Trybuna Górnicza autor: Jacek Madeja
W rozmowach głównego zespołu, który ma wypracować założenia
planu ratunkowego dla górnictwa, oprócz przedstawicieli Polskiej Grupy Górniczej mają wziąć również udział przedstawiciele zarządu i strony związkowej spółki Tauron Wydobycie. Kopalnie tej spółki od dawna przynoszą ogromne straty.
O tym, że Polska Grupa Górnicza – największa spółka węglowa, nie tylko w Polsce, ale również w Unii Europejskiej – stoi na skraju bankructwa, słyszy się już od kilkunastu tygodni. Przedstawiciele zarządu i rządu niechętnie zdradzają jednak, w jak opłakanym stanie są finanse węglowego giganta, który zatrudnia 42 tys. osób. Tego możemy się jedynie dowiedzieć z mniej lub bardziej wiarygodnych przecieków medialnych.
Dokładnie w tak samo złej sytuacji znajdują się kopalnie skupione w spółce Tauron Wydobycie. Zatrudniające łącznie ok. 6,6 tys. osób kopalnie: Sobieski, Janina i Brzeszcze, tak jak zakłady PGG, kopią węgiel energetyczny schodząc z wydobyciem coraz głębiej i odchodząc od swoich pól macierzystych coraz dalej, bo fedrują już od ponad stu lat.
Natomiast fakt, że ich właściciel, czyli Tauron Polska Energia, jest notowany na giełdzie, wymusza cokwartalne raportowanie, jaka jest kondycja węglowej nogi koncernu. Ten obraz już od kilku lat jest bardzo zły i niestety pogarsza się z roku na rok. Jeśli chodzi o miniony rok, to trzy kopalnie Taurona Wydobycie wyprodukowały łącznie 3,78 mln t węgla. To rekordowo niskie wydobycie, które jest aż o jedną czwartą mniejsze niż w 2018 r. (wtedy zakłady wydobyły ponad 5 mln t węgla). To wszystko przełożyło się na bardzo zły wynik finansowy – przychody ze sprzedaży węgla w 2019 r. wyniosły 944 mln zł (w 2018 r. było to 1,266 mld zł), a strata operacyjna, czyli EBIT, sięgnęła aż 1,392 mld zł (rok wcześniej strata wyniosła 1,053 mld zł).
Przedstawiciele koncernu argumentowali, że przyczyną tak niskiego wydobycia są trudne warunki górniczo-geologiczne oraz duża liczba przezbrojeń ścian wydobywczych, a pogłębiająca się strata to efekt spadających cen węgla.
Niewielkie odbicie, jeśli chodzi o wydobycie, przyniósł pierwszy kwartał – kopalnie Taurona wyprodukowały w ciągu pierwszych trzech miesięcy 2020 r. 1,18 mln t węgla. To co prawda więcej niż w ostatnich dwóch kwartałach 2019 r., ale i tak mniej niż w analogicznym okresie rok temu. Przykład kopalń Taurona pokazuje, że w przypadku zakładów Górnośląskiego Zagłębia Węglowego nawet ich powiązanie właścicielskie ze spółkami energetycznymi – co przez lata wydawało się jak najbardziej pożądanym rozwiązaniem – niewiele daje. Wydaje się, że kopalnie spółki przynoszenie strat finansowych mają już wpisane w swoje DNA.
Gwoździem do trumny może być tutaj koronakryzys i polityka klimatyczna. Trudno na razie znaleźć wyjście z błędnego koła, w jakim obecnie znalazły się zakłady górnicze. Z jednej strony przedstawiciele Taurona mówią o pozytywnych efektach inwestycji, które pozwolą zwiększyć wydobycie i obniżyć jednostkowe koszty wydobycia, ale z drugiej przyznają, że z uwagi na mniejsze zapotrzebowanie na energię muszą redukować poziom wydobycia, bo generacja z węgla jest coraz mniej opłacalna.
Nic dziwnego, że kopalnie Taurona pojawiły się również na giełdzie zakładów, które mają zostać zamknięte lub uśpione. Już w kwietniu w tym kontekście wymieniane były kopalnie Janina i Brzeszcze. Później mówiło się też o połączeniu kopalni Sobieski i Janina w jedną kopalnię zespoloną, co miałoby przynieść oszczędności. Obrońcy kopalni Janina podkreślają, że w ostatnich latach w zakładzie zainwestowano spore pieniądze w budowę nowego poziomu wydobywczego 800. Oprócz tego Janina może się pochwalić największymi zasobami operatywnymi węgla kamiennego w Polsce – chodzi o ponad 840 mln t, co teoretycznie pozwoliłoby fedrować kopalni przez prawie 200 kolejnych lat. O tym, jaka będzie przyszłość kopalń Taurona, zdecydują najbliższe tygodnie, choć już poprzedni zarząd przyznawał, że najlepszym wyjściem byłoby przeniesienie aktywów węglowych do jednej państwowej spółki.