Jednorazowe odprawy dla górników

 Jerzy Dudała
 
Transformacja górnictwa budzi coraz większe emocje. To nie tylko sprawa
osłon, w tym jednorazowych odpraw dla górników, ale i gwarancji pracy do emerytury. - Jeżeli chodzi o gwarancje dopracowania przez górników do emerytury, rząd zrzuca odpowiedzialność na spółki węglowe. Chcieliśmy, by te gwarancje miały rangę ustawową. Tymczasem może się okazać, że spółki węglowe po dwóch, trzech czy pięciu latach przestaną istnieć, bo przejdą reorganizację - i wtedy nie wiadomo, co stanie się z tymi niby-gwarancjami - komentuje dla portalu WNP.PL, nie kryjąc irytacji, Bogusław Ziętek, szef Sierpnia 80.
Wszystkie wcześniejsze reformy sektora węglowego miały na celu redukcję poziomu zatrudnienia i dostosowywanie wydobycia węgla do możliwości jego zbytu.
W 1990 roku w polskim górnictwie pracowało niemal 400 tys. ludzi.
Obecnie w kopalniach zatrudnionych jest ok. 80 tys. osób. Oczywiście transformacja dotknie również w kolejnych latach całe górnicze zaplecze.
Trudno mi oceniać, czy 120 tys. zł netto jednorazowej odprawy to dużo, czy też nie... To już sami górnicy muszą sobie odpowiedzieć na takie pytanie - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Jakub Szkopek, analityk mBanku. - Zgłaszane przez górnicze związki zawodowe obawy, że bez indeksacji - przykładowo - w roku 2035 ta kwota może mieć znacząco niższą wartość nabywczą, są uzasadnione. Widać bowiem inflację kosztową, co może mieć wpływ na wartość tych odpraw w przyszłości, jeżeli nie będą indeksowane.
I wskazuje, że akurat w ostatnich latach płace w górnictwie rosły. Teraz pewnie ten wzrost zostanie wyhamowany, ale w kolejnych latach niewykluczone są dalsze przyrosty płac - np. w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, która wydobywa przede wszystkim węgiel koksowy potrzebny do produkcji stali, znajdujący się na unijnej liście surowców strategicznych.
Zatem nie widać raczej scenariusza, w którym JSW miałaby zmniejszać zatrudnienie. Tym bardziej, że w Grupie JSW znajdują się również koksownie. Produkcja koksu to dziś dochodowy segment, gdyż w Chinach ograniczono zdolności produkcyjne w koksownictwie i ze strony rynku chińskiego rośnie zapotrzebowanie na koks. A to przekłada się też na wzrost cen - zaznacza Szkopek.
Jednak Jastrzębska Spółka Węglowa to, jak mówią w branży górniczej, "trochę inna bajka". Spoglądając na kwestie transformacji górnictwa i likwidacji kopalń, trzeba w pierwszym rzędzie koncentrować uwagę na producentach węgla energetycznego, w tym na kopalniach Polskiej Grupy Górniczej.
Oby nie pogorszyło się bezpieczeństwo pracy w kopalniach
Zdaniem Jerzego Markowskiego, byłego wiceministra gospodarki, nie ma dzisiaj żadnego uzasadnienia dla motywowania górników, by odchodzili z kopalń. Zwraca on też uwagę, iż górnicy o wysokim poziomie kompetencji zawodowych, zatrudnieni przy robotach wydobywczych, przygotowawczych i w zakładach przeróbki mechanicznej węgla, nadal będą w kopalniach potrzebni.
Chyba że ktoś wpadł na absurdalny pomysł jeszcze bardziej radykalnego obniżania poziomu wydobycia węgla w Polsce poprzez gwałtowną redukcję zatrudnienia - podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski. - Ta metoda, aczkolwiek skuteczna (zachęta finansowa z tytułu odpraw jest spora i będzie wyjątkowo atrakcyjna dla żon górników) spowoduje, że ubędzie ludzi. A tym samym obłożenia robót w kopalniach będą niekompletne, co w górnictwie znaczy: niebezpieczne - zaznacza Markowski.
I wskazuje, że dotyczy to subtelnej granicy norm obłożenia robót, wynikającej przede wszystkim z technologii i bezpieczeństwa pracy pod ziemią. Jego zdaniem warto, by taką analizę przeprowadziły urzędy górnicze.
Markowski odnosi się też do terminów i założeń zapisanych w Polityce energetycznej Polski do 2040 roku (PEP 2040).
Harmonogram odchodzenia od węgla założony w PEP 2040 jest absolutnie przeszacowany. Jeżeli bowiem w takim tempie będzie redukowany dostęp do polskiego węgla, to nie powstanie w tym czasie substytut dla energetyki węglowej. A import węgla spowoduje, że wprawdzie kupimy do Polski węgiel, którego w świecie wydobywa się coraz więcej, ale poprzez wysokie ceny energii będziemy utrzymywali kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy w górnictwach innych państw - mówi Jerzy Markowski.
Prof. Kazimiera Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego przyznaje, że wątpliwości zgłaszane przez Jerzego Markowskiego są zasadne, gdyż kwestie dotyczące bezpieczeństwa pracy górników powinny być zawsze na pierwszym miejscu.
A kwota jednorazowej odprawy, która miałaby wynieść 120 tys. zł netto nie wydaje się jakoś wygórowana, jeżeli zestawimy ją sobie chociażby z odprawami z lat 1998-2002 w ramach ówczesnego górniczego pakietu socjalnego - dodaje.
I przypomina, że w latach 1998-2001 z górnictwa dobrowolnie odeszło przeszło 100 tys. ludzi. Około 40 proc. z nich wzięło wówczas odprawy wynoszące średnio 37 tys. zł netto, ale siła nabywcza pieniądza była wtedy inna niż teraz... Środki na tzw. Górniczy Pakiet Socjalny pochodziły wówczas z kredytu udzielonego przez Bank Światowy.
Reformę przeprowadzoną w warunkach spokoju społecznego ocenia się różnie. Wielu do dziś uznaje ją za wielki sukces rządu AWS-UW. Nie brak jednak opinii, że nazbyt pospiesznie i pochopnie zlikwidowano niektóre kopalnie. Później w badaniach co piąty "odprawiony" deklarował, że gdyby można było cofnąć czas, nie skorzystałby z pakietu i wolałby pozostać w kopalni.
Wszystkie reformy sektora węglowego zmierzały do redukcji zatrudnienia i dostosowywania wydobycia węgla do możliwości jego zbytu. W 1990 roku w polskim górnictwie pracowało niemal 400 tys. ludzi. Obecnie w kopalniach jest zatrudnionych około 80 tysięcy osób.
Nie znam szczegółów,  wiadomo jednak, że prowadzone są cały czas rozmowy dotyczące umowy społecznej w górnictwie między rządem a górniczymi związkami - zaznacza prof. Kazimiera Wódz. - Wskazywanie głównie na te odprawy to zdecydowanie za mało. Transformacja energetyczna i odchodzenie od wydobycia węgla w kraju jest poważną sprawą i trudno się dziwić licznym obawom. Również i takim, że jeżeli gwałtownie ograniczymy wydobycie węgla i nie zdołamy wybudować elektrowni atomowej czy farm wiatrowych na morzu, to skończy się to wysokim importem węgla do Polski oraz zwiększonym importem energii elektrycznej. A nie byłoby to korzystne z perspektywy suwerenności energetycznej państwa - dodaje prof. Kazimiera Wódz.
Prof. Jacek Wódz, też socjolog, zwraca uwagę, że - mówiąc o transformacji energetycznej - trzeba myśleć w perspektywie kilkudziesięciu lat.
Główną bolączką obecnej ekipy rządzącej jest to, że te wszystkie programy mają charakter działań doraźnych. Przeważa podejście typu: jeśli mamy wygrać wybory za przeszło dwa lata, to róbmy tak, żeby się czymś pochwalić zaraz przed tymi wyborami. W przypadku transformacji górnictwa i energetyki należy zaś wybiegać kilkadziesiąt lat do przodu! I uwzględniać, serio traktować kwestie społeczne. Pamiętam, jak przed laty degradacji ulegały całe osiedla górnicze. Nie wystarczy tylko to, że da się odprawy jednorazowe. Trzeba mieć na uwadze specyfikę i realia poszczególnych miejscowości i pamiętać o potrzebie tworzenia nowych miejsc pracy. No chyba, że chce się tylko „odfajkować” temat, ale nie o to przecież powinno tutaj chodzić - podsumowuje prof. Jacek Wódz.
Transformacja górnictwa i energetyki, czyli poważna sprawa
Odprawy w wysokości 120 tys. zł na rękę dla górników, którzy będą odchodzić z kopalń, nie są wygórowane - zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Przemysław Sztuczkowski, prezes zarządu firmy Cognor funkcjonującej w branży hutniczej. - Uważam, że powinny one podlegać indeksacji, gdyż czasy są wysoce niepewne w kwestii inflacji i - przykładowo - w roku 2035 te 120 tys. zł netto może mieć znacząco niższą wartość niż obecnie. Nasza elektroenergetyka całe lata bazowała na węglu i kwestia transformacji energetycznej oraz dywersyfikacja miksu energetycznego to bardzo poważna sprawa - dodaje Przemysław Sztuczkowski.
Negocjacje między rządem a górniczymi związkami zawodowymi co do ostatecznego kształtu umowy społecznej dla górnictwa cały czas trwają. I cały czas pozostają do wyjaśnienia sporne kwestie.
Skoro rząd - pod dyktando Unii Europejskiej - postanowił zniszczyć polskie górnictwo, to nic dziwnego, że musi za to płacić - podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Bogusław Ziętek, przewodniczący Sierpnia 80.
Akcentuje, że osłony socjalne to normalny instrument w przypadku likwidacji tak dużych branż i te zaproponowane w projekcie umowy społecznej nie są niczym nadzwyczajnym.
Najistotniejsze z nich to urlopy górnicze: czteroletnie dla pracowników dołowych i trzyletnie dla pracowników zakładów przeróbki mechanicznej węgla, oraz jednorazowa odprawa pieniężna. Niestety, nie udało się wprowadzić zapisów o dopłacie do wynagrodzenia dla pracownika, który sam znajdzie sobie nowe zatrudnienie za niższą płacę - wskazuje Ziętek.
Jednocześnie dodaje, że rząd forsuje zapisy, które pozwolą na korzystanie z tych osłon (urlop górniczy, jednorazowa odprawa) wyłącznie pracownikom zlikwidowanych kopalń.
To głupie i nielogiczne. Dlatego, że całkowitej likwidacji ulega cała branża i wszystkie kopalnie będą poddawane procesowi drastycznego ograniczania wydobycia. Wszystkie zatem powinny być objęte programem osłon - uważa związkowiec.
I podkreśla, że w myśl logiki rządu pierwsi, którzy na pewno będą mogli skorzystać z tego programu, to pracownicy kopalni Bolesław Śmiały (i to dopiero w roku 2028).
Następni będą pracownicy kopalni Sośnica w roku 2029. A potem dopiero zatrudnieni w tych kopalniach, które będą likwidowane po roku 2030. Jak z tego widać, zbyt dużego wysiłku rząd w tej sprawie nie wykazuje, ponieważ - gdyby przyjąć tę chorą logikę - z urlopów i odpraw jednorazowych skorzysta garstka ludzi. Kosztować to będzie niewiele... - wskazuje Ziętek, dopowiadając, że jednak propaganda, iż "górnicy mają ekstrawarunki" jest bardzo intensywna.
A co będzie z gwarancjami dopracowania do emerytury?
Nie wiadomo, jak będą potraktowani górnicy z takich kopalń, jak Pokój, Wujek czy - w niedalekiej przyszłości - Bielszowice. Jeżeli bowiem nie uda się zmusić rządu, żeby Bielszowice i Halembę uratować, przestawiając je na produkcję węgla koksowego, to nie wiadomo, czy w 2023 roku Bielszowice będą mogły skorzystać z programu osłon - zaznacza Bogusław Ziętek.
I wskazuje na ewentualność, że w przypadku Bielszowic i Halemby może się okazać, że nie ma formalnej likwidacji, a więc podstaw do uruchomienia osłon, gdyż nastąpi tam reorganizacja dwuruchowej kopalni w kopalnię jednoruchową.
Wszystko to pokazuje, jak dziurawa jest koncepcja rządu i jak bardzo zmarnowany został czas od 25 września 2020 roku, kiedy to podpisano porozumienie między rządem a związkami, zakładające odchodzenie od wydobycia węgla energetycznego do 2049 roku - dodaje Ziętek.
Nie kryjąc irytacji, wskazuje, iż rząd upiera się, że nie wyrazi zgody na indeksację zapisanej w projekcie porozumienia kwoty 120 tys. zł netto jednorazowej odprawy.
Może się okazać, że skoro większa grupa górników będzie mogła skorzystać z tego instrumentu dopiero w latach 2028-2029 (likwidacja kopalń Bolesław Śmiały oraz Sośnica), a naprawdę znacząca liczba dopiero w połowie lat 30., to realna wartość tych jednorazowych odpraw będzie o 1/3 niższa; 120 tys. zł bowiem w roku 2021 to nie to samo, co 120 tys. zł w roku 2035 - ocenia także Bogusław Ziętek.
Dodaje przy tym, że także jeżeli chodzi o gwarancje dopracowania przez górników do emerytury, rząd umywa ręce - zrzucając z siebie odpowiedzialność za te gwarancje na spółki węglowe.
Chcieliśmy, żeby te gwarancje miały rangę ustawową. Tymczasem może się okazać, że spółki węglowe po dwóch, trzech czy pięciu latach przestaną istnieć, bo przejdą reorganizację, i wtedy nie wiadomo, co stanie się z tymi niby-gwarancjami. Jak zatem widać, po raz kolejny w Polsce rozpowszechnia się mity, jak to nadzwyczajnie mają zostać potraktowani górnicy; rzeczywistość jest o wiele brutalniejsza. Ci, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za likwidację polskiego górnictwa, stając się jego grabarzami, chcą to uczynić jak najmniejszym kosztem i z jak najmniejszą odpowiedzialnością za to, co robią - podsumowuje Bogusław Ziętek.