Spośród licznych publikacji na temat powstań śląskich moją uwagę zwrócił tekst Romana Herrmanna w " Hajduczaninie", miesięczniku wydawanym przez Dom Kultury " Batory " w Chorzowie. A to dlatego, że autor przedstawił analizę pamięci i interpretacji o powstaniach obu stron konfliktu, tj. Polski i Niemiec. A nie tylko z polskiego punktu widzenia. Autor napisał, że dla obu krajów kwestia pamięci o śląskich powstaniach była w zasadzie czymś drugorzędnym, a nawet trzeciorzędnym i ograniczała się jedynie do samego Śląska.W Polsce wojewoda Michał Grażyński doprowadził do rozłamu w Związku Powstańców Śląskich na " swoich" oraz tzw. korfanciorzy, zwolenników Wojciecha Korfantego.Poza tym wykorzystał pomysł Wawrzyńca Haidy z początku XX wieku, aby wybudować w Piekarach Śląskich Kopiec Wyzwolenia, upamiętniający śląskie powstania. I kopiec powstał w roku 1937, poświęcony przez Biskupa Polowego Wojska Polskiego Józefa Gawliny. Z kolei Niemcy postanowili upamiętnić " swoich "powstańców wznosząc monumentalny amfiteatr i pomnik na Górze św. Anny ku czci członków Freikopsu i Selbschutzu, którzy tam zginęli.Po wojnie zarówno Polska, jak i Niemcy miały inne problemy i pamięci o tym konflikcie w zasadzie nie było.W Niemczech jest tak do dzisiaj, czemu trudno się dziwić, bo przecież dla nich powstania śląskie oznaczały utratę części posiadanego przemysłu i terenu. A Polska, która na tym zyskała?Autor przypomina, że problem wrócił w roku 1966, kiedy w ramach obchodów obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego wmurowano kamień węgielny pod Pomnik Powstańców Śląskich, odsłonięty w roku następnym. Potem były filmy Kutza i uczestnicy powstań śląskich, którzy jeszcze żyli mogli doświadczać różnych form uznania. Natomiast na właściwą pamięć o tych wydarzeniach trzeba było czekać aż 100 lat... Ale cóż, lepiej póżno niż wcale.