z początku kończącej się dekady był pretekstem do zmiany planów związanych z przyszłością spółki. To wówczas eksperci ustalili, że firma nie powinna prowadzić wydobycia dłużej niż do 2023 r. Kolejne hossy na rynkach węglowych były powodem do snucia planów wydłużenia wydobycia o siedem kolejnych lat. Dziś już wiadomo, że sprawdzi się ten pierwszy scenariusz.
Kiedy cztery lata temu Zdenek Bakala kończył swoją przygodę z węglem, spółka OKD miała do wyboru – upaść i zamknąć swoje kopalnie albo z powrotem wrócić na państwowy garnuszek. O likwidacji nie chciał słyszeć ani rząd w Pradze, ani władze samorządowe kraju morawsko-śląskiego, ani też strona społeczna. 11 sierpnia 2016 r. walne zebranie wierzycieli OKD zadecydowało o konieczności wdrożenia planu naprawczego. 
Unia Europejska poszła na rękę
Na finansową reanimację węglowego kolosa potrzebne były pieniądze. Wyłożył je w kwocie 700 mln koron rząd ówczesnego premiera Bohuslava Sobotki, nie mając jednak pewności, co powie na to Bruksela. Unia poszła wtedy Czechom na rękę. Gorączkowo też poszukiwano rozwiązania, jak zmniejszyć dług spółki po jej poprzednim właścicielu. Praski adwokat Lee Louda, któremu rząd powierzył funkcję kuratora majątku OKD, dokładnie przeanalizował wszystkie zgłoszone wierzytelności. Nie uznał dwóch, w tym jednej opiewającej na 10 mld koron. Jej spłaty domaga się Citibank. Chodzi o obligacje, które w 2014 r. wypuściła na rynek spółka New World Resources (NWR) Zdenka Bakali, byłego właściciela OKD. Okazało się, że nie były one przez OKD poręczone. Dług firmy znacznie stopniał, z 17 mld koron do zaledwie 5 mld. Wierzyciele zaś obiecali, że nie będą na razie sądzić się o zwrot należnych im pieniędzy za dostarczone towary i usługi. Decyzje podjęte przez Loudę i walne zgromadzenie wierzycieli z zadowoleniem przyjął Andrej Babiš, który wówczas pełnił funkcję wicepremiera i ministra finansów w rządzie Republiki Czeskiej. On też dał się poznać jako zwolennik ponownej nacjonalizacji OKD i utrzymania firmy do 2030 r.
Jestem przekonany, że znaleźliśmy najlepsze rozwiązanie ze wszystkich możliwych, czyli powtórną nacjonalizację przedsiębiorstwa. Nie było to łatwe zadanie, ale skutecznie przekonaliśmy do tego planu organy władzy i społeczeństwo – powiedział dziennikarzowi TG we wrześniu 2018 r. podczas uroczystości Dnia Górnika.
Ostatecznie OKD przejęła za sumę 80 mln koron firma Prisko, wykonująca działalność finansową w imieniu Ministerstwa Finansów Republiki Czeskiej. Powołano również do działalności zupełnie nowy podmiot gospodarczy o nazwie OKD Nástupnická z siedzibą w Karwinie, którego zadaniem było przejęcie tzw. zdrowego majątku dotychczasowej spółki OKD. Pojawiły się problemy z wypłatami wynagrodzeń. W jednym terminie otrzymywali je pracownicy dołowi, w innym powierzchnia i kadra zarządzająca. Potrzebne były środki publiczne na utrzymanie płynności finansowej spółki. Czeski rząd dał na początek 700 mln koron. Potem dosypywał do węglowego interesu kolejne kwoty. 
Warunkiem – utrzymanie miejsc pracy
Zgoda na restrukturyzację OKD była sygnałem dla ponad 11 tys. rzeszy górników, że utrzymają miejsca pracy. Ale już wtedy związki zawodowe opowiadały się głośno za kontrolowanym ograniczaniem wydobycia. To najlepsze rozwiązanie – przekonywał Jaromir Pytlik, szef Porozumienia Związków Zawodowych w OKD.
I tak strona społeczna dała przyzwolenie na szybkie wstrzymanie wydobycia w kopalni Paskov, generującej największe straty. Wśród kierownictwa OKD ożyły jednak plany wygaszenia wydobycia dopiero w 2030 r.
Potwierdzam, mamy takie ambicje. Na razie sytuacja w firmie została ustabilizowana. Prowadzimy planowane wydobycie, a na surowiec jest zbyt – mówił Boleslav Kowalczyk, prezes zarządu OKD.
Sugerowano, że w polach wydobywczych należących do OKD znajduje się jeszcze ok. 600 mln t węgla, po które można by na dobrą sprawę sięgnąć przy wykorzystaniu obecnych technologii górniczych.
Kolejnego kryzysu czeskie górnictwo już nie wytrzyma. Kierownictwo spółki OKD zaktualizowało latem roczny plan. Wynika z niego, że kopalnie wydobędą 2,1 mln t surowca, czyli o 40 proc. mniej niż w 2019 r. Straty są coraz większe. 2019 r. zakończył się stratą w kwocie 934 mln koron (861 mln koron netto). Warto przypomnieć, że jeszcze w 2018 r. wydobycie kształtowało się na poziomie 4,6 mln t. W 2019 r. spadło już do poziomu 3,6 mln t. 
Pikujące ceny i pandemia pogrążyły spółkę
Pikujące w dół ceny węgla i pandemia koronawirusa rzuciły OKD na przysłowiowe kolana, mimo że władze w Pradze zdecydowały się ratować spółkę zastrzykiem w kwocie kolejnych 600 mln koron.
– Jeśli spojrzeć na problem z ekonomicznego punktu widzenia, to już w 2022 r. należałoby zakończyć wydobycie. Przynajmniej na tyle wystarczy nam pieniędzy – przekonywała niedawno Vanda Staňkova, prezes zarządu OKD.
W końcu zapadła decyzja. Tylko do końca lutego 2021 r. fedrować będą kopalnie ČSA i Darkov. Dwa ruchy kopalni ČSM najprawdopodobniej zostaną zlikwidowane za rok, góra za dwa lata.