To będzie trudny felieton, zwłaszcza dla autora – Ślązaka, tym bardziej, że również skierowany do garstki czytelników za Odrą.
Jesteśmy po raz kolejny w historii powojennej Polski w okresie, kiedy retoryka antyniemiecka staje się doktryną polityczną. Ta doktryna, tu na Śląsku, ma szczególny wymiar, zwłaszcza wobec faktu, że ponad 30% mieszkańców naszego regionu ma rodziny w Niemczech, znakomita część mieszkańców Śląska Opolskiego ma obywatelstwo niemieckie obok polskiego, ponadto nieustannie dudni nam w uszach określenie, de facto najważniejszej osoby w Państwie, „ukryta opcja niemiecka”.
To wszystko razem powoduje, że są sytuacje, kiedy my Ślązacy czujemy się szczególnie nieswojo w swoim kraju, kiedy nasi polscy politycy eksponują nienawiść do Niemców, mimo iż nimi nie jesteśmy.
Przyczyną dla tej ewidentnej niezręczności są również zachowania niemieckich polityków. Politycy ci, ze szczególną, mam nadzieję – niezamierzoną niezręcznością wypowiadają się o naszych polskich sprawach, wyrządzając i sprawom i wielu mieszkańcom zwłaszcza Śląska Opolskiego i Górnego Śląska olbrzymi i niezasłużony dyskomfort. Tak było wtedy, kiedy niemieccy politycy próbowali kreować system instytucjonalny na przykładzie polityki energetycznej Unii i Rosji, co słusznie publicznie skrytykował Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Tak było, moim zdaniem, kiedy Szefowa Komisji Europejskiej – Niemka Ursula von der Leyen – dobrze życząc Donaldowi Tuskowi, de facto namaściła go na przyszłego Premiera Polski!
Ta przyjacielska relacja Pani Przewodniczącej i Pana Tuska jest oczywistą, ale czy trzeba to było tak manifestacyjnie ją eksponować, wyrządzając samemu Panu Tuskowi niemal „niedźwiedzią przysługę” i dostarczając amunicji Jego przeciwnikom politycznym.
Oglądając relację z konferencji, na której to publiczne wsparcie miało miejsce, miałem wrażenie, że Pani Przewodnicząca nieopatrznie wcieliła się w rolę cesarza Ottona III, który w XI wieku obdarzył królewską koroną pierwszego króla Polski – Bolesława Chrobrego. To wyjątkowo niezręczna i mam nadzieję niezamierzona analogia, tyle, że 10 wieków później.
Zdecydowanie w klasyfikacji „niedźwiedzich przysług” plasuje się ostatnio publikowana wypowiedź Pana Manfreda Webera, który jest nie tylko następcą Pana Donalda Tuska na funkcji szefa Europejskiej Partii Ludowej, ale również liderem bawarskiej CSU. Nawet czytając niemiecką prasę łatwo było zauważyć szczególnie negatywną przysługę Pana Webera dla przeciwników PIS w Polsce.
Abstrahując od motywacji politycznej, aż ciśnie się na usta powiedzenie mojej Babci: „chopie daj sie pokój, my sam sami wiemy, co mamy zrobić”.
Okazuje się jednak, że niemieccy politycy ze szczególną niezręcznością wypowiadają się również w sprawach gospodarczych wobec swoich najbliższych partnerów w UE. Przykładem ostatnio eksponowana presja polityków na władze Francji, aby te odchodziły od energetyki jądrowej w swoim kraju. Ten pogląd słusznie skrytykował szef niemieckiego koncernu energetycznego E.ON eksponując, że dla Francji energia jądrowa to 96% dostaw energii i co jeszcze ciekawsze znaczna rezerwa dla bilansu energetycznego Niemiec, który coraz bardziej „trzeszczy w szwach” za sprawą całkowitego odejścia od energetyki jądrowej w kraju, który co roku zużywa 640 TWh energii i wie, że będzie jej potrzebował coraz więcej – w tym od sąsiadów. Na nasze dostawy energii niemiecka gospodarka liczyć nie może, zresztą jest wręcz odwrotnie, bo w roku ubiegłym aż 25% energii importowanej do Polski pochodziło właśnie z Niemiec.
Znacznie bardziej od „dobrych rad” polityków są obu naszym krajom potrzebne racjonalne kontakty gospodarcze, bowiem fakty są takie, że każde spowolnienie gospodarcze w Niemczech ze zdwojoną siłą przenosi się na gospodarkę w Polsce. Nie można się temu dziwić, zwłaszcza, że prawie 30% polskiego eksportu kierowane jest na rynek niemiecki i trzeba wiedzieć, że wolumen ten pochodzi w znacznej części od 9570 spółek w Polsce, w których jednym z udziałowców jest niemiecka firma czy osoba fizyczna.
Dowodem na tą zależność jest już poważnie zauważalne zmniejszenie wykorzystania mocy produkcyjnych w Polsce, które dziś wykorzystywane w 78% są zapowiedzią recesji.
Zatem prośba do polityków niemieckich, aby nie przysparzali argumentów tym polskim politykom, którzy w swojej retoryce politycznej zapewne nie respektują faktu, że w roku ubiegłym Polska po raz pierwszy w historii została piątym najważniejszym partnerem handlowym Niemiec z obrotami o wartości ponad 130 mld Euro. Zatem dobrze będzie gdy po obu stronach Odry politycy będą bardziej ważyli słowa bo wrogów nam nie brakuje.