Jerzy Markowski
MOIM ZDANIEM
Noworoczne otwarcie.
Nauczony wieloletnim doświadczeniem życiowym, rezygnuję z noworocznych postanowień. Po prostu wiem, że żadnych nie dotrzymuję, a to co robię jest wymogiem chwili i sytuacji, a nie efektem zaplanowanych noworocznych postanowień.
Niemniej, początek roku jest dobrym okresem dla zdefiniowania stanu rzeczy, które składają się na tzw. bilans otwarcia, zwłaszcza w gospodarce. Prognozę zachowań gospodarczych najlepiej w skali kraju określa podstawowy dokument zredagowany przez Rząd, uchwalony przez Sejm i podpisany przez Prezydenta RP, czyli ustawa budżetowa na rok 2025. To jest czysta i wielka polityka państwa.
Wyjątkowym osobistym doświadczeniem w tym zakresie była dla mnie V. Kadencja Senatu RP, w której przez 4 lata przewodniczyłem senackiej komisji gospodarki i finansów publicznych, do zadań której należało skoordynowanie prac Senatu nad przedłożonym przez Rząd i Sejm budżetem państwa. Senat ma na tą czynność 31 dni. Trudno jednak o bardziej frustrujące zajęcie, bowiem spośród ponad 300 poprawek do budżetu, Sejm, przynajmniej wówczas, odrzucił 299! Niemniej jest to olbrzymie doświadczenie makrogospodarcze, bowiem sama praca nad budżetem państwa, a zwłaszcza współpraca z ministrami finansów, jest nieocenionym doświadczeniem.
Zatem jaka perspektywa dla szeregowego obywatela wynika z uchwalonego budżetu państwa? Takie liczby jak wielkość dochodów, czy poziom wydatków nic nie znaczą dla obywatela, może poza refleksją, że planowany deficyt będzie większy jak 289 mld złotych, czyli niemal połowa dochodów państwa, co w języku potocznym dla obywatela znaczy, cytuję: “pieniędzy nie ma i nie będzie”. Ale nie jest problemem skala tego deficytu, bowiem wiele bogatszych krajów od Polski ma wielokrotnie większe deficyty budżetowe i nikt się tym nie martwi. Natomiast przyda się chwila refleksji nad poziomem PKB Polski, czyli produktu krajowego brutto, który pomimo naszego “prężenia muskułów” jest 6-krotnie mniejszy np. od PKB Niemiec do których lubimy się porównywać, albo buńczucznie przewidując przegonienie niemieckiej gospodarki, albo obsesyjnie ją demonizując, co w obu przypadkach jest wręcz psychopatyczną ułomnością. Jedyne co warto mieć stale na uwadze bocząc się z Niemcami to fakt, że ten kraj odbiera prawie 30% polskiego eksportu i gdyby ta tendencja miała się załamać, to zrujnowałby to przede wszystkim nasz PKB.
Są jednak w budżecie dwa parametry szczególnie istotne dla szeregowego obywatela, to znaczy przewidywany poziom bezrobocia, który nie jest niebezpieczny, oraz poziom inflacji, co jest szczególnie dotkliwe dla każdego z nas. Zaplanowana 5-procentowa inflacja znaczy, że nasze zasoby finansowe oraz spora część przychodów, czyli zarobków, straci na wartości około 5 procent. Te 5 procent to dużo mniej niż było jeszcze niedawno, ale za dużo jak na stabilizację finansową obywatela. Jednak nie tylko lektura ustawy budżetowej jest źródłem wiedzy, ale przede wszystkim obserwacja i analiza tendencji gospodarczych w Europie, a zwłaszcza w kraju. Bez oglądania się co przyniesie światu zmiana Prezydenta USA, czy jakże oczekiwany koniec wojny w Ukrainie, to dla nas w Polsce istotna jest realna polityka Komisji Europejskiej, a szczególnie polityka klimatyczna, która paradoksalnie w klimacie świata nic nie zmienia na lepsze, a de facto ją pogarsza.
My tu na Śląsku i w Zagłębiu nauczmy się czytać lokalne fakty gospodarcze, takie jak przewidywana likwidacja kilku elektrowni i ciepłowni opalanych węglem, bankructwo hutnictwa i schyłek przemysłu wysoko-technologicznego, jak przykładowo raciborskiej firmy RAFAKO, czy chociażby inteligentne osaczanie górnictwa przepisami o emisjach metanu, parametrach jakości węgla energetycznego, absurdalnych zasadach koncesyjnych, czy wreszcie od 3 lat nie dokonana notyfikacja pomocy publicznej dla kopalń w celu ich likwidacji. Takich pozycji nie ma w budżecie państwa, ale są w realnym planowaniu gospodarczym, które dawno przestało być kreowaniem świadomej polityki państwa, a stało się niebezpieczną zabawą kolejnej zmiany liderów wielkich firm państwowych. Ich samowola w mnożeniu abstrakcji gospodarczej jest przede wszystkim rezultatem braku zdolności organów państwa do kreowania czytelnej i długofalowej polityki gospodarczej.
Jak na razie, to najlepiej rozczytują naszą politykę gospodarczą inwestorzy, którzy mnożą kolejne centra logistyczne w Polsce, oraz rozbudowując portowe nabrzeże nad Bałtykiem zdolne wyładowywać ze statków wszystkie surowce i towary potrzebne do życia 38-milionowemu społeczeństwu.
Gospodarka jest procesem, który sporo kosztuje i długo trwa. Jednak jest to proces czytelny, lecz nie dla analfabetów gospodarczych. Jedyną optymistyczną konstatacją jest to, że skutki tego wieloletniego analfabetyzmu gospodarczego nie wystąpią ani w bieżącym roku, ani w następnym. Jednak kiedyś tak. Z drugiej strony zaś, taka walka jest jednak lepsza od otwartej wojny, tylko pozostaje pytanie, po co ją toczyć, skoro nic tak nie ożywia gospodarki jak stabilna polityka rozwoju gospodarczego i dostatku społeczeństw - a my jesteśmy tak blisko!