Propozycja UE

Autor: PAP/KM
Państwa, które będą chciały korzystać ze środków na transformację energetyczną będą musiały zobowiązać się do osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2050 roku - taki zapis, a także warunkowość dotycząca praworządności znajdują się w najnowszej propozycji jaką przedstawiono w sobotę na szczycie UE.
Oznacza to, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel przynajmniej na tym etapie nie zaproponował zmian w dwóch sprawach, co do których zastrzeżenia zgłaszała Polska.
Premier Mateusz Morawiecki mówił po pierwszym dniu obrad w Brukseli w sprawie finansów unijnych, że w kwestii neutralności klimatycznej był spór.
Polska jako jedyny kraj w UE nie zobowiązała się do osiągnięcia celu neutralności w 2050 roku.
Przywódcy UE rozmawiali o tym w grudniu 2019 roku, a w związku z tym, że Warszawa wówczas nie była gotowa do tej decyzji mieli do sprawy wrócić w czerwcu. Te plany pokrzyżowała jednak pandemia koronawirusa, ale teraz problem znowu się pojawił.
- Neutralność klimatyczna może być dla całej UE, ale Polska akurat potrzebuje swojej własnej ścieżki dojścia do neutralności klimatycznej - mówił w piątek w nocy szef polskiego rządu. - W szczególności od tego nie można uzależniać całości dostępnych środków na projekty transformacji energetycznej.
Z najnowszego projektu dokumentu na szczyt, wynika jednak, że Michel akurat w tej sprawie nic nie zmienił.
"Dostęp do środków Funduszu Sprawiedliwej Transformacji będzie ograniczony dla krajów, które zobowiązały się do narodowych celów dotyczących osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 roku" - czytamy.
Przeczytaj: Transformacja energetyczna Polski ma kosztować setki miliardów euro
W tej kopercie ma być sporo pieniędzy. O ile początkowo Komisja Europejska proponowała 7,5 mld euro na ten cel na całą UE, to po kryzysie środki te zwiększyły się o dodatkowe 30 mld euro w ramach funduszu odbudowy. Polska miałaby być ich największym beneficjentem.
Druga kwestia, co do której Polska zgłaszała zastrzeżenia, dotyczy mechanizmu powiązania dostępu do wszystkich unijnych środków z przestrzeganiem praworządności. Tu również Michel pozostawił swoją propozycję, by Rada UE mogła większością kwalifikowaną zdecydować o zamrożeniu środków jeśli braki w zakresie poszanowania praworządności niosłyby ze sobą ryzyko dla należytego wykonania budżetu UE.
W związku z tym, że przewodniczący Rady Europejskiej już w lutym rozwodnił ten mechanizm, znacznie utrudniając podjęcie decyzji o sankcjach, Polska już wtedy nie podnosiła głośno tej sprawy.
Również teraz większy sprzeciw zgłaszają Węgry, których parlament wyposażył premiera Viktora Orbana w mandat, by ten upomniał się o zamknięcie procedury z art. 7 na szczycie.
 Rozwiążmy kwestie gospodarcze, ponownie uruchommy swe gospodarki, zacznijmy tworzyć miejsca pracy, a potem będziemy kontynuować dyskusję o praworządności, ale absolutnie tego nie łączmy, bo skończy się to tak, że nie będzie budżetu - ostrzegał w minionym tygodniu Orban.
Morawiecki już w Brukseli podkreślał, że Polska nie chce żadnych arbitralnych mechanizmów, które mogą prowadzić do tego, że później "politycznie motywowane państwa będą podejmowały za nas decyzje w sprawach, co do których nie będziemy czuli żadnych zobowiązań".
W sobotę po południu po kilku godzinach rozmów w gronie przywódców 27 państw ogłoszono przerwę, by umożliwić konsultacje w mniejszych grupach. W tym czasie zorganizowane zostało spotkanie Grupy Wyszehradzkiej.
Premier Morawiecki spotkał się też z przewodniczącym Rady Europejskiej. Nowa propozycja Michela zakłada zmniejszenie środków na granty w ramach funduszu odbudowy i cięcia w niektórych obszarach, aby wyjść na przeciw postulatom zgłaszanym przez grupę "oszczędnych" - Holandię, Austrię, Danię i Szwecję.