ochronę klimatu, żeby uzależnić Europę
Dariusz Malinowski
Przy okazji napaści Rosji na Ukrainę zachodnie media zaczęły się interesować wpływami Moskwy w europejskiej polityce energetycznej. Wszystko wskazuje, że były, a po części nadal są, ogromne. Sięgają niczym macki ośmiornicy do wielu gabinetów, blokując niewygodne dla Rosji i Gazpromu rozwiązania. Moskwa sponsoruje milionami organizacje ekologiczne, ochronę klimatu i środowiska.
Gdy Kreml w swojej doktrynie mówił, że gaz może być użyty jako broń, a wstrzymanie dostaw to możliwy element realizowania celów politycznych, było to dla wielu polityków zaskoczeniem. Jednakże okazuje się, że Rosjanie od lat pośrednio lub bezpośrednio wpływają na europejską politykę energetyczną.
Same zalety gazu, ale nie każdego
To co od lat głosi Kreml, to że jest „bezpiecznym” i „odpowiedzialnym” dostawcą surowców energetycznych. Rosjanie od lat twierdzą, że bez gazu z Rosji Unia Europejska popadnie w energetyczny marazm i spowolnienie gospodarcze.
Niestety rosyjskie słowa potwierdzali bardzo prominentni europejscy politycy. Szczególne tutaj miejsce zajmuje były kanclerz Niemiec z ramienia SPD Gerhard Schröder. Polityk ten okrył się niesławą, gdy w ostatnich tygodniach swojego urzędowania podpisał z Rosją umowę o budowie Nord Streamu. Gazociąg ten, omijając Polskę i Ukrainę, godził w oba te państwa, pogarszając ich bezpieczeństwo energetyczne.
Skandal był tym większy, że wkrótce po opuszczeniu urzędu były kanclerz objął stanowisko w radzie nadzorczej kontrolowanego przez Rosjan konsorcjum budującego gazociąg. Postawa Schrödera była tym bardziej karygodna, że dostał za to sute wynagrodzenie.
Zresztą kontrowersje dotyczą nie tylko niemieckiego polityka. Kolejnym przykładem jest była austriacka szefowa MSZ Karin Kneissl. Jej wesele zaszczycił sam rosyjski prezydent Władimir Putin, a minister otrzymała jako prezent warte kilkadziesiąt tysięcy euro kolczyki.
Co prawda wraz z całym rządem podała się do dymisji w 2019 roku, ale Putin o niej nie zapomniał. Kneissl w 2021 roku pojawiła się w radzie dyrektorów największego rosyjskiego koncernu paliwowego (kontrolowanego przez Kreml) Rosnieftu.
Jeszcze ciekawiej robi się, gdy dopowiemy, iż Kneissl była wspierana przez prawicowych populistów (FPO), współpracujących ściśle z partią Putina – Jedna Rosja.
W ogóle o tym, jak wielu prominentnych polityków czy przedstawicieli świata biznesu „drugie życie” znalazło w Rosji, świadczy to, że po napaści Moskwy na Kijów wielu mimo wszystko zdecydowało się rosyjskie firmy porzucić, choć np. nie dotyczy to Schrödera.
Rosja bardzo proekologiczna
Dobre stosunki z zachodnimi politykami to tylko element działań Kremla. Coraz wyraźniejsze są również wpływy Rosjan w skrajnych ruchach politycznych czy nawet organizacjach ekologicznych.
Zwłaszcza te ostatnie to pole dla silnych wpływów Rosji. Zastanówmy się dlaczego. Co sprawia, że Rosjanom opłaca się sponsorować proekologiczne organizacje? Sam Gazprom wydaje na różne ekologiczne działania miliony euro rocznie.
Po pierwsze, paradoksalnie, niemiecka polityka postawienia na OZE jest opłacalna dla Rosjan. Przy braku skutecznych magazynów energii oznacza to, że niemieckie farmy fotowoltaiczne i wiatrowe pracują tylko okresowo. W praktyce muszą więc posiadać zabezpieczenie w postaci szybko wzbudzanych źródeł energii elektrycznej. Ze względu na charakterystykę pracy i stosunkowo niskie koszty, a także krótszy czas budowy – idealnie sprawdzają się tu energetyczne bloki gazowe. Nic więc dziwnego, że Rosjanie tak usilnie wspierają organizacje ekologiczne. W istocie bowiem, czym szybszy rozwój wiatraków, tym większe zapotrzebowanie na siłownie gazowe.
Polityka rosyjska sprawiła nawet, że w obiegowej opinii w Niemczech coraz głośniej było o nieekologiczności siłowni jądrowych. Plan szybkiego wyłączenia niemieckich atomówek przybrał na prędkości po katastrofie w japońskiej Fukushimie. Niektóre organizacje ekologiczne od razu zaczęły nawoływać o potrzebie przeglądu stanu bezpieczeństwa niemieckich siłowni jądrowych.
Przy tym całkowicie pomijano fakt, że przecież w Japonii katastrofa to pochodna trzęsienia ziemi i wywołanego nim tsunami. Tymczasem przecież w Niemczech o trzęsienia ziemi trudno.
Gaz jest dobry, ale tylko rosyjski
O skali zaangażowania rosyjskich pieniędzy do uzyskania wpływów politycznych i gospodarczych może też świadczyć historia z europejskim gazem łupkowym.
Od początku władze Gazpromu mówiły, że ten rodzaj eksploatacji nie ma sensu. Sam szef spółki Aleksiej Miller mówił, że ten gaz nie zastąpi rosyjskiego (później Gazprom negował także rozwój rynku LNG).
Jednak rewolucja łupkowa, jaka dokonała się w USA, spowodowała, że ten kraj ma obecnie nadwyżkę w produkcji gazu ziemnego na poziomie nawet 200 mld m sześc. Takie zasoby umożliwiłyby Unii pozbycie się całkowicie zależności od surowca z Rosji.
Możliwe zresztą było rozpoznanie wydobycia tego gazu w Europie. Jednak temat był wciąż torpedowany. Pojawiły się silne głosy przeciwne wydobyciu ze strony ekologów i wszelkiej maści ekspertów. Część z nich miało uzasadnienie, ale tak nagłe i całkowite zaniechanie prac budzi wątpliwości. Także w Polsce, która tak samo jak nagle stała się łupkowym eldorado, tak samo szybko stała się łupkową pustynią.
Zła atmosfera wobec gazu łupkowego z pewnością sprzyjała Gazpromowi i Rosjanom. Dziś, po latach będziemy musieli sprawdzić, kto finansował antyłupkowe protesty.
Jak podaje niemiecki dziennik Die Welt, rosyjski rząd przekazał 82 miliony euro europejskim stowarzyszeniom ochrony klimatu, których celem jest zapobieganie produkcji gazu ziemnego w Europie. Gazeta zaznacza, że były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen już w 2014 r. informował o tym, że Rosja wspierała organizacje ekologiczne "w celu utrzymania europejskiej zależności od rosyjskiego gazu".
Dziś po bestialstwie Rosjan w Ukrainie zadać trzeba pytanie, czy obecna europejska polityka energetyczna, w części przynajmniej, nie jest sterowana i zmanipulowana przez Rosję.