Grzech zaniechania polityków ciąży nad
unijnym przemysłem stoczniowym. Rozbrojony z narzędzi ochrony własnych interesów, niewyposażony w środki pomocy polityki sektorowej, z jakich korzystają choćby armatorzy, w ciągu niecałych 20 lat oddał już konkurentom azjatyckim produkcję masowców, kontenerowców, a nawet jednostek dla sektora offshore. Chwieje się ostatni bastion przewagi Europy - produkcja skomplikowanych technologicznie hi-tech statków wycieczkowych i promów. Czy polski przemysł stoczniowy w tych warunkach może marzyć o wypłynięciu na szerokie wody?