Przerwana akcja

autor: JM

 Mija kolejna rocznica tragicznej katastrofy
 30 maja br. mija 67. rocznica katastrofy, do której doszło w kopalni Sośnica. W następstwie pożaru, który doprowadził do jednej z największych katastrof w polskim górnictwie węgla kamiennego, zginęły 42 osoby.
Pożarł w kopalni Sośnica wybuchł, najprawdopodobniej wskutek nieostrożnego obchodzenia się z ogniem (jedna z wersji mówi, że ogień pochodził od lampy karbidowej), 30 maja 1955 r. około godziny 17.
Jak opisywał na łamach Trybuny Górniczej dr Zenon Szmidtke, historyk górnictwa - grupa 34 górników, uświadomiwszy sobie fakt przebywania w pochylni, w której brak było obiegowego prądu powietrza, zorganizowała otamowaną przestrzeń w ślepym wyrobisku. Był tam doprowadzony rurociąg sprężonego powietrza. W ten sposób powstał schron, zabezpieczający ludzi przed wpływem dymów pożarowych i trującego tlenku węgla, w którym oczekiwano na ugaszenie ognia i pomoc ratowników.
Górnicy doskonale wiedzieli, że odwrót jest niemożliwy. Jeszcze przed godziną 19 spieszące na pomoc zastępy ratownicze słyszały odgłos uderzeń po rurach, dobiegający od odciętych górników. Później rury sprężonego powietrza wskutek zawału uległy zniszczeniu. Uderzanie w nie straciło sens. Na dodatek wypływ sprężonego powietrza podsycał ogień. Akcję ratowniczą utrudniały gęste dymy, wysoka temperatura i wysokie stężenie tlenku węgla - mówił Szmidtke.
Po około 12 godzinach utrzymania przepływu powietrza w rurach i równoczesnego gaszenia ognia, podjęto katastrofalną w skutkach decyzję.
- Kierownictwo akcji ratowniczej błędnie oceniło możliwość przeżycia zagrożonych i podjęło decyzję zamknięcia dopływu powietrza do rurociągu w celu ograniczenia podsycania ognia i przyspieszenia jego ugaszenia. Górnicy zginęli po dwóch godzinach – dodał historyk.
Katastrofa pociągnęła za sobą 42 ofiary śmiertelne – oprócz uwięzionych górników wśród ofiar byli też spieszący im na pomoc ratownicy górniczy. Wszyscy polegli górnicy zatruli się tlenkiem węgla.