Czarno-białe

 autor: Jacek Korski

... - felieton Jacka Korskiego
 Pisząc poprzedni tekst o współzawodnikach pracy, uświadomiłem sobie, że zabrałem się za temat dwukolorowy: czarny lub biały. A przecież wielu mądrych ludzi dostrzega, że nasz świat pełen jest barw wszelakich, a pomiędzy czernią i bielą jest wiele odcieni szarości.
Przodowników pracy z trudnego okresu powojennego przedstawia się albo jako złych ludzi, wręcz jako funkcjonariuszy aparatu ucisku, albo jako pomnikowe postaci bohaterów pracy. Tydzień temu nie spodziewałem się, że trafi w moje ręce książka o losach Polek i Polaków, którzy najpierw za pracą i lepszym losem wyjechali w latach między wojnami do Francji czy Belgii, a potem dali się namówić na powrót do Polski. Jeden z rozdziałów tej książki poświęcono Pstrowskiemu, który wrócił do kraju z Belgii. Ze stronic książki czytam o człowieku, który wrócił, bo miał nadzieję, że wraca do lepszej Polski, kraju sprawiedliwego, który przed każdym uczciwym i pracowitym człowiekiem otwiera nowe perspektywy. Jednocześnie w kopalni Jadwiga mógł wykorzystać swoje wysokie umiejętności i wydajną pracę, by otrzymywać godne wynagrodzenie. Brzmi jak bajka? Ale ilu ludzi w nią uwierzyło i przyjechało do ojczystego kraju?
Rozmawiałem o tym z moją teściową, córką górnika, który we francuskich kopalniach pracował w latach 1923-1946 i zdecydował się na powrót do Ojczyzny. Opuścili Francję, bo nie chcieli przestać być Polakami, a to oznaczało brak pewności przyszłego losu. Przecież w latach kryzysowych nie tylko polscy górnicy szybciej tracili pracę niż ich francuscy koledzy. Po wojnie w Polsce była praca, ale nie było wykwalifikowanych rąk do pracy. Nie tylko w górnictwie węglowym ten niedobór był bardzo boleśnie odczuwalny, a przeludniona polska wieś nie była oswojona z techniką i przemysłem. Siłę i kompetencje techniczne w polskim górnictwie węglowym budowaliśmy długo i w latach 70. ubiegłego stulecia osiągnęliśmy naprawdę wysoki poziom. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło, bo zmieniła się Polska i świat wokół. Zmienili się ludzie i nie będę jako przemądrzały starzec pisał, że nowe pokolenia są gorsze, bo są tylko… inne i tę inność trzeba dostrzec i spróbować zrozumieć. W górnictwie jednak napotykamy na problem, bo ludzie się zmienili, ale warunki wydobywania węgla w naszym kraju się pogorszyły. Wielu ludzi postrzega, nie tylko, górników jako sztuki, których odpowiednia ilość potrzebna jest do wydobycia odpowiedniej ilości węgla. I jakoś to nie wychodzi…
Dlatego kiedy czytam wypowiedzi ludzi, którzy opowiadają o odbudowie wielkości polskiego górnictwa węglowego, wśród wielu pytań muszę zadać pytanie: kim? Nie umniejszając nikomu pracującemu w dzisiejszym górnictwie węglowym, musimy przyznać, że nie tylko w górnictwie węglowym wiele kompetencji nam po prostu zanikło. Kompetencje, które kiedyś, ze wsparciem także reemigrantów, budowaliśmy przez ćwierćwiecze, nagle przestały być potrzebne i, zdajmy sobie sprawę, ponad trzydzieści lat temu zaczęły zanikać. Węgiel będzie nam w Polsce potrzebny jeszcze przez sporo lat, a zasoby wystarczą na dłużej. Obawiam się, i kilka razy okazywałem to publicznie, że zabraknie nam wykwalifikowanych górników, techników i inżynierów wcześniej, niż zamierzamy wstrzymać wydobycie w ostatniej kopalni. A pisząc o kwalifikacjach, wrócę jeszcze na chwilę do tego, od którego się zaczęło, aby pokazać, jak ważne są kompetencje. Andriej Stachanow, przedstawiany jako kolejny demon, wykonał kiedyś 1400 procent normy i urobił 102 tony węgla na dniówkę. Wcześniej każdy górnik w ścianie urabiał młotem pneumatycznym (młotem odbudowy) węgiel, potem go ładował i na koniec stawiał obudowę. Stachanow w swojej brygadzie dokonał racjonalnego podziału pracy – najbieglejszy urabiał, a inni ładowali węgiel i stawiali obudowę. Jego życie nie było usłane różami, dla jednych był bohaterem, a dla innych wręcz przeciwnie. Wszystko zależy, w jakich mediach jest się przedstawianym. Najnowszy przykład to Jerzy Owsiak i nasz WOŚP.