Nawet jak przestaniemy wydobywać węgiel, to nikt tego nie zauważy

Jerzy Dudała
 
Cała ta doktryna antywęglowa zdaje się być zupełnie obojętna wobec
faktów, które mają miejsce obok nas. Przykładowo wydobycie węgla w Polsce to 1,7 proc. wydobycia chińskiego, które stale rośnie. To znaczy, że jeżeli w ogóle przestaniemy wydobywać węgiel kamienny, to nikt w świecie nawet tego nie zauważy. Ponadto uparliśmy się, że decydującym dla emisji CO2 jest wydobycie węgla a nie sposób jego spalania, czyli wykorzystania w energetyce - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki.
Markowski wskazuje, że budzi zdziwienie fakt, iż w czasach, kiedy pandemia koronawirusa zrujnowała realia gospodarcze w skali jeszcze do końca nieznanej, my decydujemy się na najbardziej kosztowną reformę gospodarczą w historii III RP.
Do tego naiwnie wierzymy, że tzw. środki pomocowe są wystarczające dla stworzenia alternatywy energetycznej.
Mówiąc kolokwialnie: one wystarczą na pogrzeb elektroenergetyki, ale nie wystarczą na stworzenie realnej alternatywy energetycznej - podkreśla Jerzy Markowski.
Oprócz narzędzi publicystyczno-ekologicznych ograniczenia emisji dwutlenku węgla uruchomiono narzędzie absurdalne, szkodliwe i typowo spekulacyjne, jakim jest koszt tony emisji dwutlenku węgla - zaznacza Jerzy Markowski. -  Można dzisiaj z całą stanowczością stwierdzić, że nad wysokością tej ceny już nikt nie panuje. Aczkolwiek można zauważyć, kiedy i od czego zależy jej wzrost. Na przykład jeszcze pięć lat temu tona emisji CO 2 kosztowała około ośmiu euro. Rok temu około 20 euro. Natomiast obecnie około 40 euro. A jest prognoza, że do roku 2025 osiągnie poziom 100 euro. Trudno o bardziej sprytne a jednocześnie skuteczne narzędzie destrukcji przemysłu w Europie - dodaje Markowski.
Jednocześnie wskazuje, że przy tych cenach nieopłacalne będzie produkowanie energii z surowców kopalnych, jak również funkcjonowanie przemysłu cementowego czy też znakomitej części przemysłu chemicznego.
Ekonomicznie zostaną one uduszone w Unii Europejskiej, ale powstaną ze zdwojoną siłą w Azji - prognozuje Jerzy Markowski. -  Stale słyszymy o potrzebie redukcji źródeł energetycznych opartych o węgiel. Natomiast tak naprawdę nikt nie prowadzi poważnej analizy w zakresie tak zwanego dostatku energetycznego. Na naszych oczach z kraju samodzielnego w surowce energetyczne i zdolnego wytwarzać energię adekwatnie do własnych potrzeb, zmieniamy się w kraj, który będzie rynkiem zbytu dla węgla i energii elektrycznej, co zresztą już od lat obserwujemy. A niedługo natrafimy na barierę w dostępności do surowca energetycznego oraz w dostępności do energii elektrycznej - podkreśla Markowski.
I przyznaje, iż czasem odnosi wrażenie, że poza paroma komentatorami ośrodki odpowiedzialne za politykę energetyczną państwa i całą sferę suwerenności gospodarczej po prostu liczą na cud, który nie ma prawa się wydarzyć. Zdaniem Markowskiego Europa pakuje się w zapaść cywilizacyjną,  marnując jednocześnie fantastyczną okazję dla rozwoju nowoczesnych technologii niskoemisyjnych.
Na pogrzeb elektroenergetyki wystarczy, ale na stworzenie realnej alternatywy już nie
Nie potrafię znaleźć wytłumaczenia dla takiego trendu, któremu przeczą wszystkie fakty. A jedyną motywacją dla jego kontynuacji jest domniemana rzeczywistość - zaznacza Jerzy Markowski.  - To paradoksalnie wymyka się logice. Chyba że ktoś wymyślił taki sposób na Europę - dodaje.
Jednocześnie wskazuje, że skutki pandemii wobec gospodarki nie są jeszcze do końca znane. Cały czas bowiem sytuacja nie powróciła do stanu sprzed pandemii.
Natomiast budzi zdziwienie fakt, że w czasach, kiedy pandemia koronawirusa zrujnowała realia gospodarcze w skali jeszcze do końca nieznanej, my decydujemy się na najbardziej kosztowną reformę gospodarczą w historii III RP - ocenia Jerzy Markowski. - Do tego naiwnie wierzymy, że tzw. środki pomocowe są wystarczające dla stworzenia alternatywy energetycznej. Mówiąc kolokwialnie: one wystarczą na pogrzeb elektroenergetyki, ale nie wystarczą na stworzenie realnej alternatywy energetycznej - podkreśla Markowski.
I zwraca uwagę, że wygląda to naprawdę niepokojąco a skutki takich działań mogą być fatalne dla gospodarki.
Zwłaszcza w Polsce, gdzie zmiana modelu energetycznego niczego nie zmieni - ani w skali Europy ani świata, a spowoduje wielki problem cywilizacyjny - podsumowuje Jerzy Markowski.