Rząd RP dostrzegł nadchodzący kryzys związany z koronawirusem. Wprowadzane są w kraju drastyczne ograniczenia w przemieszczaniu się i kontaktach bezpośrednich ludzi, by natychmiast zatrzymać możliwość rozprzestrzeniania się wirusa.
A górnicy pracują dalej …
Nasuwa się pytanie: czy chcemy utrzymać miejsca pracy w kopalniach czy też czekamy na cud?
Nadszedł czas decyzji, jak w długiej perspektywie zachować zdolności produkcyjne kopalń? Moim zdaniem należy natychmiast wstrzymać planowe wydobycie i w trybie kryzysowym zaplanować eksploatację każdego wyrobiska z uwzględnieniem ich specyfiki oraz działania w innych newralgicznych miejscach – jak np. odwadnianie, przewietrzanie. Wszystko po to aby mieć do czego wracać, jak kryzys minie.
Dzisiaj na szali stoi dalsza egzystencja górnictwa. Odwlekanie decyzji skończy się tym, że nagle kwarantanną objęta zostanie cała kopalnia i co wtedy? Zarządy mogą nadal opracowywać różne scenariusze ale jedno jest pewne: specyfika branży (duże skupiska ludzi, ściśnięci w klatkach szybowych górnicy, wspólne łaźnie, itd.) nie pozwala na zastanawianie się nad wynikiem gospodarczym!
Jeżeli natychmiast nie podjęte zostaną drastyczne kroki, za parę miesięcy nie będzie już większości działających kopalń w Polsce.
Trzeba odpowiedzialności właściciela i odwagi Zarządów Spółek. Między bajki trzeba wsadzić: brak zgody na obniżenie wynagrodzeń, utrzymanie poziomu zatrudnienia, dodatni wynik finansowy. Dalej kierujmy się opiniami naszych światłych, za nic nie odpowiadających związkowców (O obniżce górniczych wynagrodzeń nie chce nawet za to słyszeć szef Sierpnia 80, Bogusław Ziętek. - To pomysł wręcz z horroru! - irytuje się), rozmawiajmy, dyskutujmy - a koronawirus swoje robi.
Nie będzie dobrze. I albo rządzący natychmiast zareagują (chyba, że dotychczasowa obrona górnictwa przed demagogią klimatyczną była ściemą) albo już przygotowujmy kłódki by zawiesić na bramach kopalń.
Gwarek (nazwisko do wiadomości redakcji)