Autor: Wojciech Żurawski
Rozpoczęło się ostatnie odliczanie przed wydaniem przez Trybunał Sprawiedliwości
Unii Europejskiej wyroku w sprawie przyszłości funkcjonowania Kopalni Węgla Brunatnego w Turowie. Najbliższe oświadczenie w tej sprawie jest zapowiedziane na 14 lutego 2022 roku. W ocenie ekspertów polskiego rządu, a także samego premiera Mateusza Morawieckiego, porozumienie z Czechami powinno zostać podpisane jak najszybciej.
Kiedy rząd czeski złożył w lutym 2021 roku pozew w TSUE przeciwko Polsce w związku z eksploatacją kopalni węgla i jej negatywnym oddziaływaniem na strefę przygraniczną, w tym zwłaszcza na stan wód gruntowych, nikt nie spodziewał się, że w ciągu kolejnych miesięcy będziemy mieli do czynienia z wieloma sensacyjnymi i ciekawymi zwrotami akcji w tej sprawie.
Polski rząd początkowo sprawę bagatelizował, następnie wytoczył najcięższe działa związane z wieloletnią, przyjazną współpracą polskiego i czeskiego społeczeństwa. Później liczył na szybkie porozumienie z przedstawicielami rządu Andreja Babisa, a następnie nadzieje pokładano w nowej czeskiej minister środowiska Annie Hubackovej. Tymczasem czas mija i porozumienie nadal nie jest nawet wstępnie parafowane.
Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że nie jest brane pod uwagę wykonanie zalecenia TSUE w sprawie wstrzymania wydobycia węgla w kopalni, a w konsekwencji wygaszenie bloków w Elektrowni Turów, która odpowiada za produkcję około 7 procent energii elektrycznej w Polsce.
Dziś, gdyby ktoś chciał spokojnie i racjonalnie przeanalizować, o co tak naprawdę chodzi w sporze pomiędzy Republiką Czeską i Polską, miałby bardzo duży problem. Sprawa przestała być ekologiczna, energetyczna, społeczna, transgraniczna, środowiskowa - jest prestiżowa, z ważnym podtekstem politycznym. To nie jest spór sąsiedzki, choć taki był u zarania sprawy, dziś to walka o pryncypia, ducha współpracy lub jej oczywistego braku, a w tle ambicje, kto okaże się lepszym i sprawniejszym negocjatorem. Ten, kto ogłosi sukces i wykorzysta go na użytek wewnętrzny, wygra. W tej grze nikt nie bierze przysłowiowych jeńców.
Polska strona zaskoczona
O tym, że koncesja na eksploatację złóż węgla brunatnego w rejonie Bogatyni wygasa, wiadomo było od lat. Z tego powodu, jak przekonuje PGE, właściciel kopalni i elektrowni, rozmowy w tej sprawie były prowadzone przez niemal 5 lat. Czesi przyjęli generalne rozwiązania i środki minimalizujące wpływ wydobycia na tereny przygraniczne. PGE zobowiązało się do budowy prewencyjnego ekranu chroniącego wody gruntowe na granicy kopalni. Inwestycja ta ma zostać zakończona w 2023 roku. W 2019 roku została wydana decyzja środowiskowa, która była pozytywna co do przedłużenia koncesji. Zaskarżenie złożone przez organizację ekologiczną Greenpeace nie zostało w dalszym postępowaniu uwzględnione. W 2020 roku ówczesne Ministerstwo Energii przedłużyło koncesję do 2026 roku, a obecnie w oparciu o nowe pozwolenie okres działania kopalni przedłużono do 2044 roku.
Trudno dziś ocenić kiedy, zdaniem czeskich samorządowców, strona polska popełniła błąd proceduralny i zadecydowała o przyszłym losie kopalni. Początkowo protesty przeciwników dotyczyły bieżących i potencjalnie przyszłych problemów z wodami gruntowi i wodą pitną dla mieszkańców okolicznych wsi i miast. Kolejnym argumentem był transgraniczny hałas i pył z odkrywki szczególnie uciążliwy w okresie letnim. Tyle tylko, że przez ostatnie lata występowały zbliżone uciążliwości i nikomu po stronie czeskiej, a także niemieckiej nie przychodziło do głowy występowanie do sądu w tych sprawach.
Czesi coraz głośniej protestowali, a po stronie polskiej było tylko pobłażliwe uśmiechanie się i dystans do sprawy. Pokrzyczą, pokrzyczą i odpuszczą - i nagle jak grom z jasnego nieba gruchnęła wieść z brukselskich kuluarów, że rząd w Pradze 26 lutego 2021 r. złożył skargę do TSUE w sprawie rozbudowy kopalni Turów. Jednocześnie domagał się zastosowania środka zapobiegawczego, czyli nakazu wstrzymania wydobycia. Od tej chwili sprawy nabrały przyspieszenia, zamiast sporu pomiędzy państwami - członkami Grupy Wyszehradzkiej - pojawił się konflikt wewnątrzunijny.
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej 21 maja 2021 roku wydał postanowienie o nałożeniu kary w wysokości 500 tysięcy euro dziennie za to, że nie jest wstrzymane wydobycie w ramach zabezpieczenia sporu o prawidłowość wydania nowej koncesji wydobywczej. Wstrzymanie wydobycia oznaczało w naturalny sposób przerwę w dostawach do elektrowni Turów i zatrzymanie jej pracy. Premier Morawiecki kilka dni po tej decyzji miał okazję rozmawiać w Brukseli z byłym szefem czeskiego rządu i zapewniał, że jest kwestią dni, może kilku tygodni, zakończenie sporu i wycofanie skargi z TSUE. Ten optymizm udzielił się niemal wszystkim, ale wraz z kolejnymi rundami negocjacji gasł.
W Polsce zmiana ministra, w Czechach zmiana rządu
Polsko-czeskie rozmowy rządowe rozpoczęły się w czerwcu 2021 roku. Początkowo stronę polską reprezentowali negocjatorzy z resortu aktywów państwowych. Sprawy, pomimo kilku rund spotkań, nie posunęły się do przodu. Wówczas z odsieczą przyszli wiceministrowie spraw zagranicznych, którzy informowali o postępie w rozmowach, uzgadnianiu stanowisk i na końcu przekazali sprawę ekipie ministra klimatu i środowiska. Michał Kurtyka też już praktycznie uzgodnił wszystkie szczegóły, spodziewał się nawet, że przed wyborami parlamentarnymi w Republice Czeskiej, które odbyły się 8 i 9 października, sprawa zostanie szczęśliwie zakończona. Rozmowy, bez widocznych rezultatów, przerwano 30 września, a wznowiono dopiero 5 listopada. Tyle tylko, że szefem polskiej delegacji nie był już Michał Kurtyka, tylko nowa minister Anna Moskwa. Niemal natychmiast po objęciu resortu złożyła publiczną deklarację o woli szybkiego porozumienia się w sprawie Turowa jeszcze z odchodzącym rządem Babisa. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, dlatego też dzień przed zaprzysiężeniem nowego czeskiego gabinetu na czele z premierem Petrem Fialą, minister Moskwa stwierdziła w jednym z wywiadów prasowych, co następuje:
- Niezależnie od postępowania przed TSUE dokładamy wszelkich starań, aby polubownie rozwiązać spór z Czechami. Podczas spotkania w Pradze przekazaliśmy naszą propozycję treści artykułów negocjowanej umowy, co do których nie ma jeszcze rozstrzygnięć.
Niestety na tę chwilę nie ma żadnych informacji, jak nowa czeska minister środowiska Anna Hubackova ustosunkowała się do polskich propozycji i czy strona polska jest z tego zadowolona. Można jednak odnieść wrażenie, że w trakcie ostatnich dni niewiele w tej sprawie się wydarzyło, skoro premier Mateusz Morawiecki na jednej z ostatnich w tym roku konferencji prasowych stwierdził, że liczy na przyspieszenie negocjacji w sprawie Turowa. Zdaniem szefa polskiego rządu wciąż jest szansa na polubowne zakończenie sporu wokół kopalni. Równocześnie padło zapewnienie o tym, że Polska nie zamierza wstrzymać pracy kopalni i elektrowni, które na pewno będą funkcjonować.
Tymczasem licznik odmierzający czas bije. Opinia rzecznika generalnego TSUE w sprawie kopalni węgla Turów zostanie ogłoszona 2 lutego 2022 roku, a oświadczenie samego TSUE spodziewane jest kilka dni później. Wówczas poznamy decyzję, czy zostaną naliczone odsetki za zwłokę za niewykonanie decyzji o wstrzymaniu wydobycia. W scenariuszu potencjalnych sankcji jest możliwa decyzja o systematycznym pobieraniu od Polski należnych kwot z pieniędzy europejskich na rozbudowę infrastruktury. Dla zobrazowania trudności, w jakie wpędził się rząd, warto podać, że 27 grudnia minął ostatni termin na wpłacenie ustalonych kar. Kwota nie została przelana, stąd potencjalna możliwość naliczania odsetek za każdy dzień zwłoki, według oprocentowania 3,5 procent w skali roku.
Z nieoficjalnych wiadomości, które jednak nie zostały zdementowane przez przedstawicieli rządu, wynika, że rozważana była strategia zapłaty należnych zobowiązań i uniknięcie naliczania odsetek oraz odzyskanie tej kwoty po uprawomocnieniu się umowy międzyrządowej z Czechami. Ostatecznie mamy status quo w tej sprawie i zapewnienia, kolejne już, o bliskości zakończenia sporu.
Porozumienie do końca stycznia?
Elektrownia Turów dysponująca mocą około 2 tysięcy megawatów zapewnia 7 procent energii elektrycznej w polskim systemie. Paradoksalnie dzięki temu, że właśnie teraz, kiedy zapotrzebowanie na prąd jest ekstremalnie wysokie, możliwy jest eksport nadwyżek między innymi do Czech. Wydaje się rzeczą niewykonalną wstrzymanie wydobycia około 12 mln ton węgla brunatnego i zatrzymanie pracy wszystkich bloków w Turowie.
Jakby tych kłopotów było mało, Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał resortowi klimatu i środowiska dopuścić Greenpeace do postępowania koncesyjnego i minister Anna Moskwa w grudniu taką decyzję podjęła. Być może także przedstawiciele czeskich ekologów i samorządowców zostaną dopuszczeni do procedur koncesyjnych. Dziś trudno ocenić, jakie to może mieć w najbliższej przyszłości konsekwencje. Wydaje się, że polskim negocjatorom zależeć będzie, aby uprzedzić kolejny ruch TSUE i do końca stycznia zawrzeć porozumienie za wszelką cenę i doprowadzić w konsekwencji do wycofania skargi przeciwko Polsce.