Portal gospodarka i ludzie autor: KAJ
Spora grupa tych, którzy odeszli z górnictwa, nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości
Fala obrzydzania górniczego fachu trwa. Kto będzie pracował na dole za 10, 20 lat, skoro polskie górnictwo ma się utrzymać do 2049 r.? Może Azjaci, albo przybysze z krajów byłego Związku Radzieckiego – zastanawia się w rozmowie z dziennikarzem portalu nettg.pl Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo.
Odradzanie młodym ludziom wybierania górniczej profesji jest w Polsce proste, ponieważ powoli zaczyna brakować szkół zasadniczych i średnich, które kształciłyby w tych kierunkach. Atmosfera niechęci do wydobywania węgla powoduje, że chętnych z roku na rok jest mniej. Skutek jest taki, że w kopalniach będą w przyszłości pracować ludzie kompletnie do tego nieprzygotowani. Podważa to z jednej strony prestiż zawodu górniczego, a z drugiej strony buduje przekonanie, że pod ziemią może pracować każdy. A tak przecież nie jest. Trzeba mieć jakieś nawyki, które zwykle przenoszone są z ojca na syna, a poza tym należy mieć odpowiednie przygotowanie do zawodu – wskazuje Jerzy Markowski.
W dobie ciągłego poszukiwania sposobów na podniesienie efektywności pracy dalsze uszczuplanie kadrowe branży wydaje się nienajlepszym pomysłem – podkreśla Markowski.
Dobrym przykładem zwiększania efektywności pracy i jej bezpieczeństwa jest kopalnia Bolesław Śmiały, która wprowadziła znany, lecz rzadko spotykany obecnie w naszym górnictwie system eksploatacji ściany na pięć zmian. To się natychmiast sprawdza w postaci podniesienia efektywności pracy. Jednak wprowadzanie tego rodzaju rozwiązań zawsze powoduje konieczność zwiększenia zatrudnienia. A to jest często niemile widziane. Żyjąc w warunkach deficytu kompetentnych kadr do pracy w ścianie siłą rzeczy zamykamy sobie drogę do zwiększania efektywności pracy – tłumaczy dalej były wiceminister gospodarki.
Ekspert przypomina, że bezpieczeństwo pracy w górnictwie jest najważniejsze, ale i ono będzie zagrożone.
Na szczęście są ludzie, którzy sporo potrafią przekazać młodych pracownikom w zakresie obcowania z zagrożeniami. Oni jednak niedługo odejdą skuszeni odprawami i wtedy nie będzie miał już kto uczyć. Stan bezpieczeństwa w górnictwie ulegnie pogorszeniu. Przypomnę, że górnicy najczęściej ulegają wypadkom wtedy, kiedy brakuje im wyobraźni, a tę wyobraźnię pozyskuje się w doświadczeniu własnym lub kierującego zespołem ludzi - kontynuuje Jerzy Markowski.
Jego zdaniem po raz kolejny już wraca smutna rzeczywistość polegająca na tym, że do pracy w na stanowiskach pod ziemią będą zgłaszali się fryzjerzy, rzeźnicy i magistrowie historii.
Jeżeli ktoś wymyślił, że zredukuje poziom wydobycia w Polsce poprzez brak kompetentnych ludzi do pracy, to wybrał najbardziej szaloną drogę. Ona skutkować będzie obniżeniem efektywności i bezpieczeństwa pracy. To się wpisuje w filozofię niechęci do wydobywania węgla w Polsce – tłumaczy Markowski.
Trochę więcej ostrożności w obrzydzaniu górnictwa. Radziłbym żeby dzisiaj, kiedy negocjowane są warunki odpraw dla odchodzących z kopalń, aby pozostawić im furtkę powrotu do zawodu, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. Tamte odprawy z czasów premiera Jerzego Buzka zamykały drogę powrotu do kopalni, ale ludzie mieli gdzie pójść. Działały na szeroką skalę firmy okołogórnicze. Czasy się zmieniły. Dziś liczba firm okołogórniczych topnieje. Za 4-5 lat węgiel dalej będzie nam potrzebny i to w coraz większej ilości, z tym tylko, że nie będzie miał kto go wydobywać. Prawda okaże się taka, że spora grupa tych, którzy odeszli z górnictwa, nie odnajdzie się w nowej rzeczywistości. Bez nich nie poradzą sobie kopalnie. Dlatego, jeżeli już szukamy sposobów na obniżenie wydobycia węgla w Polsce, czego nie rozumiem, ponieważ import węgla stale rośnie, a w energetyce mało co się zmienia, to róbmy to według kryteriów ekonomicznych, a nie socjotechnicznych – twierdzi Jerzy Markowski i konkluduje:
Uważam, że polski węgiel zostanie obroniony przez rynek, który będzie odpowiadał na potrzeby energetyczne państwa i wówczas nareszcie otworzy się droga do inwestycji prywatnych i zagranicznych w górnictwie, ponownie trzeba będzie rąk do pracy. Jako śląski górnik nie chciałbym doczekać czasów, w których w zagranicznej kopalni na śląsku pracować będą górnicy z Azji lub Europy Wschodniej.