Niespełna pół wieku

autor: Kajetan Berezowski

 temu padały rekordy wydobycia węgla, nie oszczędzano go i fatalnie nim gospodarowano
Adam Frużyński należy do wąskiego dziś grona historyków górnictwa. Jego publikacje dostarczają ogromnej wiedzy o historii tego przemysłu, a często rzucają nowe światło na wiele wątków, które pozostawały często w cieniu wielkich wydarzeń. Jego zdaniem proces odkrywania prawdy o rozwoju górnictwa na Śląsku, boomie węglowym okresu PRL i kolejnych restrukturyzacjach wciąż trwa. Sprzyja temu digitalizacja starych kronik i dokumentów, do których coraz łatwiej jest dotrzeć.
– Mój dziadek i ojciec związani byli z przemysłem hutniczo-koksowym. Tato był chemikiem. Moje zainteresowania historią rewolucji przemysłowej na Śląsku sięgają jeszcze czasów studenckich. I jeszcze jako student dowiedziałem się przypadkowo, że Krystyna Barszczewska, pierwsza dyrektor Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, poszukuje historyka. Poszedłem tam i przyjęto mnie do pracy. Pewnego dnia z ust wybitnego historyka górnictwa Jerzego Jarosa usłyszałem ważne dla mnie słowa. Powiedział, że historyk, który nie ma pojęcia o tym, na jakich zasadach funkcjonuje maszyna parowa, powinien zmienić branżę. Ja te słowa potraktowałem bardzo serio – przyznaje Adam Frużyński.
I właśnie ta strona rozwoju górnictwa w sposób szczególny go zainteresowała. Tematyka rozwoju technologii i umaszynowienia śląskiego przemysłu, z uwzględnieniem hutnictwa, koksownictwa i górnictwa węgla kamiennego, najczęściej przewija się w jego książkach. Kto dziś wie, że sto lat temu banki chętnie wspierały przemysł węglowy i koksowniczy? Wtedy też pojawił się problem 
przemysłu wydobywczego, a konkurencja na rynku surowca wciąż rosła.
W 1913 r. hutnictwo żelaza wytopiło już 1 mln t surówki, do produkcji której zużyto ponad 1,2 mln t koksu. Wyprodukowano też 97 tys. t odlewów żeliwnych, które wymagały 16 tys. t koksu. Był on też w coraz większych ilościach używany do prowadzenia procesów technologicznych w innych gałęziach przemysłu, służył jako paliwo bezdymne w instalacjach ogrzewających domy i budynki, a węglopochodne stały się głównym surowcem dla dynamicznie rozwijającego się przemysłu chemicznego. Wzrost zapotrzebowania oraz rosnąca systematycznie cena węgla poprawiły dochodowość kopalni, a to przełożyło się na zwiększenie wydobycia i zatrudnienia. W 1876 r. w górnictwie pracowało tylko 32 tys. górników, którzy pozyskali 8,4 mln t węgla. Natomiast w 1913 r. przy zatrudnieniu 123 tys. pracowników, wydobyto 43 mln t węgla.  Aby sprostać temu zadaniu, kopalnie musiały przejść głęboki proces restrukturyzacji. Wiele mniejszych uległo likwidacji, pozostałe otrzymały nowe szyby, maszyny wyciągowe, pompy, wentylatory, kompresory, turbiny, generatory, zakłady wzbogacania. Ponad 70% węgla kierowano na rynek wewnętrzny, obejmujący Górny i Dolny Śląsk, Poznańskie, Pomorze Wschodnie i Zachodnie, Saksonię, Brandenburgię z Berlinem, Meklemburgię. Na tym obszarze węgiel górnośląski toczył jednak zaciętą walkę o odbiorcę z kopalniami dolnośląskimi, reńskimi, a także z importowanym węglem angielskim. Udało się też zwiększyć jego eksport, który stanowił 30 proc. wydobycia. Jego największymi odbiorcami były Austro-Węgry i Królestwo Polskie” – wspomina w swej książce „Zabrze – centrum górnośląskiego przemysłu koksochemicznego” Adam Frużyński.
Interesujące są przytaczane przez niego fakty związane z historią niemalże legendarnej dziś kopalni Pstrowski, związanej nieodłącznie z postacią Wincentego Pstrowskiego.
Zwykłem określać go mianem „pierwszego socjalistycznego świętego”. W rzeczywistości Wincenty Pstrowski był postacią tragiczną, produktem tzw. epoki przodowników pracy – wskazuje historyk.
Rębacz z kopalni Jadwiga w 1947 r. ogłosił w prasie list otwarty do górników, w którym wzywał do współzawodnictwa pracy. Pisał w nim m.in. „Od maja ubiegłego roku pracuję jako rębacz na kopalni Jadwiga w Zabrzu. W lutym br. wykonałem normę 240 proc., wyrąbując 72,5 m chodnika. W kwietniu wykonałem normę 293 proc., wyrąbując 85 m chodnika. W maju dałem 270 proc., wyrąbując 78 m chodnika”. „Kto da więcej niż ja?” – rzucił wyzwanie. W rzeczywistości górnicza brać wcale nie darzyła go wielką sympatią. Po jego śmierci popularne stały się powiedzonka: „Gdy chcesz trafić na Sąd Boski, pracuj tak jak Wicek Pstrowski” oraz „Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi”. Stał się ofiarą komunistycznej propagandy.
Kilkakrotnie, już po jego śmierci, władze PRL próbowały wskrzesić ideę socjalistycznej pracy, ale z marnymi efektami, za to w siłę rosła sama kopalnia Pstrowski, która w latach 70. ub. stulecia aspirowała do miana jednej z najlepszych. Był czas, gdy zatrudniała 9 tys. pracowników. Najgłębszy szyb Gigant, dziś należący do CZOK, liczył 830 m, a najgłębszy poziom miał 1160 m. Jeszcze w 1977 r. kopalnia wydobyła 3,6 mln t węgla! – opowiada Adam Frużyński.
Z jego kolejnej książki „Zarys dziejów górnictwa węgla kamiennego w Polsce” dowiadujemy się, że w latach 1970-1975 górnictwo otrzymało od państwa kwotę 64 mld zł na inwestycje. Budowano nowe szyby, pogłębiano stare, uruchamiano nowe poziomy wydobywcze, instalowano maszyny i urządzenia. Były one jednak coraz droższe, co powodowało większe wydatki na remonty i amortyzację. Wydobycie rosło. W 1979 r. osiągnęło poziom 201 mln t przy zatrudnieniu 367 tys. pracowników. Na eksport w latach 70. trafiało nawet 41 mln t węgla rocznie!
– W tamtych czasach wydatki na górnictwo były chyba większe niż na zbrojenia. Węgla nie oszczędzano i fatalnie nim gospodarowano – zwraca uwagę historyk górnictwa.
Adam Frużyński ma na swym koncie ponad sto cennych publikacji. Wciąż też pracuje nad nowymi.
– Dzięki internetowi i udostępnionym w wersji elektronicznej dokumentom łatwiej jest dziś docierać do źródeł historycznych. Archiwa polskie, jak i zagraniczne kryją w sobie jeszcze wiele informacji. Należy do nich docierać, ponieważ rzucają nowe światło na historię przemysłu Górnego Śląska, która coraz częściej pojawia się w kręgach zainteresowań badaczy zagranicznych, nawet spoza Europy – zwraca uwagę historyk.
Właśnie pracuje nad zupełnie nową publikacją, tym razem poświęconą zabrzańskim cechowniom i architekturze przemysłowej kopalń węgla kamiennego. Kilka tego rodzaju obiektów zachowało się do dziś. Dzięki przedsiębiorcom z różnych branż zyskały drugie życie.