Wojna i koszty

 dobijają kolejną znaną polską firmę

  Adrian Ołdak
Znany w branży górniczej Damel ma problemy z dostawcami i podwykonawcami. Zapowiadają, że na skutek drastycznego wzrostu kosztów będą zamykali swoje firmy. Wcześniej w producenta silników elektrycznych uderzyła wojna na Wschodzie.
Przychody na stałym poziomie, zatrudnienie też, a codziennie nowe obciążenie
- Nasi dostawcy i podwykonawcy sygnalizują, że z końcem roku będą zamykać swoją działalność ze względu na wzrost kosztów. Rozmawiałem z jednym z nich. Powiedział mi, że przychody ma mniej więcej na stałym poziomie, podobnie zatrienie - 13 pracowników fizycznych, a jego koszy rosną. Codziennie pojawia się nowe obciążenie, które powoduje, że działalność firmy staje się nieopłacalna - mówi Leszek Stokłosa, prezes Dąbrowskiej Fabryki Maszyn Elektrycznych Damel.
Firma robi zapasy, szuka nowych kontrahentów, ale nie jest to łatwe, bo muszą oni gwarantować wysoką jakość pracy i komponentów. Damel produkuje bowiem silniki elektryczne specjalnego zastosowania do pracy w trudnych warunkach kopalnianych. Ich parametry muszą być zgodne m.in. z normami antywybuchowymi.
Wcześniej w Damel uderzyła wojna na Wschodzie. Po agresji Rosji na Ukrainę firma straciła 40 proc. rynku. Kraje byłego Związku Radzieckiego są dla niej zamknięte albo z powodu sankcji, albo działań wojennych czy wynikających z tego problemów z transportem.
Produkcja pod zamówienie i potrzeby górnictwa szansą dla firmy
Swojej szansy zatrudniająca 300 osób dąbrowska fabryka upatruje w tym, że jej produkcja jest zindywidualizowana. Produkuje silniki pod konkretne zamówienie do konkretnego zastosowania. Tymczasem z takiej produkcji wycofują się światowi potentaci branży elektrycznej, woląc produkcję seryjną.
Opcją dla firmy jest też spowodowana przez kryzys energetyczny presja na wydobycie węgla w Polsce.
- Dzisiejszy dzień pokazuje, że jest to niezbędne. Zakładamy, że będzie tak przez kilka lat. Z drugiej strony trzeba sobie zdać sprawę, że otwarcie ściany produkcyjnej, gdzie mogłoby zostać użyte nasze nowe urządzenie, to okres dwóch lat. Teraz nastawiamy się przede wszystkim na wymianę starego sprzętu oraz remonty. 20 proc. naszych przychodów pochodzi z serwisowania różnych silników, nie tylko własnych, ale też innych producentów. Nasi pracownicy zjeżdżają na dół. Serwis silnika na miejscu w kopalni nie powoduje zatrzymania produkcji - kończy Leszek Stokłosa.