Kupione za węgiel

Trybuna Górnicza  autor: Aldona Minorczyk-Cichy

Kiedy kilka lat temu pojawiła się informacja, że pięć fińskich domków
przy ul. Chorzowskiej w Świętochłowicach zostanie wyburzonych z powodu fatalnego stanu technicznego, zaczęły się protesty w ich obronie. Są najstarsze w regionie, postawiono je jeszcze przed II wojną światową. Dziś już wiadomo, że zostaną wyremontowane i dostaną drugie życie. Co takiego jest w tych budynkach, że tak je pokochaliśmy? Przyjrzyjmy się ich historii.
Te świętochłowickie, postawione w 1930 r., to wyjątek. Historia tych domów w Polsce tak naprawdę na dobre rozpoczęła się po II wojnie światowej dzięki Janowi Mitrędze, ówczesnemu ministrowi górnictwa i energetyki. Ale po kolei.
Te domki tak naprawdę wymyślono w Szwecji. W latach 30. zaczęto tam budować drewniane domy z gotowych prefabrykowanych elementów. Ich zaletą była cena i tempo budowy. Finowie udoskonalili te konstrukcje i zaczęli ich budowę na masową skalę. Wystarczyło trzech pracowników i dwa tygodnie pracy, by móc wprowadzić się do nowego domu. Po II wojnie światowej i ogromnych zniszczeniach, jakie spowodowała, te konstrukcje stały się ponownie bardzo pożądane. Fabryki domków działały pełną parą, wysyłając swoje produkty na cały świat.
Jest koniec 1947 r. Do portu w Gdyni przypłynął fiński statek z pierwszym transportem drewnianych domów. Producentem była firma Puutalo z Helsinek. W zamian za 1 mln t węgla, równowartość ówczesnych 12 mln dolarów, Finowie dostarczyli m.in. 4000 domków. To była inicjatywa ówczesnego Ministerstwa Górnictwa i Energetyki. Transakcję zawarła Centrala Zbytu Przemysłu Węglowego. Nie była to nowość. Wcześniej takie same domki przekazał zrujnowanej po wojnie Warszawie Związek Radziecki, który otrzymał je od Finów w ramach reparacji. Stanęły w 1945 r. niemal w centrum miasta, obok Łazienek Królewskich, na terenie dawnego Szpitala Ujazdowskiego, przy ul. Szwoleżerów i na Polu Mokotowskim. W sumie 407 domków. Zamieszkali w nich przodownicy pracy, ludzie zasłużeni i niezbędni władzy PRL-u.
W 1947 r. większość konstrukcji została załadowana do wagonów i ruszyła na południe, na Górny Śląsk. Pierwsze domki postawiono jednak na Pomorzu we Wrzeszczu. Osiedle liczące 85 budynków było gotowe po dziewięciu miesiącach. Ich powierzchnia nie przekraczała 70 mkw. Budynki miały dwuspadowe dachy, kryte dachówką. Na parterze była kuchnia i dwa pokoje, na piętrze dwie sypialnie. Łazienki dobudowywali mieszkańcy już później we własnym zakresie.
Kolonie domków fińskich przetrwały m.in. w Będzinie-Grodźcu, Bytomiu-Miechowicach (489 przy ul. Francuskiej, wybudowane dla górników z tamtejszej kopalni), Gliwicach, Jaworznie, Katowicach, Mysłowicach, Sosnowcu, Rudzie Śląskiej.
Mało kto wie, że ich osiedle stało na miejscu obecnego Tysiąclecia w Katowicach. Wybudowano je w latach 40. i 50. dla górników z kopalni Prezydent w Chorzowie. Podobną historię ma osiedle Witosa. Współczesne blokowisko też stoi na terenach zajmowanych dawniej przez domki fińskie.
Żeby kupić te drewniane domki, trzeba mieć naprawdę pełne konto. Kosztują od 220 tys. zł w górę. Miały wytrzymać 30 lat, stoją od 70. Zostały rozbudowane, zmodernizowane i zapewniają dach nad głową kolejnym pokoleniom. Wiele tych domków po rozebraniu i przeniesieniu na zielone tereny pełni teraz funkcję domków wakacyjnych.