Klimatyczna eutanazja węgla

Jerzy Dudała
 
Elektroenergetyka w Polsce balansuje na „cienkiej czerwonej linii”. Z jednej strony
mamy rosnące potrzeby energii elektrycznej i rekordy szczytowych potrzeb mocy, a z drugiej strony brak widoków na rychłe uzupełnienie ubytków mocy nowymi - podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.
Herbert Leopold Gabryś wskazuje na troskę o to, jak utrzymać ciągłość dostaw energii elektrycznej i jak ubezpieczyć systemowo rozwój niestabilnych źródeł „ozowych”.
Przypomina, że cała infrastruktura dostaw energii wymaga zwiększonych nakładów.
Część dystrybucyjna ma sporą zadyszkę, gdy trzeba podołać lawinie przyłączeń głęboko rozproszonej generacji solarnej - zaznacza Herbert Leopold Gabryś.
 Czego należy się spodziewać w energetyce w roku 2022?
- To będzie rok, jakich wiele już było. Tyle że złożony o wiele bardziej - tak bardzo, jak jeszcze nie było.  Rok odarcia z zasłon wielu prawd. Nie mamy polityki energetycznej.
Nie mamy?
- No, nie mamy, bo ta „nowa” z lutego 2021 roku ma być nowelizowana, jak zresztą bardzo trudno to odczytać z mizernych komunikatów polityków. Zatem rok z niepewną strategią na lata przyszłe.
W co bowiem ma wierzyć potencjalny inwestor, gdy tyle co przyjęta polityka idzie do korekty. Rząd powołuje zespoły i pełnomocnika dla monitorowania bezpieczeństwa energetycznego. A w tle energetyczny „armagedon” świata ostatnich miesięcy. Brutalne odarcie z iluzji spokoju nie pozostawia złudzeń. Braki gazu, węgiel w niedostatku dostaw oraz szybujące ceny paliw i energii. Potwierdza się stara prawda - paliwa i energia to skuteczna broń w geopolitycznej grze o swoje interesy.
Tu jesteśmy bezbronni…
- Unia Europejska, a my w niej, przegrywa tę grę od dłuższego czasu. Nasza generacja energii elektrycznej z węgla pozostanie jeszcze na wiele lat istotną częścią naszego bezpieczeństwa energetycznego, bo taką mamy i nie da się ją zaklęciami radykalnie zmienić.
Pozostanie także ubezpieczeniem rozwoju niestabilnych źródeł odnawialnych. Tymczasem konsekwentnie - z polityki klimatycznej UE - mamy przyspieszać „eutanazję” węgla w energetyce. Tego węgla, który w ostatnich kilkunastu tygodniach ratuje zwiększone potrzeby produkcji energii elektrycznej w kraju.
Przy zmniejszonym imporcie, bowiem w Niemczech „cienko przędą”. To sądzę zmieni narrację w 2022 roku co do naszego „energy mix” w następnych kilkunastu - kilkudziesięciu latach. A będzie to okrutnie złożone.
Dlaczego aż tak?
Przypomnę nasze zobowiązania w ramach unijnych regulacji - nowe moce zainstalowane w węglu nie powstaną. A bloki gazowe, po zawirowaniach z dostawami gazu, będą nie tak ciekawe inwestycyjnie.
Tym bardziej, że nadal nie wiadomo, czy gaz zostanie dopuszczony przez UE jako paliwo przejściowe w energetyce w ramach taksonomii. Zresztą, co do jądrowych bloków tam też pozostaje ten sam dylemat.
Z tym trzeba się będzie zmierzyć. Nie tylko w medialnym szumie, ale realnie - w postawieniu sprawy jednoznacznie, łącznie z doprowadzeniem do zmian reguł handlu emisjami. Konsekwentnie! Aż do jednostronnego, jak niektórzy wołają, wycofania się z pakietu klimatyczno-energetycznego!
Mocno powiedziane.
- Spodziewajmy się przy tym dalszego znaczącego rozwoju odnawialnych źródeł energii. Choć nie w takiej dynamice, jak bywało. Zarówno wiatrowej, jak i solarnej. A na morzu, póki co, farmy wiatrowe w oczekiwanej skali to jeszcze nie najbliższy czas.
Po wyborze pierwszej lokalizacji elektrowni jądrowej przyjdzie czas na pokonywanie „golgoty” zezwoleń środowiskowych. Ale będzie do przodu! Trzeba przy tym uodpornić się na aktywność przeciwników jej budowy. A będzie to festiwal zaiste ostry.
W generacji nowy rok przyniesie nam wreszcie oddanie do systemu nowego bloku w Jaworznie. Życzmy sobie i inwestorowi, aby stało się to jak najrychlej. Poza problemami z niedostatków nowych mocy przyniesie nam ostrzejsze okazanie niedostatków nakładów na infrastrukturę dystrybucyjną. Tam nie tylko sieci są na granicy wydolności.
Jest aż tak źle?
- Cała infrastruktura dostaw energii wymaga zwiększonych nakładów. Część dystrybucyjna ma sporą zadyszkę, gdy trzeba podołać lawinie przyłączeń głęboko rozproszonej generacji solarnej.
Do tego, aby zarządzać i rozliczać tym obszarem w czasie rzeczywistym, trzeba znaczących środków finansowych na informatyzację. Dołóżmy do nieuniknionego w 2022 roku utworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. Na początek z wydzieleniem i przejęciem aktywów węglowych spółek skarbu państwa. Tu będziemy mieli jaszcze niezły festiwal w zmaganiach rządu i związków zawodowych.
Wygląda na to, że związkowcy stracili zaufanie do tego, co zapisano w porozumieniach wstępnych. Będzie gorąco, przede wszystkim politykom! Bo nam z determinacji górników w nowym roku może być tylko zimniej.
Dodam jeszcze do tego, co nam przyniesie nowy rok - w elektroenergetyce dojdzie jeszcze trud podołania kolejnej fali pandemii. Z kolejną mutacją. Bardziej agresywną i szybciej działającą. W tym stanie rzeczy przyjdzie jaszcze trudniej tak prowadzić ruch i dyspozycyjność specjalistów energetyki, aby prąd płynął. Wszędzie i o każdej godzinie.
Rok 2022 będzie pod znakiem podwyżek cen energii. Jak wysokie mogą one ostatecznie być?
- Wzrost cen energii elektrycznej, gazu i paliw niedawno ogłoszony - jest w skali, jakiej bardzo dawno nie było. Z tytułu zawirowań na rynkach światowych i kosztów polityki klimatyczno-energetycznej UE. Część ze zwiększonych kosztów obciążeń budżetów domowych, samorządowych jest „osładzana” decyzjami rządu. Na razie skutecznie i trochę łatwiej to znieść. Ale to tylko na jakiś czas. Do pełnych obciążeń akcyzą i VAT-em trzeba będzie wrócić. To z pewnością wyznaczy obraz pełnych zwiększeń cen energii elektrycznej do końca 2022 roku. I to nie będzie wszystko!
Niby czemu?
- Trzeba będzie straty budżetu odrobić. Zatem sądzę, że 2022 rok przyniesie nam jeszcze dodatkowe zwiększenie cen. Nie jest przesadą sądzić, że na koniec grudnia będzie to w relacji do grudnia 2021 roku dla energii elektrycznej około 30 procent. Jak dobrze pójdzie! Także z przyczyn rosnących kosztów wytworzenia i dostarczenia energii elektrycznej ze skutków inflacji.
Chyba że z powodów troski o elektorat, jak to już ćwiczyliśmy nie tak dawno, jedną ustawą ceny zostaną zamrożone. To jednak w skutkach długookresowych kosztuje jeszcze więcej. Dodajmy do tego brak nadziei na skuteczne zmniejszenie w 2022 roku kosztów haraczu klimatycznego z polityki UE. Mamy obraz naprawdę nieciekawy, jeśli chodzi o ceny energii elektrycznej na koniec 2022 roku.
Czy w roku 2022 i latach kolejnych może dojść u nas do blackoutów?
- W najczęściej przytaczanej definicji blackout to  zdarzenie nieprzewidywalne, które z zaskoczenia i skali tyczy dużych obszarów i dotyka wielkiej liczby odbiorców. To może zdarzyć się z wielu powodów.
Z nadzwyczajnych zdarzeń pogodowych, bo wichury, powodzie czy wielkie opady śniegu przy dużym mrozie. Może się także zdarzyć z ułomności - mimo wszystko - techniki. Także, co przecież bywa, z przyczyn błędu człowieka.
U nas akurat dość rzadko, bowiem choć się zdarzały, to reakcje operatora były właściwe i na czas, że wspomnę awarię rozdzielni w Rogowcu z maja 2021 roku.
W ostatnich latach brak dostaw energii elektrycznej był z przyczyn awarii sieciowych, najczęściej z przyczyn złej pogody. Nie mieliśmy przerw w dostawie energii elektrycznej z przyczyn braku mocy. Poza incydentem w sierpniu 2015 roku. Skąd zatem przestroga, że stanie się to niebawem? Może nie w skali blackoutu, ale poważnego ograniczenia dostaw z prostą drogą do jej racjonowania.
Doświadczamy w ostatnich tygodniach pracy na granicy mocy dostępnych. Operator przy rosnących zapotrzebowaniach szczytowych bijących kolejne rekordy z racji rosnącej konsumpcji energii elektrycznej w kraju. Ale nie tylko, bowiem przy sporym pomniejszeniu możliwości importu.
Do końca listopada 2020 roku pobraliśmy 18754 GWh przy oddaniu (eksporcie) 6 286. Do końca listopada 2021 roku odpowiednio pobraliśmy 13915 GWh i oddaliśmy 12668 GWh. Porównanie sald okazuje skalę zmian w wymianie z zagranicą.
Kupiliśmy o 4 839 GWh mniej a sprzedaliśmy o 6382 GWh więcej. Niemcy z zawirowań na rynkach energii - przede wszystkim gazu - przy mniejszej generacji z OZE ograniczyli sprzedaż, ubezpieczając swoje potrzeby z generacji na węglu brunatnym (za 11 miesięcy 2021 roku nieco ponad 52 proc. w strukturze wytwarzania) i imporcie.
Stara to prawda - najpierw trzeba zadbać o potrzeby własne z zasobów własnych paliw i mocy. Ta lekcja jest poważną przestrogą, aby własne bezpieczeństwo energetyczne traktować strategicznie według zasady - mocy zainstalowanej blisko pełnych potrzeb z zasobów paliw dostępnych na miejscu.
A w zależności od możliwości - kupować na zewnątrz, kiedy trzeba lub gdy jest to opłacalne.
Skąd zatem powtarzane ostatnio co rusz pytanie o blackout?
- Operator KSE (Krajowy System Energetyczny) w swoim cyklicznym osądzie bezpieczeństwa systemowego podał latem, że do 2030 roku trzeba nowych mocy systemowych około 6000 MW. Także raport ministra klimatu i środowiska z sierpnia 2021 roku przestrzega przed zaniedbaniem kwestii tworzenia nowych mocy wytwórczych w kraju.
Ostrzega, że poważne niedobory mogą wystąpić tuż po 2025 roku. W rezultacie planowanych trwałych odstawień z eksploatacji jednostek wytwórczych centralnie dysponowanych cieplnych (JWCD). A inwestycji gwarantujących nowe moce JWCD na ten czas nie widać. Stąd zrozumiałe obawy o to, co dalej ze zbilansowaniem ubytków i nowych mocy.
Na dziś -  z niepełnych danych za rok 2021 - mamy w systemie około 32,3 GW mocy z węgla, z gazu 2,8 MW, z wody 2,4 GW, z wiatru i fotowoltaiki 12,3GW a z generacji w przemyśle 2,7GW. W sumie to nie tak mało, jeśli przywołać szczytowe zapotrzebowanie na moc z 12 lutego 2021 roku o godz. 10:30 równe 27617 MW. Jeśli jednak z tego wykazu mocy odjąć generację niestabilną ozową, to zostaje już dużo mniej. I to by było, póki co dość, gdyby nie ubytki mocy w systemie.
Część mocy jest nie do uruchomienia z różnych powodów. W każdym bądź razie niezbyt szybko i nie na miarę potrzeb. Część natomiast z potrzeb odstawień remontów planowanych i doraźnych. Na połowę grudnia 2021 roku było tego blisko 13,5GW. Z czego około 4,9GW planowanych, a pozostałe doraźne, nieplanowane - z powodu awarii. Tu jest zagrożenie ubezpieczenia systemu w potrzebne moce.
Nieplanowane ubytki mocy maja tendencję rosnącą?
- To świadectwo stopnia ich zużycia przy systematycznym pomniejszaniu nakładów na remonty prewencyjne. W ogromnym skrócie, używając uproszczeń: łatamy to i jakoś idzie! Nowych mocy systemowych w horyzoncie do 2035 roku nie widać, natomiast stare mogą się posypać szybciej niż sądziliśmy.
Stad istotne zagrożenia ciągłości dostaw energii. Może jeszcze nie dziś i  nie za rok. I nie na miarę blackoutu, ale dalej to już „nie ma zmiłuj”. Najpierw racjonowanie dostaw, a potem do tego dojdą zagrożenia poważnych awarii systemowych.
Co dalej z systemem EU ETS? Czy jego rozszerzenie, na które się zanosi, oznaczać może totalne spustoszenie polskiego przemysłu?
- Handel emisjami - ETS to taka klimatyczna „eutanazja” węgla w dawkowanej skutecznie narkozie populizmu. Dotąd w energetyce, a za chwilę znacznie szerzej, w wielu obszarach gospodarki. Nasz wpływ na zmiany systemu handlu emisjami jest znikomy.
Pokazała to ostatnia Rada Europy. A w tle wysokich i spekulacyjnie rosnących cen uprawnień do emisji CO2 mamy znaczące przychody wielu budżetów państw UE (w tym Polski - red.) z handlu uprawnieniami. Hipokryzja? Bez wątpienia! Schowany w kosztach produkcji energii elektrycznej - a niebawem wielu innych obszarów aktywności gospodarczej - to taki „fajny” podatek.
Do tego można opowiadać, że to dla naszego dobra, że to dla ochrony klimatu! Dla nas - abstrahując od tego, czy limity uprawnień są dostateczne - to za 2021 rok przychody do budżetu około 25 mld złotych. Niezły kąsek, jakby nie było opłacony przez nas w cenach energii.
Dotkliwie, bo z udziałem nieco ponad 50 proc. Będzie w energetyce i nie tylko w niej sporo wrzawy i buńczucznych zawołań o zmianę tego. Nawet zawołania o wyjście Polski z pakietu klimatyczno-energetycznego UE. A póki co, będzie bez zmian! I tak pozostanie na długo.
A zatem?
- System zielonych certyfikatów ma pójść do zmian. To wsparcie już nie przystoi do wyników instalacji „zielonych”. Są z czasu, gdy ceny energii odnawialnej były zbyt niskie. Dziś bez wsparcia gwarantują producentom wysoką rentowność i wysoką dywidendę inwestorom, niekoniecznie polskim. Energetykę czeka zatem wiele hałasu o utrzymanie systemu certyfikatów.
Co będzie największym problemem w polskiej elektroenergetyce w roku 2022?
- Elektroenergetyka w Polsce balansuje na „cienkiej czerwonej linii”. Z jednej strony mamy rosnące potrzeby energii elektrycznej i rekordy szczytowych potrzeb mocy, a z drugiej strony brak widoków na rychłe uzupełnienie ubytków mocy nowymi. Z jednej strony są niedostatki węgla w energetyce w generacji 80 proc. z węgla, a z drugiej szalejące ceny uprawnień do emisji.
Problemem pozostanie troska, jak utrzymać w tym stanie rzeczy ciągłość dostaw energii elektrycznej i jak ubezpieczyć systemowo rozwój niestabilnych źródeł „ozowych”. I jak wytrzymać jeszcze w wynikach finansowych z dławieniem cen kompensujących rosnące koszty oraz jak przetrwać w sprawnym zarządzaniu zapowiadane zmiany organizacyjne. Nie tylko te w związku z tworzeniem NABE.
Jak sądzę - konieczna będzie zmiana postrzegania polityki klimatyczno-energetycznej UE z kosztownych ambicji jej wyznawców na racjonalizm logiki kosztów i efektów. I tak, jeśli jest coś, co temu kosztownie przeszkadza, to o tym należy mówić, nazywając rzeczy po imieniu.