Codzienny osobisty plebiscyt
Piotr Winczorek 05-04-2011, ostatnia aktualizacja 05-04-2011 00:47
Starania, aby przekonać Ślązaków, że nie są narodem, mimo iż do takiej przynależności etnicznej liczni z nich się przyznają, mogą być odebrane jako próba wykorzenienia narodowego – pisze publicysta
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa
Kiedy po przegranej wojnie z Prusami Francja utraciła na rzecz jednoczących się Niemiec Alzację i Lotaryngię, pojawił się problem przynależności narodowej mieszkańców tych prowincji. Cesarstwo niemieckie prowadziło na ich terenie intensywną akcję germanizacyjną, jednak znaczna ich część utrzymywała nadal żywą więź z francuską kulturą i tradycją.
Wybór tożsamości
W 1882 r. wybitny francuski filozof i historyk Ernest Renan w wykładzie zatytułowanym „Czym jest naród?", polemizując z tezą, iż przynależność narodowa jest wyłącznie kategorią obiektywną, przedstawił i uzasadnił pogląd idący w przeciwnym kierunku. Naród, twierdził Ernest Renan, to wspólnota istniejąca dzięki subiektywnemu poczuciu utożsamiania się z nią przez tysiące i miliony poszczególnych jednostek. Przynależność narodowa, utrzymywał, to kwestia osobistego, codziennego plebiscytu. Opinię tę warto wziąć pod uwagę, gdy dyskutujemy o tym, czy istnieje lub istnieć może naród śląski lub śląska grupa etniczna.
W jednym z niedawnych wydań „Rzeczpospolitej" ukazał się apel podpisany przez grupę osób o znanych nazwiskach, skierowany do mieszkańców Śląska, by w rozpoczętym właśnie spisie powszechnym w odpowiedniej rubryce podawali nie narodowość śląską, bo taka zdaniem sygnatariuszy nie istnieje, ale polską. Parę dni później podobnego rodzaju pogląd, już oficjalnie, pojawił się w dokumentach PiS i wypowiedziach jego członków.
Czy naród śląski istnieje w kategoriach obiektywnych, jest sprawą dyskusyjną, tym bardziej że trudno ustalić, o jakie tu kategorie może chodzić: język, wyznanie, zamieszkiwanie na wspólnym terytorium, wspólne dzieje, tradycje, zwyczaje czy też inne podobnego rodzaju okoliczności.
Uważam się za Polaka, nie dlatego, że moim wyniesionym z domu językiem jest język polski, że mieszkam w Polsce, jestem obywatelem Rzeczypospolitej, ale dlatego, że mam poczucie, iż stanowię cząstkę społeczności mającej za sobą wspólną przeszłość a przed sobą wspólną przyszłość, które były i, miejmy nadzieję, będą budowane w oparciu o wspólnie akceptowane wartości, które i ja uważam za własne. Chcę być Polakiem, i to w zupełności wystarcza, by nim być w rzeczywistości.
W podobny sposób spojrzeć trzeba, jak sądzę, na wszystkie narody. Jesteś Ukraińcem, Żydem, Litwinem, Kaszubem, Turkiem czy Katalończykiem nie dlatego, że ktoś ciebie do tego narodu zaliczył, lecz dlatego, że sam taką przynależność wybrałeś i potwierdzasz ją w swoim życiu prywatnym i publicznym.
Świadomość narodowa
Ktoś, kto danej osobie lub grupie udowadnia, że nie da jej się przypisać np. do narodu białoruskiego, niemieckiego, polskiego, odniesie tylko wtedy sukces, gdy zdoła zmienić jej pogląd na własną tożsamość, pogląd, który nazwać by można fałszywą świadomością. Gdy świadomości z drogi przypisywanego jej fałszu nie da się wprowadzić na drogę „prawdy", na nic się zdadzą zabiegi perswazyjne. W codziennym plebiscycie wygrywa bowiem przybrana przez daną osobę lub społeczność i przeżywana jako autentyczna świadomość narodowa.
Dlatego też nie sądzę, aby sukces odniosły przedsięwzięcia skierowane na przekonanie Ślązaków, że nie są narodem, skoro do takiej przynależności narodowej liczni z nich się przyznają i publicznie ją manifestują. Co więcej, usiłowania te, nawet wbrew intencjom tych, którzy je podejmują, mogą być odebrane jako próba wykorzenienia narodowego lub zniesławienia całej społeczności.
Dlatego nie mogę i nie chcę się przyłączyć do apelu grupy, która nawoływała do wyboru polskości przeciw śląskości. Jeśli ktoś uważa się za Ślązaka z powodu tak właśnie rozumianej swej tożsamości narodowej, niech nie waha się tego w spisie powszechnym ujawnić, tak jak nie powinien ukrywać swej narodowości ten, kto uważa się za Żyda, Litwina, Niemca, Ukraińca czy Kaszuba, tym bardziej że często nie przeszkadza mu to utożsamiać się z Polską jako własną ojczyzną.
Mamy niekiedy pretensje do Litwy, Niemiec i Białorusi, że państwa te nie respektują praw polskiej mniejszości. Ciekaw byłbym reakcji naszej opinii publicznej i sygnatariuszy apelu, gdyby przy okazji tamtejszego spisu powszechnego miejscowi intelektualiści i politycy nawoływali do nieujawniania polskiej przynależności narodowej np. wileńskich Polaków, ponieważ są oni w istocie jedynie spolonizowanymi niegdyś Litwinami, choć całkiem o tym zapomnieli, a gdyby jednak upierali się przy polskości, to godziliby w jedność Republiki Litewskiej.
Jeszcze dwa słowa przypomnienia w sprawie autonomii Śląska. W okresie międzywojennym Rzeczpospolita Polska była, tak jak obecnie, państwem unitarnym. Jednocześnie ustawą konstytucyjną z 15 lipca 1920 r. zawierającą statut województwa śląskiego gwarantowała temu województwu autonomię. Władzę ustawodawczą sprawował Sejm Śląski. Rozciągała się ona na stanowienie prawa z wyłączeniem budżetu, spraw wojskowych i zagranicznych. Organem wykonawczym była tu Rada Wojewódzka.
Poza tym funkcjonował na tym terenie wojewoda będący przedstawicielem rządu RP. Żadne inne województwo polskie z autonomii nie korzystało. Przyznanie autonomii było ukłonem w stronę miejscowej ludności, by opowiedziała się w plebiscycie za przyłączeniem do Polski i ceną, jaką zapłacono za międzynarodowe uznanie tego aktu. Przetrwała ona, choć okrojona, do końca II Rzeczypospolitej. Gdy więc dziś pojawia się ponownie hasło autonomii Śląska, ma ono za sobą solidną ustrojową i polityczną przeszłość.
Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, znawcą tematyki konstytucyjnej, stałym współpracownikiem „Rzeczpospolitej"