autor: Kajetan Berezowski
Emerytowani górnicy z kopalń Wujek i Miechowice wskrzesili do życia historyczne miejsce.
Schrony z okresu II wojny światowej rzadko trafiają na listy zabytków. Tymczasem ich wnętrza kryją niejedną tajemnicę sprzed lat. Członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium uratowali już przed zniszczeniem ponad czterdzieści tego rodzaju obiektów w całym kraju. Jednym z ostatnich był schron cywilny w Bytomiu-Miechowicach.
Wokół egipskie ciemności, co pewien czas przerywane migotaniem to niebieskiego, to znów czerwonego światła. Zewsząd dobiega hałas wojennej zawieruchy. Huczą działa, słychać serie wystrzałów z karabinów maszynowych, nadlatują samoloty. Gdzieś niedaleko uderzyła bomba. Lektor informuje o historii tego miejsca, o toczonych tu walkach w okresie II wojny światowej, wreszcie o Tragedii Miechowickiej. Prezentacja trwa prawie 20 minut i robi duże wrażenie.
Wspólna inicjatywa
– To taka nasza perełka. Dziś można tu przyjść, posłuchać, poznać trochę historii i wrócić do domu, ale kiedyś w tym schronie ukrywali się ludzie. Strach pomyśleć, co czuli i nie zawsze mieli dokąd wracać – opowiada Andrzej Habraszka, emerytowany górnik z miechowickiej kopalni, który wraz ze swym kolegą, Ireneuszem Okoniem, byłym pracownikiem kopalni Wujek, wyremontowali obiekt. Obaj są członkami Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium. Pasjonują się historią.
Andrzej Hrabaszka
Gdyby nie ich wspólna inicjatywa, wiele cennych eksponatów, które zdołali zgromadzić, pewnie nie ujrzałoby nigdy światła dziennego. Jeszcze 10 lat temu mało kto miał pojęcie o tym, że przy dawnej szkole w Bytomiu-Miechowicach był kiedyś schron. Miejsce wskazali starsi mieszkańcy dzielnicy, nierzadko naoczni świadkowie tamtych wydarzeń, i tak się zaczęło. Najpierw trzeba było odgrzebać wejście, sprawdzić, co jest w środku.
Ireneusz Okoń
– Zastaliśmy betonowe mury i stojącą wszędzie wodę, ale to nas nie zniechęcało, mieliśmy plan i twardo dążyliśmy do jego realizacji – opowiada Ireneusz Okoń.
Schron powstał najprawdopodobniej pomiędzy 1942 a 1944 rokiem i mógł pomieścić ok. 250 osób. Ma interesującą konstrukcję. Korytarze zostały wykonane w kształcie łuku. Dolna część schronu zbudowana jest częściowo z betonowych bloków, a częściowo z cegły. Cały obiekt został rozlokowany na powierzchni ok. 250 mkw. Udało się zagospodarować połowę z tego.
– Słowo honoru, gdyby nie to, że już wtedy byliśmy na emeryturach, to pewnie nic z tych planów nie udałoby się zrealizować, albo przynajmniej z dużym opóźnieniem. Pracy był ogrom – przyznaje Ireneusz Okoń.
Tragedia Miechowicka
Na początek zbudowano wejście, a następnie osuszono korytarze i wykonano instalację elektryczną. Przed trzema laty, dzięki wsparciu gminy Bytom, udało się zakupić sprzęt audiowizualny, dzięki któremu możliwe jest dziś odtwarzanie efektów dźwiękowych w systemie Dolby Surround. W tym czasie zrealizowano także filmy prezentujące wydarzenia ze stycznia 1945 r. Wówczas – przypomnijmy – na terenie Miechowic wkraczający żołnierze Armii Czerwonej dopuścili się licznych gwałtów, morderstw i rabunków na miejscowej ludności. W trakcie kilkudniowych walk zamordowanych zostało setki cywilów. Wśród ofiar byli m.in. zakwaterowani robotnicy przymusowi z Polski centralnej i górnicy z miejscowej kopalni, a także ks. Jan Frenzel, który został uprowadzony z jednego z domów przy obecnej ul. Styczyńskiego, gdzie posługiwał wiernym, i po wielogodzinnych torturach zamordowany w sąsiednich Stolarzowicach.
Z dokumentów dowiadujemy się m.in., że najwięcej miechowiczan zginęło 27 stycznia 1945 r. Zapisy podają godziny śmierci między 5.00 a 18.00. Miał to być odwet za zastrzelenie przez nieznaną osobę sowieckiego majora przy zbiegu dzisiejszych ulic Stolarzowickiej i Michaloka.
– Mieszkańcy Miechowic, jak tylko dowiedzieli się, że organizujemy w schronie ekspozycję o wojennej historii tego miejsca, zaczęli przynosić nam różne ciekawe eksponaty. Począwszy od zwyczajnych przedmiotów codziennego użytku z czasów ich rodziców i dziadków po fotografie, dokumenty, odznaczenia, a nawet mundury górnicze. Odwiedził nas Alfred Koźlik, którego ojciec zginął w styczniu 1945 r., i przyniósł pamiątki po nim. Dzięki uprzejmości miechowiczan zebraliśmy sporą kolekcję eksponatów. Z przyjemnością i satysfakcją prezentujemy je wszystkim zainteresowanym – opowiada Andrzej Habraszka.
Propagowanie historycznej wiedzy
Zebrane przedmioty rozmieszczono w 41 podświetlonych gablotach, umieszczając przy nich dokładne opisy. Który z nich jest najcenniejszy? Takiego – jak powiada Ireneusz Okoń – nie ma, ponieważ każdy przedmiot mówi o historii Miechowic i tragedii wojennej, która tak mocno dotknęła dzisiejszą dzielnicę Bytomia. Niebawem historyczna ekspozycja w schronie zostanie częściowo wymieniona. Członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium są przekonani, że trzeba propagować wiedzę na temat Tragedii Miechowickiej. Los pomordowanych musi stanowić przestrogę dla przyszłych pokoleń, aby to, co miało miejsce ponad siedemdziesiąt lat temu, nigdy więcej już się nie zdarzyło.
– Jeśli trafiają do naszych rąk nowe eksponaty, to je pokazujemy. Udostępniamy bez ograniczeń, nie pobieramy za wstęp żadnych opłat. Wystarczy skontaktować się z nami, umówić spotkanie i cieszyć się zwiedzaniem – zachęca Ireneusz Okoń.