Portal gospodarka i ludzie autor: Adam Maksymowicz
Agencji Energetyki „Net Zero by 2050”
Międzynarodowa Agencja Energetyki (MEA - IAE) 18 maja br. ogłosiła raport specjalny „Net Zero by 2050”, którego treścią jest żądanie porzucenia wszelkich paliw kopalnych i zastąpienia ich odnawialnymi źródłami energii. Najważniejsze światowe media przy tej okazji wpadają w histerię na myśl, że ktoś może mieć odmienne zdanie w tej sprawie.
„The New York Times” relacjonując ten raport, pisze „Przełomowy raport Międzynarodowej Agencji Energii mówi, że kraje muszą działać szybciej i bardziej agresywnie, aby ograniczyć zanieczyszczenie powodujące ocieplenie planety... Narody na całym świecie musiałyby natychmiast zaprzestać zatwierdzania nowych elektrowni węglowych i nowych pól naftowych i gazowych oraz szybko wycofać pojazdy napędzane benzyną, jeśli chcą zapobiec najbardziej katastrofalnym skutkom zmian klimatycznych, powiedziała we wtorek wiodąca na świecie agencja energetyczna.”.
Informacja prasowa podana na stronach MEA też jest w tym samym tonie „Raport opisuje ścieżkę zerową netto, która wymaga natychmiastowego i masowego wdrożenia wszystkich dostępnych czystych i wydajnych technologii energetycznych, w połączeniu z głównym globalnym dążeniem do przyspieszenia innowacji. Ścieżka wymaga corocznego dodawania energii”.
Musi i natychmiast
Być może, że tego rodzaju niewiążący nikogo raport można by zignorować lub dowolnie do niego się dostosować. Jest jednak inaczej, bo rząd brytyjski w tym samym dniu oświadczył, że raport ów będzie podstawą do ustaleń Konferencji Klimatycznej ONZ (COP26), która ma się odbyć w Glasgow w listopadzie tego roku. Ustalenia zaś tego gremium mają prawnie zobowiązać wszystkie uczestniczące w niej kraje do przestrzegania postanowień zawartych w tym dokumencie.
Dla polskiego czytelnika zawarte zarówno w dokumencie tym, jak i w najważniejszych komentarzach światowych mediów nieprzyjemnie brzmią takie sformułowania, jak „musi” lub „natychmiast”, które właściwe są dla władzy totalitarnej, która w naszym kraju chętnie posługiwała się nimi w czasie „stanu wojennego”. Dyktatura nawet nieświadomie zaprezentowana ma złą tradycję w Polsce. Choćby już z tego tylko tytułu autorzy tego raportu winni staranniej dobierać określenia i sformułowania zachęcające do jego akceptacji.
Brytyjskie wiatraki
Jak donosi Agencja BBC, Boris Johnson - premier Wielkiej Brytanii na konferencji Partii Konserwatywnej w październiku minionego roku powiedział, że:
Morskie farmy wiatrowe będą generować wystarczającą ilość energii elektrycznej, aby zasilić każdy dom w Wielkiej Brytanii w ciągu dziesięciu lat. Premier ogłosił fundusz 160 milionów funtów na modernizację portów i fabryk do budowy turbin, aby pomóc krajowi „odbudować bardziej ekologiczny wizerunek”.
Twój czajnik, pralka, kuchenka, ogrzewanie, pojazd elektryczny z wtyczką - wszyscy oni będą czerpać czysty zysk bez poczucia winy z powodu wiatru wiejącego wokół tych wysp – powiedział.
Do tego programu sceptycznie odniosła się gazeta „Daily Mail”. Przypomina ona, że podobne programy były już realizowane i zakończyły się skandalem. Polegał on na tym, że wszystkim, którzy zainstalują wiatrak o odpowiedniej mocy, zostanie przyznana dotacja rządowa.
Jak się okazało, program ten stał się bardzo popularny, a nawet istniejące już farmy wiatrowe zostały w nim ujęte. Zmniejszano nawet ich moc po to, aby zmieścić się w warunkach programu. Te, które zostały wybudowane, działały na zasadzie zwrotu kosztów w ilości 1,6 funta za 1 funta energii do sieci. Okazało się, że koszt utrzymania jednej dużej turbiny wiatrowej wynosi około 375 000 funtów rocznie, ale wytwarza energię elektryczną o wartości zaledwie 51 000 funtów. To czysta strata i to siedmiokrotna.