Węgiel ma przyszłość?

Indie uchodzą za największą nadzieję dla światowego zbytu węgla w nadchodzących

dekadach. Jeżeli to prawda, dlaczego nie dostrzegają jej inwestorzy? - pyta David Fickling, analityk Agencji Bloomberga, w materiale opublikowanym w połowie sierpnia.

Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) do 2023 r. Indie doświadczą maksymalnego zwiększenia zużycia węgla, o 3,9 proc. rocznie, co wystarczy, by zrównoważyć ubytek zapotrzebowania na węgiel w krajach rozwiniętych. Prognozy Bloomberga zwykle są ostrożniejsze od przewidywań IEA, lecz w tym przypadku nie różnią się wiele: w Indiach produkcja prądu ze spalania węgla wzrośnie o ok. 48 proc. w 2030 r. i wyniesie 1512 TWh, czyli więcej niż w całej Europie, Afryce, Ameryce Łacińskiej i na Środkowym Wschodzie.

Groźne zwiastuny
A jednak, gdy spojrzy się na hinduską branżę energetyczną, widać groźne zwiastuny końca boomu. Aż 65 GW mocy na 90 GW ulokowanych w rękach prywatnych producentów prądu przeżywa finansowe problemy. Banki za złe uznają kredyty udzielone energetyce na sumę 1,8 biliona rupii (26 mld dol.), a nieopłacalność nowych inwestycji w energetyce jest jak mina założona pod cały system finansowy Indii.

Inwestycje zwiększające udział generacji prądu z węgla zależą przeważnie od pomocy państwowej. Plan rozwoju systemu elektroenergetycznego do 2027 r. przewiduje budowę 48 GW nowych mocy z węgla, z czego 14 proc. przez inwestorów prywatnych, którzy jednak wycofują się. W tym samym czasie tyle samo mocy trzeba wygasić w starych jednostkach. Grupa CFA (Centrum Odpowiedzialności Finansowej z siedzibą w Delhi, organizacja walcząca o poprawę warunków finansowania gospodarki hinduskiej) oszacowała niedawno, że pożyczki dla energetyki węglowej, których w 2017 r. udzielono na sumę 608 mld rupii, w zeszłym roku obniżyły się aż o 90 proc., do 60 mld rupii. Ale nawet tak małe kredytowanie przeznaczono głównie na modernizację pracujących już bloków, tylko 12 mld rupii poszło na budowę nowej generacji (wszystkie środki skierowano przy tym do jednej elektrowni w Uttar Pradesh, której budowę wspiera rząd).

Ci, którzy sądzą, że OZE z wiatru i słońca najbardziej zależą od pomocy publicznej, mogą zdziwić się w Indiach, gdzie finansowanie 65 proc. projektów energetycznych na węglu pochodziło w 2018 r. z funduszy państwowych. Dla porównania 75 proc. kredytów dla OZE udzielił sektor prywatny. Rok temu subsydia dla OZE wzrosły w Indiach imponująco, bo aż sześciokrotnie (do 150 mld rupii), ale i tak pozostawały w tyle za subsydiami dla górnictwa i energetyki węglowej w wysokości 160 mld rupii.

Konkurowanie kosztami
Hinduski sektor węglowy przeżywa jednak trudności, bo silny rozwój nowych źródeł wytwórczych w ostatnich dekadach doprowadził gdzieniegdzie do nadpodaży mocy. Co gorsza tanienie OZE zaczęło zmuszać elektrownie węglowe do konkurowania kosztami. Na rynku jest miejsce dla pojedynczych nowych bloków konwencjonalnych. Średnia cena elektryczności w państwowej spółce NTPC wynosiła w czerwcu 3,63 rupii/kWh, czyli ok. 51 dol./MWh. Energia z nowych źródeł wiatrowych może obecnie kosztować w Indiach ok. 43 dol./MWh, a z paneli solarnych ok. 37 dol./MWh - porównuje Bloomberg.

Producenci elektryczności żyją z pieniędzy od państwowych spółek dystrybucyjnych. Ale w elektrowniach węglowych występują niedobory wody i węgla, które często zmuszają operatorów do postojów w czasie, gdy mogliby zarabiać.

- Istnieje obawa, że państwowy gigant węglowy - spółka Coal India - nie wykona rocznego planu wydobycia węgla, jeśli produkcja utrzyma się na poziomie, jaki obserwowano w czerwcu - stwierdza Michelle Leung, analityk Bloomberg Intelligence.

Coal India odpowiada za ok. 80 proc. krajowej produkcji węgla. Rząd oczekuje, że w roku podatkowym 2019-2020 wydobycie osiągnie aż miliard ton węgla. To mało realne, bo rok wcześniej Coal India zanotowała wprawdzie 7-procentowy wzrost i rekord (607 mln t), lecz deklarowała, że wydobędzie aż ponad 650 mln t.

Elektrownie w Indiach uzupełniają braki paliwa gwałtownie rosnącym od zeszłego roku importem węgla, głównie z Indonezji i RPA. W czerwcu 2019 r. import zwiększył się o 53,4 proc. r/r do 35,47 mln t miesięcznie – poinformował Centralny Urząd ds. Elektryczności.

Przesądzający argument za węglem w Indiach w najbliższej dekadzie polega na oczekiwaniach rynku, że w razie kłopotów rząd skredytuje państwowe spółki dystrybucyjne, które z kolei pomogą producentom prądu. Praktycy przewidują także, że sieć elektroenergetyczna nie zdąży przyłączyć 175 GW mocy z wiatru i słońca do 2022 r. tak, jak zaplanował to rząd Indii. W rezultacie pomoc państwowa będzie podtrzymywać produkcję prądu w elektrowniach węglowych, gdyż mimo kosztów i zanieczyszczeń będzie to jedyna technologia zdolna zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na elektryczność – pisze analityk Agencji Bloomberga.

Historyczny szczyt
Alternatywny scenariusz mógłby spełnić się, gdyby Indie jednak osiągnęły większość celów związanych z OZE i podniosły ich wydajność do przeciętnych poziomów światowych. W takim przypadku elektryczność wytwarzana z węgla miałaby jeszcze tylko kilka procent do historycznego szczytu, po którym jej udział w miksie zacznie się obniżać.

Która z wizji wydarzy się naprawdę w Indiach?

- Mówiąc szczerze ani OZE, ani węgiel nie są doinwestowane na tyle, by móc prognozować. Aktualne załamanie się systemu finansowania OZE daje czas energetyce z przeważającym udziałem węgla, zwłaszcza inwestycjom silnie wspieranym przez władze państwowe i regionalne. Najgorsze jednak, że energetyka węglowa przegrywa w Indiach nie tylko w kategoriach wpływu na zdrowie publiczne czy klimat, ale zaczyna być po prostu coraz mniej konkurencyjna kosztowo. I nawet potęga państwa nie podtrzyma jej na bardzo długo - ocenia David Fickling.

 

WITOLD GAŁĄZKA
TRYBUNA GÓRNICZA