Kolejny raz wraca sprawa górniczych zarobków, co napawa mnie obrzydzeniem. Pracownicy mediów od wielu lat podniecają się zarobkami innych. Wzbudza to niezdrowe emocje i nieuzasadnione oceny. Na dokładkę konfrontuje się cząstkowe informacje z różnych, nieporównywalnych źródeł i osób. Przypomina mi się mój wykładowca statystyki, który na ostatnim wykładzie kazał nam wyciągnąć spod ławek kupione po drodze gazety, a potem na podstawie artykułów pokazał nam, jak można manipulować danymi statystycznymi. Jako człowiek, który w górnictwie węglowym przepracował wiele lat i z racji zajmowanych stanowisk poznał dobrze zasady wynagradzania w górnictwie węglowym oraz ich historię, złoszczę się tą niby dyskusją.
Z jednej strony cytuje się anonimowego górnika, który mówi, że ostatnia wypłata to tylko 5800 złotych, czyli znacznie mniej niż chwilę wcześniej podano jako oficjalne dane. Jedna i druga informacja jest prawdziwa. Ten górnik mówił o kwocie, którą, jak to się mówi dostaje „na rękę”, czyli wypłacie netto. Oficjalne dane podają średnią kwotę brutto, która, ze względu na stosowane w górnictwie węglowym przeliczenia, powstaje jako średnia z 14 pensji (12 miesięcznych pensji oraz nagroda barbórkowa i tzw. czternastka) oraz jednorazowych wypłat podzielonych przez 12. Od lat nie ma trzynastki, którą niektórzy mają jeszcze w pamięci. Wszystkie te wypłaty wprowadzano wiele lat temu, aby zachęcić ludzi do podejmowania pracy pod ziemią.
Co ciekawe, już na początku lat 90. zasady te zostały potwierdzone w ponadzakładowym układzie zbiorowym pracy, który został podpisany przez ówczesną minister, chyba przemysłu, i organizacje związkowe. Ta sama pani minister później, już w innej roli, z oburzeniem krytykowała górnicze przywileje, pod którymi sama się podpisała. Cóż, politycy miewają krótką pamięć swoich słów i czynów. A niektórzy na dokładkę mówią, zanim pomyślą.
Tak jak ostatnio pewna ministra, która stwierdziła, że górnicy zarabiają za dużo. Po tej wypowiedzi pomyślałem, że niektórzy ministrowie też zarabiają za dużo, skoro wygłaszają tak nieprzemyślane sądy. Wypowiadała się ta pani o sprawie, która nie jest przedmiotem działania jej resortu, o którym ostatnio głośno było w związku z jakimiś saunami czy jachtami z Krajowego Planu Odbudowy. Jeżeli wypowiedź miała za cel odwrócenie uwagi od tego tematu, to nie zawaham się nazwać takiego działania podłością, bo budowanie kolejnych animozji czy podziałów nikomu w Polsce nie służy.
Dopóki na pracę górników jest zapotrzebowanie, to nie dziwmy się wysokości ich zarobków
Ci, którzy krytykują zarobki górników, przeważnie nic nie wiedzą o ich pracy i w jakich warunkach jest wykonywana. I tu przypomina mi się sytuacja sprzed kilkunastu lat. Na prośbę jednego z ważnych polityków zorganizowaliśmy w jednej z kopalń ówczesnej Kompanii Węglowej wizytę pracowników administracji Sejmu RP. Wizyta zaczęła się od spotkania na powierzchni i prezentacji kopalni. Oczywiście było miejsce na pytania i w dość mocno sfeminizowanej grupie padło pytanie: ile kobiet pracuje na kopalni, w tym pod ziemią. Wtedy nie było tam zatrudnionych kobiet, co wzbudziło dezaprobatę gości i pytanie: dlaczego? Kolejne pytanie dotyczyło oczywiście zarobków w kopalni, w tym pod ziemią. Podałem dane statystyczne, co wzbudziło zdziwienie, że robotnicy zarabiają tak dużo.
Zaproponowałem, aby kontynuować rozmowę po wyjeździe z dołu. Goście niemal do samej ściany i z powrotem dojechali kolejką podwieszaną, co nie zawsze jest udziałem górników. Ściana była niska, fedrowała, temperatura przyjazna. Kiedy od jednej z pań usłyszałem pytanie o toaletę, mogłem bezradnie rozłożyć ręce. Gdy po wyjeździe zaproponowałem kontynuowanie dyskusji o zatrudnieniu kobiet pod ziemią i wynagrodzeniach, to usłyszałem tylko krótkie podsumowanie – zdaniem gości w takich warunkach i za te pieniądze nikt nie powinien pracować pod ziemią. Myślę, że należałoby panią ministrę kurtuazyjnie zaprosić do odwiedzenia jakiegoś przodka. A dopóki na pracę górników jest zapotrzebowanie, to nie dziwmy się wysokości ich zarobków – podejmując pracę w kopalni, przyjmowali przecież warunki płacy, ale i pracy, które stworzył ktoś inny…