Zabytkowa maszyna wyciągowa

autor: Kajetan Berezowski

z dawnej kopalni Karol niszczeje. Czy da się ją uratować
 Orzegów, obecnie dzielnica Rudy Śląskiej, z górnictwem związany był przez ponad 200 lat. Pierwsza kopalnia Król Dawid powstała w 1768 r. Stare kroniki wspominają, że w 1790 r. zwiedzał ją sam Johann Wolfgang von Goethe. Z kolei kopalnię Orzegów wybudował w 1829 r. Karol Godula. W 1844 r. została wchłonięta przez kopalnię Paulus. Z biednej wsi Orzegów stał się szybko rozwijającą osadą górniczą. Po wojnie prężnie działała tu kopalnia Karol. Zachowało się po niej niewiele pamiątek, a wśród nich… niszczejąca maszyna parowa.
Kto dziś pamięta czasy, gdy kręciły się koła szybu Karola? Jerzy Kasperek, prezes Towarzystwa Miłośników Orzegowa powiada, że jak przez mgłę. Zakład zakończył swoją działalność w 1970 r. już jako część bytomskiej kopalni Szombierki. Po kopalni Karol zostało niewiele pamiątek. Są to głównie budynki z charakterystycznej czerwonej cegły. Kilka trafiło w ręce prywatnych przedsiębiorców i są wykorzystywane do prowadzenia różnego rodzaju działalności gospodarczej. Są jednak i takie, które nie znalazły gospodarza. Stoją odłogiem i niszczeją. Jednym z nich jest budynek maszyny parowej szybu Jurand z końca XIX w. Przetrwała w nim także sama maszyna, ogromna z nawiniętymi na koła linami – taka, jaką pozostawiono ją w dniu zakończenia wydobycia. Wraz z Jerzym Kasperkiem dotarliśmy do decyzji w sprawie wpisania obiektu do rejestru zabytków z 12 grudnia 1969 r. W jej treści Wojewódzki Konserwator Zabytków informuje, że jest to „maszyna parowa, dwucylindrowa, tzw. bliźniacza – pozioma”. Wyprodukowano ją w 1893 r. i jak dodano w dokumencie: „stanowi interesujący przykład w historii rozwoju energetycznych urządzeń parowych”.
Maszyny parowe odegrały ogromną rolę w historii przemysłu. W styczniu br. minęło 237 lat od momentu uruchomienia w kopalni ołowiu i srebra w Tarnowskich Górach takiej właśnie maszyny. Była pierwszym tego rodzaju urządzeniem wdrożonym w światowym przemyśle, nie licząc Wysp Brytyjskich.
Zaglądamy do starych kronik i dowiadujemy się o tym, że 16 lipca 1784 r. w szybie Rudolfina na polach Bobrownik Śląskich, na głębokości 18 m, odnaleziono bogate złoża galeny. Powstanie w 1784 r. Królewskiej Kopalni Ołowiu i Srebra Fryderyk uznaje się za przełomowe w dziejach uprzemysłowienia Górnego Śląska. Głębokość szybów sięgała do 90 m i nie wystarczały już kieraty konne do odwadniania. Hrabia von Reden udał się więc do Anglii i tam kupił 32-calową maszynę, zwaną wówczas ogniową typu Newcomen, wyprodukowaną w 1787 r. w należącej do Samuela Homfraya hucie żelaza Penydarren w Południowej Walii. Dotarła do Szczecina z portu w Cardiff. Tam maszynę przeładowano na barki pływające po Odrze i tak trafiła na Śląsk. Montaż urządzenia, w specjalnie do tego przystosowanym budynku, nadzorował jego konstruktor, Samuel Homfray. Została uruchomiona 19 stycznia 1788 r. jako pierwsza w obecnych granicach państwa polskiego i pierwsza na Śląsku. Maszyna była parowym silnikiem pompy wypompowującej wodę z szybu. Dzięki zastosowaniu techniki parowej górnikom udało się ujarzmić siły natury i skutecznie odwadniać podziemia kopalni Fryderyk. Problemem stało się jednak jej opalanie, ponieważ drewno i węgiel drzewny do tego się nie nadawały. I tak na scenę historii górnictwa wkracza węgiel kamienny. Sprzyja temu odkrycie Salomona Isaaca, urzędnika górniczego, który w 1790 r. zlokalizował płytko zalegające pokłady węgla kamiennego pomiędzy osadami Zaborze i Pawłów. Wkrótce powstała tam pierwsza kopalnia fiskalna „Królowa Luiza”, skąd dostarczano węgiel do opalania maszyn ogniowych. Kolejne maszyny ogniowe, z cylindrami od 20 do 60 cali, produkowano już na Śląsku. Łącznie było ich osiem, przenoszono je w miarę rozrastania się kopalni od szybu do szybu.
Ślad po pierwszej maszynie parowej zaginął. Tego typu urządzeń nie pozostało do naszych czasów wiele. Od sierpnia ub.r. po dłuższej przerwie ponownie można oglądać jedną z najstarszych. Eksponat mieści się w budynku maszynowni szybu „Bartosz” na terenie Muzeum Śląskiego, gdzie przed laty fedrowała kopalnia Katowice. Producentem była firma Isselburger Hütte. Dwucylindrowe cudo dziewiętnastowiecznej techniki zakupione zostało w 1892 r. w celu modernizacji szybu Beniamin – później Bartosz. Maszyna pracowała do 1996 r.! Dziś jest jednym z najcenniejszych eksponatów muzealnych.
W Zabrzu na terenie kompleksu Królowa Luiza, należącego do Muzeum Górnictwa Węglowego, również można podziwiać maszynę parową wyciągową zbudowaną w 1915 r. Udostępniono ją w przybudówce dawnej maszynowni szybu Carnall. Pracowała w szybie Staszic II Kopalni Węgla Kamiennego Siemianowice. Miała moc 1,9 tys. KM i była sterowana za pośrednictwem zaworów i serwomotora. W 1995 r. została przekazana zabrzańskiemu muzeum.
 Uruchomienie w Tarnowskich Górach pierwszej maszyny parowej uważane jest za początek rewolucji przemysłowej Górnego Śląska. Dlatego bardzo szkoda, że maszyna z dawnej kopalni Karol niszczeje. Tym bardziej, że wiąże się z nią wiele opowieści. Jedna z nich przywołuje wydarzenia z 18 lipca 1898 r. Jak podają kroniki, tego dnia o godz. 5.30 grupa 26 górników jak co dzień wsiadła do windy, która miała ich dowieźć do pokładu Schuckmana. Dzień wcześniej w szybie wymieniano linę, być może wtedy doszło do wadliwego montażu urządzenia, którego funkcja miała zapewniać całkowite bezpieczeństwo przy zjeździe windy. W momencie, gdy ta ruszyła, dał się słyszeć niepokojący zgrzyt, to winda zaczęła się wysuwać z zamka. Mechanizm blokujący, zwany potocznie pazurami, zawiódł. Klatka runęła w 200-metrową czeluść. Nikt nie miał szans przeżyć tej katastrofy – opowiada Jerzy Kasperek.
Członkowie Towarzystwa Miłośników Orzegowa zabezpieczyli wnętrze budynku, aby uchronić zabytkową maszynę przed złomiarzami, którzy zdążyli już rozkraść wiele jej elementów. Może znajdzie się ktoś, kto zdecyduje się wziąć zabytek pod swoją opiekę.
 Już 24 maja organizujemy „Majówkę na Karolu”. Spotkamy się właśnie w sąsiedztwie budynku maszyny wyciągowej i zasypanego już szybu dawnej kopalni. Zamierzamy popularyzować wiedzę o historii tego miejsca. Być może w taki sposób dotrzemy do potencjalnego inwestora i wspólnie uratujemy kolejny zabytek poprzemysłowy na Śląsku – podsumowuje Jerzy Kasperek.