Od dwóch tygodni z niekłamaną satysfakcją otwieram w internecie stronę sportową i ekscytuję się widokiem tabeli naszej Ekstraklasy, gdzie na czołowym miejscu znalazł się “mój” Górnik Zabrze. Takiego obrazka nie było od lat, a właściwie od sezonu 1987/1988, kiedy Górnik zdobył, jak na razie ostatni, ale 14. tytuł Mistrza Polski.
Jednocześnie, od prawie trzech lat, śledzę publiczne wypowiedzi i komentarze w sprawie prywatyzacji Górnika Zabrze, co dziś, wobec wycofania się innych inwestorów, oznacza de facto zakup Górnika przez jego piłkarza Lukasa Podolskiego. Lukas Podolski we współczesnej piłce jest postacią wręcz symboliczną i może być z dużą dozą wyobraźni porównywaną z człowiekiem z innej epoki - Karolem Godulą. Karol Godula, robotnik z Makoszów, dzielnicy Zabrza, stał się wielkim kreatorem śląskiego przemysłu, magnetem o niewyobrażalnym dziś majątku. Słowem, nasz “chop”, któremu się w życiu, dzięki swojemu talentowi i pracy, prawie wszystko udawało.
Podobnie Lukas Podolski, synek z Sośnicy, graniczącej z Zabrzem dzielnicy Gliwic, po wyjeździe do RFN wspiął się na szczyty piłkarskiego Olimpu, będąc gwiazdą Bundesligi, Premier League, ligi tureckiej, a potem ligi soccera w USA. Serca kibiców Górnika i chyba nie tylko, zawojował zrealizowaniem swojej zapowiedzi sprzed lat i marzenia z lat dziecięcych, kiedy chodził na mecze naszego Górnika i ostatecznie przywdział jego koszulkę z numerem “10”. Stadion oszalał, mamy w składzie mistrza świata, zaś Górnik się wyraźnie ożywił. Dziś, kiedy władze miasta Zabrze ustami czwartego prezydenta miasta zapowiadają sprzedaż Górnika, zaczynam mieć poważne, może nieuzasadnione, obiekcje. Ale jako kibic Górnika od 6. roku życia, mam do tego skromne prawo. “Górnik Zabrze” to nie jest zwyczajny klub piłkarski. Wystarczy porównać frekwencję i nastrój na trybunach. Na “Górnika" chodzi nas nawet 28 tysięcy kibiców, tak było na meczu z zaprzyjaźnionym GKS-em. Dla porównania, w sąsiednich Gliwicach, nawet na meczu z Górnikiem Zabrze było niewiele więcej jak 7 tysięcy kibiców. To, nastrój, sposób kibicowania, poziom identyfikacji, a zwłaszcza dorobek i historia Górnika lokują go w sposób szczególny w piłkarskim świecie. W niczym nie ujmując mojemu rodzinnemu miastu mogę powiedzieć, oczywiście ze sporym ładunkiem emocji, że o ile np. “Piast” należy do Gliwic, “Polonia” do Bytomia, to Zabrze należy do “Górnika”. Analogicznie do identyfikacji z miastem można porównać miłość chorzowian do “Ruchu”, katowiczan do “GKS-u”, czy sosnowiczan do “Zagłębia”. “Górnik” to jest ikona i śląskie dobro narodowe i dlatego, moim zdaniem, nie powinno zostać sprzedane nikomu - nawet gwiazdorowi piłki. Znając mentalność nas Polaków, wiem, że z chwilą kłopotów sportowych, a zwłaszcza finansowych, miłość kibiców do klubu zamieni się w niechęć, a potem nienawiść do właściciela. Polska po doświadczeniach ustrojowych, gdzie dominowała tzw. “społeczna własność produkcji” - czyli niczyja, nie akceptuje jeszcze bezwględnych praw właściciela tak jak to jest w Anglii, gdzie kibiców wcale nie interesuje czy właścicielem klubu jest arabski monarcha, czy rosyjski oligarcha, bo oni mają pieniądze, a nasi też, ale nie aż takie jakich potrzebuje “Górnik”. Ponadto, przy dzisiejszej formie własności, łatwiej o sponsorów i pomoc dla klubu niż w sytuacji kiedy właścicielem będzie osoba fizyczna. Pamiętam kiedy właścicielem spółki “Górnik S.A.” był śp. Stanisław Płoskoń i stale “kolędował” u mnie, wówczas ministra, o pieniądze. Klubowi mogłem pomóc. Prezesowi Płoskoniowi niestety nie. Fenomenem, ale incydentalnym, prywatnej własności klubów piłkarskich są przykłady Legii Warszawa, gdzie właścicielem jest mój wieloletni dobry znajomy Dariusz Mioduski, czy Dukli Praga, gdzie właścicielem jest mój wieloletni przyjaciel Petr Paukner. To są po prostu inwestorzy, zarówno materialnie jak i etycznie niemal galaktyczni, a takich w Polsce nie widzę, nawet z niemieckim paszportem. Nie należy jednak utracić zapału i wiary Pana Lukasa Podolskiego, dlatego wracam do mojego pomysłu z początku pobytu Podolskiego w Zabrzu, aby powierzyć mu funkcje prezesa klubu. Trzeba mieć nadzieję, że kiedy pan Podolski zdejmie koszulkę z numerem “10” i fartuch barowy, a ubierze się w porządny “ancug” to będzie wiedział, po własnych doświadczeniach, jak pokierować tym klubem, chociaż Florentino Perezem nigdy nie będzie. Ale nawet ta perspektywa jest ryzykowna, czego dowodzi przykładowo Bayern Monachium, któremu krótko prezesował legendarny bramkarz Oliver Kahn. Krótko, bo dobry piłkarz to nie to samo co dobry prezes, tak jak dobry trener nie koniecznie musiał być dobrym piłkarzem, czego dowodami są osobowości Joergena Kloppa czy Jose Mourinho, Carlo Ancelotti, czy dzisiejszy trener Realu Madryt Xabi Alonso, czy Diego Simeone w Atletico Madryt to absolutne wyjątki. Zatem, dostojni prezydenci Zabrza - właściciele “Górnika” - nie sprzedawajcie. Dostojni mistrzowie świata - nie kupujcie. Udoskonalajmy, wzorem chociażby największych klubów Bundesligi, to co jest, a my, każdy w swój sposób, pomożemy. Tym bardziej, że idzie jak na razie dobrze, wszak zanosi się na granie w pucharach, a to już inny budżet, inne pieniądze i łatwiej o miłość kibiców, ale i sponsorów. Bardzo bym chciał, aby ludzie odpowiedzialni za “Górnika Zabrze” nie szli drogą realnie odpowiedzialnych za górnictwo, czyli nie niszczyli tego, co nie ma pewnej i realnej alternatywy, bo tego wam nie wybaczą duchy wielkich gwiazd “Górnika” jak Pohl, Lentner i dziesiątki innych żyjących i nieżyjących bohaterów i przyjaciół “Górnika, jak Lubański, Oślizło, profesorowie Religa czy Wawrzynek, z wiecznie “żywym” Panem Niesyto włącznie. Zatem nie sprzedawajcie, przede wszystkim dlatego, że stracimy kontrolę nad losami naszego klubu kiedy najbliższemu nabywcy się odechce lub nie uda, bowiem takie jest prawo.
Reasumując, sprzedając naszego “Górnika” naszemu Podolskiemu, możemy wierzyć w klubowy patriotyzm inwestora, ale jaki będzie potencjalny kolejny właściciel - tego już nie wiemy. I jest to zbyt duże ryzyko jak na nasze “śląskie dobro narodowe”. Stąd moje wątpliwości.