A Mieli Razem Fedrować!

  
Tydzień temu miałem gotowy felieton. Temat mi najbliższy, i do tego z osobistym doświadczeniem w Ukrainie - umowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Ukrainą w sprawie dostępu do zasobów geologicznych Ukrainy. Od tej umowy miała zacząć się obecność USA w Ukrainie. Nie jest to temat nowy, bowiem zasoby geologiczne Ukrainy są doskonale znane w świecie. Ponadto, zasoby te posiadają niemal perfekcyjną dokumentację geologiczną wykonaną przez służby geologiczne ZSRR, wtedy kiedy Ukraina była republiką tego państwa, a sporządzali ją naprawdę wybitni fachowcy z Doniecka i ówczesnego Leningradu, potem Petersburga. Korzystałem z tych dokumentacji kiedy uczestniczyłem w projekcie zagospodarowania złóż inicjowanym już kilka lat temu przez firmy z kapitałem USA. Władze Ukrainy były już wówczas bardzo przychylne tym projektom. Przychylność ta wynika z elementarnej wiedzy, że obecność obcego kapitału nie pozbawia narodu ukraińskiego żadnych praw do tych zasobów, a jedynie daje szansę na nieponoszenie olbrzymich nakładów inwestycyjnych na ich udostępnienie a następnie eksploatację. Przy okazji górnicze projekty inwestycyjne ożywiają koniunkturę gospodarczą, tworzą tysiące miejsc pracy i są źródłem potężnych przychodów podatkowych do skarbu państwa ukraińskiego. 
Tej oczywistej logiki od lat nie rozumieją rządy w Polsce bez względu jaka opcja polityczna je tworzy. Mało tego, obsesyjnie widzą w tym pozbywanie się dóbr narodowych, zupełnie nie zauważając, że inwestycje górnicze są najbardziej ryzykowne dla zagranicznego inwestora, który w każdej chwili może stracić swoje pieniądze i udzieloną mu przez rząd koncesję, bowiem będzie musiał pozostawić w kraju gdzie zalegają złoża zasobów geologicznych całą niezwykle kosztowną infrastrukturę podziemną, która ma tą cechę odmienną od każdej innej inwestycji przemysłowej, że nie da się jej wywieźć do kraju inwestora. Mówiąc lapidarnie, wydrążonych podziemnych wyrobisk i szybów nie da się nigdzie przenieść. Mamy tego liczne dowody w Polsce w postaci wielu kopalń, zwłaszcza węgla kamiennego, które zostały wydrążone na Śląsku Górnym i Dolnym przez firmy przecież niepolskie, bo tu po prostu wówczas nie było Polski. 
Świadomi tego inwestorzy amerykańscy do poprzedniego piątku mieli ten “deal” dogadany z władzami Ukrainy, co również rekomendował Prezydent Ukrainy. Ale przyszedł feralny dzień, kiedy awantura w Białym Domu zatrzymała projekt, który z władzami Ukrainy chcieliby zrobić wszyscy, a na pewno Rosjanie czy Chińczycy, lecz z pewnością nie władze Unii Europejskiej, gdzie zasoby naturalne są utrapieniem, a nie bogactwem. Jestem przekonany, że do tego projektu władze USA i Ukrainy jeszcze powrócą, chociaż od lat środowiska gospodarcze USA wiedzą, że Ukraina to nie jedyne miejsce z zasobami naturalnymi niezbędnymi dla nowoczesnej transformacji przemysłowej i technologicznej. Równie bogate zasoby znajdują się na Grenlandii, w Afganistanie i w wielu innych państwach Europy czy obu Ameryk i Afryki. Zatem jest impas spowodowany widowiskiem, które rozegrało się w Gabinecie Owalnym na oczach całego świata.
Nie podejmuję się, wręcz świadomie unikam politycznej interpretacji przebiegu spotkania Prezydentów USA i Ukrainy, jednak bazując na własnych doświadczeniach wskażę na kilka przyczyn, które po 40 minutowej merytorycznej rozmowie, przekształciło się kilkuminutową awanturę. Moje przemyślenia sprowadzają się do kilku okoliczności i uwag praktycznych. 
Pierwsza okoliczność, która sprzyjała gwałtownej wymianie zdań to to, że obaj Prezydenci nie posługiwali się tłumaczami. Z własnego doświadczenia wiem, że udział tłumacza daje czas, zarówno na interpretację słyszanych słów, jak i na przemyślenie odpowiedzi. W języku znanym obu rozmówcom fajnie jest porozmawiać przy kolacji, lub w tzw. “kuluarach”, ale w trakcie rozmów oficjalnych udział tłumacza daje czas na dystans i refleksję. 
Druga okoliczność to obecność kilkudziesięciu kamer i dziennikarzy podczas rozmów oficjalnych. Ten fakt spowodował, że adwersarze bardziej mówili do kamer niż do siebie. 
Trzecia okoliczność to dyscyplina wypowiedzi. Proszę mi wierzyć, uczestniczyłem w wielu spotkaniach towarzysząc Prezydentowi, Premierowi czy Marszałkom Senatu i nie wyobrażam sobie abym zabrał głos nie uzyskawszy akceptacji osoby której towarzyszyłem - było by to lekceważeniem jego roli. A tam w Gabinecie Owalnym krzyczał kto chciał.
Czwarta okoliczność to sposób w jaki zostali usadzeni przywódcy i osoby im towarzyszące. Optymalną jest sytuacja, kiedy obaj przywódcy i ich zaplecze siedzą twarzą w twarz po obu stronach stołu - to daje szansę na obserwację mimiki i napięć na twarzach. W ten sposób jak widzieliśmy to w piątek sadzani są rozmówcy zwłaszcza w Afryce i Azji - co tam ma głęboki sens, czego zresztą doświadczyłem w Chinach i Wietnamie. W tym miejscu przypomina mi się “majstersztyk” negocjacyjny z czasów Premier Ewy Kopacz, kiedy przybyli na rozmowy z górnikami trzej ministrowie usiedli tyłem do liderów związkowych - to musiało się skończyć awanturą i strajkiem. I tak jeż było. Takie siedzenie obok siebie ma uzasadnienie kiedy spotkanie rejestruje tylko jedna kamera, zaś rozmówcy panują nad każdym zdaniem i zachowaniem, co było widać w ubiegłym tygodniu na 10 Downing Street, czy w rozmowach Trump - Macron, gdzie nic nieprzewidywalnego nie mogło się wydarzyć, już nie mówiąc o spotkaniach Putin - Łukaszenko, gdzie nawet głębokość oddechu ma swoje znaczenie, czego też kiedyś doświadczyłem towarzysząc Marszałkowi Senatu w trakcie rozmowy w Ministerstwie Spraw Zagraniczych Federacji Rosyjskiej w Moskwie. 
Pisząc to co napisałem, ufam, że to co stało się w ubiegły piątek w Waszyngtonie nie było realizacją czyjegoś scenariusza, a jedynie dramatycznym epizodem w długiej historii, która musi się dobrze skończyć. I wiem, że znowu wszystko się zacznie od gospodarki i górnictwa - bo nie ma innej rozsądnej alternatywy.