autor: Kajetan Berezowski
rządzi się swoimi prawami. Każda doskonale zna swoje zadanie i stara się je wykonać jak najlepiej
Pszczoły to dla Arkadiusza Czarnynogi, ratownika górniczego z ruchu Ziemowit kopalni Piast-Ziemowit, całe życie. Mógłby o nich opowiadać godzinami. Od kwietnia do sierpnia ma istne urwanie głowy, bo to bardzo istotne miesiące dla hodowców tych owadów. Pszczele rodziny są wtedy najsilniejsze i zbierają najwięcej miodu, a pracy przy ulach jest masa.
Czy w ulu mieszka matka? – oto jest pytanie. Arkadiusz Czarnynoga zadaje je sobie podczas każdego rutynowego przeglądu ula.
Jeśli na plastrze znajdziemy jajeczka, szukanie matki nie jest konieczne, ponieważ wyklucza to bezmateczność. Zdecydowanie trudniej jest ocenić bezmateczności w czasie rójki. Stara matka wychodzi z ula z pierwakiem (pierwak – jest to rój pszczół, który jako pierwszy opuszcza macierzystą rodzinę), natomiast młoda jest jeszcze nieunasienniona i nie składa jaj. Lecz znając termin ostatniego wyjścia roju, mogę bez problemu ocenić, kiedy matka ponownie powinna zacząć składać jaja. Zwykle dzieje się tak do trzech tygodni, może trochę dłużej, bo albo spadnie deszcz, albo matkom nie spieszy się ze składaniem jaj – opowiada, prezentując swoje ule.
Życie pszczół rządzi się swoimi prawami. Każda doskonale zna swoje zadanie i stara się je wykonać jak najlepiej. Najważniejsza w ulu jest matka, bez niej rodzina staje się bezproduktywna. W każdym roju jest tylko jedna. Prowadzi ul poprzez znoszenie jaj i produkowanie enzymów, przez co może kierować zachowaniem pszczelej rodziny. Jeśli opuści rodzinę, pszczelarz musi szybko reagować i sprowadzić nową. Ich hodowlą zajmują się wyspecjalizowane pasieki. Termin wymiany matek jest uzależniony od ich dostępności oraz innych prac wykonywanych w pasiece.
– Zdarza się, że pszczoły nie przyjmą matki i wówczas powstaje problem. W takim przypadku trzeba cierpliwie ponawiać starania. Matki najchętniej przyjmowane są przez pszczoły wczesną wiosną oraz pod koniec lata – opisuje Arkadiusz Czarnynoga.
Prócz matki w ulu najliczniej występują robotnice. Wykonują dosłownie wszystko, chronią ul, poszukują pożywienia, pilnują matki. Do zadań trutniów z kolei należy zapładnianie królowej. W ulu przebywają tylko wiosną i latem, a zimą zostają z niego usunięte.
– Czasami ludzie pytają mnie, ile mam pszczół. Ja ich nie liczę, podobnie jak inni pszczelarze. Mogę powiedzieć tylko tyle, że pszczele rodziny to zwykle skupiska od 20 tys. do 50 tys. owadów. Życie robotnic jest krótkie, trwa przeciętnie 36-40 dni. Umierają i ich miejsce zajmują nowe. Królowa, czyli matka, powstaje z takiego samego jajeczka jak pszczoła robotnica, lecz szkopuł w tym, że pszczoły karmią swoje larwy przez kilka pierwszych dni ich życia, zaś larwa przyszłej królowej jest cały czas karmiona mleczkiem pszczelim. Matka żyje średnio 3-5 lat. Łatwo ją odróżnić od pszczół robotnic. Jest większa, posiada spiczasty odwłok, w którym ukrywa się żądło służące do zabicia innej królowej, jest też pozbawiona narządów służących do zbierania pyłku, a także gruczołów woskowych – wyjaśnia.
W skład hodowli Arkadiusza Czarnynogi wchodzą m.in. ule wędrowne. Czym takie pszczelarstwo różni się od stacjonarnego?
– Tradycyjna, stacjonarna pasieka składa się zwykle z 10 do 50 uli ustawionych w jednym miejscu. Z kolei pasieka wędrowna zmienia swoje miejsce średnio trzy razy w sezonie trwającym od wiosny do końca lata – spieszy z wyjaśnieniem.
– Takie ule trzeba wozić i ustawiać blisko dziko kwitnących roślin albo w sąsiedztwie pól obsianych na przykład rzepakiem. Zwykle takie ustawienia uli muszę wcześniej uzgadniać z właścicielem terenu. Jeśli dostaję zgodę, rozstawiam ule na stojakach i otwieram im wylotki, czyli wejścia do uli. Takiej pasieki trzeba starannie doglądać przez całe 4 do 5 tygodni jej stacjonowania w jednym i tym samym miejscu. To żmudna praca wymagająca czasu, ale za to uzyskuję produkt w postaci pożądanego miodu, w którym przeważa nektar konkretnej rośliny. W taki sposób produkuje się miody:
lipowy czy gryczany – zwraca uwagę ratownik z Ziemowita.
W jego pasiece dominują pszczoły typu sklenar, karolinka oraz alpejki. Te pierwsze znakomicie nadają się do uli wędrownych. Tworzą silne rodziny i utrzymują dużą siłę przez cały sezon. Karolinki świetnie sprawdzają się w intensywnej gospodarce pasiecznej, zwłaszcza w południowej Polsce. Alpejki wywodzą się z Alp austriackich. Są niezastąpione w pozyskiwaniu praktycznie każdego rodzaju miodów.
Zima to szczególnie trudny czas dla każdego hodowcy tych owadów. Wbrew potocznym opiniom pszczoły wcale nie zapadają w zimowy sen. Spowalniają jedynie procesy życiowe i ilość spożywanego pokarmu.
Same potrafią bronić się przed zimnem. W ulu tworzą kulę, pośrodku której znajduje się matka. Ciągły ruch powoduje, że zapewniają sobie odpowiednią temperaturę otoczenia. Najtrudniejszym dla nich okresem jest wczesna wiosna i zdradliwe, wysokie i przejściowe temperatury. Wówczas pszczoły opuszczają ule i mogą nie wrócić. Niezwykle istotne jest właściwe karmienie tych owadów. Jesienią trzeba podać im odpowiednią ilość syropu, którym się odżywiają – tłumaczy pasjonat pszczelarstwa.
Oczywiście najprzyjemniejszą chwilą w życiu każdego pszczelarza jest wybieranie miodu z uli. Na tę okazję Arkadiusz Czarnynoga, prowadzący swą hodowlę wraz z małżonką Katarzyną, przyodziewają specjalne stroje ochronne, kombinezon z odpinanym kapeluszem i rękawice.
Dojrzałym miodem określamy ten znajdujący się w plastrach, pokryty białymi wieczkami i zasklepiony woskiem. Niezbędny jest m.in. zraszacz z wodą, dłuto do podważania ramek, rojnica do przenoszenia z miejsca na miejsce odkładów pszczelich ramek, szczotka do zmiatania pszczół z plastrów i płachta nasączona wodą do zakrywania skrzynki z ramkami.