Energetyka nadal

chce węgiel półdarmo. To korzystne, ale tylko dla niej

 Jerzy Dudała
Wojna na Ukrainie rozchwiała i tak już mocno rozchwiane rynki surowcowe. Embargo na węgiel z Rosji powoduje dużą nerwowość na rynku węgla, którego ceny poszybowały w górę. Wielu wiesza teraz psy na rodzimych producentach węgla, irytując się, że surowca brakuje. Jednak ten niedobór jest zupełnie naturalny w realiach, kiedy od lat redukowane jest wydobycie węgla w kraju. A embargo na węgiel rosyjski jedynie spotęgowało i tak olbrzymie problemy.
W przypadku węgla na potrzeby energetyki zawodowej, to najchętniej nadal brałaby ona od polskich producentów surowiec za półdarmo, żeby potem zarabiać na eksporcie energii i chwalić się wynikami.
Na przestrzeni ostatnich lat energetyka zawodowa dusiła krajowe górnictwo, chociażby nie odbierając zakontraktowanych ilości węgla, które zastępował „atrakcyjniejszy” surowiec z importu.
Taka polityka była dobijająca dla spółek górniczych.
W latach 2019 i 2020 największy polski producent, czyli Polska Grupa Górnicza, pozostał z około 5,2 mln ton wyprodukowanego surowca, który energetyka zamówiła wcześniej, ale go nie odebrała i nie zapłaciła za niego w sumie ok. 1,4 mld zł.
W efekcie drastycznie obciętych odbiorów przez elektrownie - moce produkcyjne kopalń spadły o ponad 20 proc. rocznie (o 6 mln ton). Jeżeli w 2019 roku Polska Grupa Górnicza produkowała jeszcze 29,8 mln ton węgla energetycznego, to rok później już tylko 24,4 mln ton, natomiast w 2021 roku nieco ponad 23 mln ton węgla. Dramatycznie mało jak na największego producenta węgla kamiennego w Polsce.
Przez brak przychodów kopalnie nie mogły inwestować, a żeby uniknąć strat musiały redukować ściany wydobywcze. Dziś wszystko to odbija się czkawką.
Dobijanie górnictwa przez energetykę
Obecne realia pokazują, że tamto zachowanie energetyki i podejście do górnictwa zaskutkowało zwiększonymi problemami na rynku węgla. Obecnie podaż nie nadąża za popytem, a na międzynarodowym rynku trwa gorączkowe poszukiwanie „czarnego złota”. Natomiast nasza energetyka zawodowa nadal chciałaby mieć węgiel z Polskiej Grupy Górniczej półdarmo. Do tej pory nie zakończyły się renegocjacje cen z energetyką zawodową przez Polską Grupę Górniczą.
Jak dowiedział się nieoficjalnie portal WNP.PL, w środę 15 czerwca ma zaś dojść do posiedzenia rady nadzorczej Polskiej Grupy Górniczej. W porządku obrad jest punkt dotyczący zmian w zarządzie spółki.
Można zasłyszeć, że może dojść do zmian w zarządzie Polskiej Grupy Górniczej, która chce uzyskać wyższe ceny za sprzedaż węgla do energetyki zawodowej, co tej ostatniej bardzo się nie podoba. Czas pokaże, jak to się ostatecznie potoczy. Natomiast nie jest żadną tajemnicą, że energetyce zawodowej nie jest w smak płacić znacznie więcej za węgiel dostarczany przez Polską Grupę Górniczą.
Prezes zarządu Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala walczy o to, żeby spółka uzyskała lepsze ceny, energetyka od lat ma jednak lepsze przełożenie w resorcie aktywów państwowych niż górnictwo - istnieje więc zagrożenie że znany menedżer zostanie ofiarą negocjacji.
Generalnie, tu już wchodzimy w świat polityki, a gospodarka schodzi na dalszy plan. Wiadomo, że górnictwo i energetyka to branże od lat mocno upolitycznione. Padają one łupem po kolejnych wyborach parlamentarnych. Tak było, tak jest, i tak będzie, bo przecież walka o wpływy różnych, często ścierających się ze sobą frakcji określonych sił politycznych, to w przypadku tych branż codzienność.
Czas przeorientować politykę w stosunku do węgla
Na pewno dotychczasowa polityka redukowania mocy wydobywczych w kraju jest do przeorientowania. Trzeba bowiem myśleć nie tylko o najbliższym sezonie grzewczym, ale o kolejnych latach. Jeżeli tak ochoczo i natychmiast wprowadziliśmy embargo na węgiel z rosyjskich kopalń, to teraz może czas postawić na inwestycje w perspektywiczne krajowe kopalnie i zwiększać wydobycie węgla w kraju. A także zastanowić się nad potrzebą uruchomienia kolejnych projektów wydobywczych.
Za brak węgla w Polsce nie należy obwiniać spółek węglowych, które realizowały w ostatnich latach politykę zwijania wydobycia, wpisując się w unijną politykę dekarbonizacji i całe to unijne „zielone szaleństwo”. Polska Grupa Górnicza była wręcz zmuszona do redukcji wydobycia, bowiem jeszcze niedawno spółki energetyczne nie chciały odbierać od niej zakontraktowanego węgla. Oczekiwania, że Polska Grupa Górnicza oraz inni producenci węgla z dnia na dzień zwiększą wydobycie, jest niedorzeczne. Bez decyzji politycznych i znaczących inwestycji będzie to niemożliwe.
Jakie te decyzje będą, nie wiadomo, bo obecny rząd błądzi, co szczególnie widać w podejściu do górnictwa i energetyki węglowej. Przed laty mówiono o górnictwie i węglu, że to koła zamachowe gospodarki, później ta narracja PiS-u na temat węgla uległa jednak diametralnej zmianie.
W górnictwie często pada ostatnio pytanie: skąd wziąć pieniądze na inwestycje, skoro Polska Grupa Górnicza sprzedaje węgiel energetyce zawodowej po 12,5 zł za gigadżul, a ceny w ARA oscylują wokół 40-50 zł za gigadżul. Prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala zabiega o to, żeby jednak węgiel z kopalń zarządzanej przez niego spółki trafiał do energetyki zawodowej po bardziej rozsądnych cenach. I tak właśnie powinno być, bowiem w przeciwnym wypadku spółki energetyczne nadal będą „robiły wyniki” kosztem producentów węgla, którzy nie mogą skorzystać z koniunktury.