DROGA DO UMOWY

Portal gospodarka i ludzie  autor: JM

 – OD PODWYŻEK DO POCZĄTKU KOŃCA
W piątek (28 maja) w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim ma zostać podpisana umowa społeczna dla górnictwa. Jeszcze rok temu mało kto przypuszczał, że rozmowy które rozpoczynają się w Polskiej Grupie Górniczej, zakończą się wyznaczeniem oficjalnej daty końca całej branży.
Choć od lutego 2020 r. minął zaledwie rok z okładem, ta data wydaje się już bardzo odległa. Również symbolicznie, bo warto przypomnieć, że w największej spółce węglowej trwały wtedy rozmowy płacowe, podczas których związkowcy wywalczyli 6 proc. podwyżki. Obydwie strony – związkowcy z PGG oraz zarząd firmy – argumentowali, że udało się w ten sposób uniknąć strajku i niepokojów społecznych. Mało kto również pamięta, że ustalono wtedy powrót do rozmów płacowych we wrześniu.
O tym, że górnictwo to branża schyłkowa wiadomo było już od lat, ale wśród pracowników wciąż dominowało przeświadczenie, że jakoś to będzie, bo przecież kopalnie były zawsze. Pierwszą poważną rysą, która nabrzmiewała jednak od miesięcy, był rozdźwięk pomiędzy górnictwem a energetyką. Przedstawiciele spółek energetycznych mówili wprost, że nie będą odbierać węgla z polskich kopalń, bo jest zbyt drogi. Na dodatek produkcja energii z węgla jest coraz mniej opłacalna w związku z rosnącymi cenami emisji CO2. W efekcie przy okazji rozmów płacowych w PGG ustalono, że coś z tym trzeba zrobić, więc do kwietnia miała powstać koncepcja systemowych zmian w sektorze paliwowo-energetycznym.
Rozmowy, jak to zwykle w górnictwie, toczyły się niespiesznie i wydawało się, że jak zwykle wszystko zostanie po staremu, wg wielokrotnie sprawdzonego schematu - PGG zostanie przekształcona w inną spółkę, państwo dosypie znów pieniądzy, a ceną będzie przekazanie części jakichś kopalń do SRK. Szybko jednak okazało się, że status quo nie da się utrzymać, a katalizatorem zmian stała się pandemia koronawirusa. Fabryki stanęły, więc nie potrzeba było tyle energii, a w końcu COVID-19 pokonał i kopalnie, które trzeba było czasowo zamknąć.
Bomba wybuchła pod koniec lipca, kiedy na Śląsk przyjechał wicepremier Jacek Sasin z planem likwidacji części kopalń oraz obniżki górniczych wynagrodzeń. Sasin szybko zaczął się rakiem wycofywać z tych propozycji, ale do związkowców powoli zaczęło docierać, że trzeba pogodzić się z wygaszeniem wszystkich kopalń wydobywających węgiel energetyczny. Pozostawało jedynie pytanie, jak szybko będzie przebiegał cały ten proces i czy uda się go przeprowadzić w zaplanowany i kontrolowany sposób.
Związkowcy musieli przełknąć gorzką pigułkę, ale na osłodę udało im się wynegocjować całkiem dobre (wciąż otwartym pozostaje pytanie, czy realne) warunki. W porozumieniu z 25 września 2020 r. zapisano, że ostatnie kopalnie kopiące węgiel energetyczny w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym mają zostać zamknięte w 2049 r. Ustalono też, że do 15 grudnia ma zostać opracowana umowa społeczna regulująca funkcjonowanie sektora górnictwa węgla kamiennego.
Ta data również była czysto teoretyczna. Na początku grudnia okazało się, że strona rządowa właściwie nie przygotowała żadnego dokumentu, więc opracowanie zasad funkcjonowania kopalń i opracowanie całej umowy społecznej wzięła na siebie strona związkowa. W efekcie rozmowy przedłużyły się o kolejnych kilka miesięcy. Umowa została parafowana 28 kwietnia br., a najważniejsze zapisy dotyczą m.in. mechanizmu finansowania spółek węglowych, systemu gwarancji dla pracowników, inwestycji w nowe technologie węglowe oraz instrumentów umożliwiających gospodarczą transformację regionu.
Na tym jednak cała sprawa się nie kończy - aby umowa mogła jednak wejść w życie,  jej treść i zapisy – zwłaszcza te dotyczące pomocy publicznej dla kopalń – musi najpierw zaakceptować Komisja Europejska, co może być niezwykle trudne.