Powstanie nowa kopalnia Piekary Śląskie

 Rozmawiał: Łukasz Wiejacha

Prezydent Piekar Śląskich i mieszkańcy mówią: nie
 
Rozmowa ze Sławą Umińską-Kajdan, prezydent Piekar Śląskich
 
Piekary Śląskie są już na dobre miastem pogórniczym?
Wydawałoby się, że tak – że to gmina pogórnicza, której zadaniem jest dbałość o pamięć, o zabytki, o to, co budowało tożsamość mieszkańców. Ostatni wagonik z kopalni KWK Bobrek-Piekary wyjechał w styczniu 2020 roku. Do dziś pamiętam to wzruszenie, kiedy trzymałam w rękach bryłkę węgla z tego wagonika. To był moment bardzo trudny zarówno dla kopalni, dla górników, jak i dla osób, które to obserwowały. Czuliśmy, że coś się kończy bezpowrotnie. Odchodzi w przeszłość kopalnia, która była przecież żywicielką dla tylu pokoleń górników i osób związanych z tym przemysłem. Postanowiliśmy jednak patrzeć w przyszłość z optymizmem, wierząc, że przed nami teraz inne wyzwania.
„Żywicielka” to słowo klucz na Śląsku. Jak miasto poradziło sobie z likwidacją kopalni? Czy była jakaś pomoc? Co z perspektywy prezydenta można byłoby dzisiaj zmienić?
W Piekarach Śląskich ten proces przebiegał bardzo łagodnie, bo był dobrze zaplanowany. W dodatku kopalnia zakończyła wydobycie z prozaicznych powodów, a mianowicie – wyczerpały się złoża. Stopniowo przenoszono pracowników do innych zakładów, więc u nas nie było protestów ani zawirowań. Jedyne, co wyczuwałam, to wielki żal.
A z gospodarczego punktu widzenia i wpływów do miejskiej kasy?
Odczuliśmy to na pewno, szczególnie jeśli chodzi o opłatę eksploatacyjną wynoszącą prawie 1,5 miliona złotych oraz podatek od nieruchomości od wielu budynków kopalnianych. Ale tak jak mówię, nie spadło to na nas jak grom z jasnego nieba. Byliśmy przygotowani, wiedzieliśmy, jak ten proces będzie przebiegał. Dzięki dobrej współpracy z zarządem Węglokoksu, który niczego przed nami nie ukrywał, udało się przejść przez to w miarę suchą stopą.
Dzisiaj mówi się, że Piekary Śląskie znów mogą powrócić do grona miast, w których prowadzi się wydobycie – co prawda już nie węgla, ale rud cynku i ołowiu. Jak miasto na to patrzy? Czy jest tym zainteresowane, czy wręcz przeciwnie – chce już zakończyć historię związaną z wydobyciem?
Ta informacja pojawiła się w internecie i wręcz zmroziła mieszkańców. Wprowadziła dużo zamieszania, bo przede wszystkim tytuły były alarmujące i niezgodne z prawdą. Przecież nikt w naszym kraju nie może tak po prostu kupić złóż i mieć do nich wyłącznych praw. Tytuły w stylu „Złoża zostały przejęte za bezcen” i „Kanadyjczycy zrobią interes życia” były po prostu fake’ami.
Dlatego pragnę te doniesienia sprostować: kanadyjska firma nie otrzymała koncesji na wydobycie złóż, ale na prowadzenie poszukiwań i badań. Jako gmina od razu wydaliśmy opinię negatywną. Firma jeszcze dwukrotnie modyfikowała ten dokument, a my za każdym razem zgłaszaliśmy swój sprzeciw. 
Ministerstwo Klimatu i Środowiska wydało koncesję 10 lutego 2021 roku. Staramy się monitorować ten proces. Firma, która uzyskuje taką koncesję, jest zobowiązana co kwartał składać sprawozdania, a my, choć ministerstwo nie ma obowiązku nas informować, możemy prosić o takie informacje. Najświeższa informacja pochodzi z 13 czerwca br. Dowiadujemy się, że na szczęście niewiele się tam dzieje. Na samym początku nastąpiły problemy techniczne i awaria sprzętu, więc niewiele zbadano, żeby nie powiedzieć, że zupełnie nic.
Firma ma poszukiwać złóż, czyli możemy spodziewać się odwiertów lub wykorzystania infrastruktury po istniejącej kopalni?
Z tego, co wiemy, bardziej chodzi o odwierty. Część działek znajduje się na terenie Piekar Śląskich, ale w obszarze zainteresowania są też gminy Wojkowice i Siemianowice Śląskie. Zarówno gmina Piekary Śląskie, jak i nasza spółka ZGK EKO wystosowały zdecydowane pisma z odmową pozwolenia na wejście w teren. U nas takich odwiertów nie będzie, natomiast nie możemy zakazać tego prywatnym właścicielom działek. Podejrzewam, że odbywa się to za jakąś opłatą,
i w tej kwestii nie mamy kontroli.
Koncesja na poszukiwania jest wydana do 2027 roku?
Dokładnie, Ministerstwo Klimatu i Środowiska niejako nas uspokaja, że nie ma to nic wspólnego z ewentualnym wnioskiem o koncesję na wydobycie. Tu już gmina ma więcej narzędzi, aby to zablokować. W przypadku koncesji na poszukiwania może wydać tylko opinię negatywną, ale ona nie blokuje ministerstwa. Natomiast w przypadku koncesji na wydobycie, z gminą trzeba się liczyć, ponieważ mamy bardzo dużo argumentów. Nie mamy takiej działalności wpisanej w miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego i będziemy na to wskazywać.
Sensacyjne szacunki dotyczące wartości tych złóż nie robią chyba na nikim wrażenia. O jakiej kwocie mówimy?
Nawet o dwóch miliardach. Nie brakuje spekulacji, czy chodzi o złotówki, czy o dolary. Wartość samego złoża to jedno, ale koszty wydobycia i przetworzenia to zupełnie inna sprawa. Pozostaje też pytanie, co z odpadami? Czy krajobraz będą szpecić hałdy? Co z transportem? 
Jakieś mgliste obietnice zatrudnienia 50-100 osób też nie robią na mieszkańcach wrażenia, bo w skali miasta taki inwestor nie może myśleć, że to jakoś ich ujmie. Koszty dla środowiska są nieporównywalne. Wszyscy mówimy jednym głosem: zarówno urząd miasta, specjaliści, jak i mieszkańcy – zablokujemy wydobycie.
Doszliśmy więc do momentu, w którym w sercu górniczego Śląska obawy i koszty związane z ewentualnym powrotem do przemysłu budzą zdecydowanie więcej negatywnych skojarzeń niż jakichkolwiek pozytywnych.
Jest to pewna zmiana w myśleniu i mentalności mieszkańców. Mamy teraz większą świadomość wpływu tego typu eksploatacji na środowisko i zdrowie. To wszystko, plus ewentualne korzyści niewspółmierne do strat, powoduje, że nasze stanowisko jest jednoznacznie negatywne.