Górnicy w Chile strajkują

Dariusz Malinowski
 
Choć, jak mówi przysłowie, od przybytku głowa nie boli, to w przypadku
utrzymujących się bardzo wysokich cen miedzi jej producenci mają problem. Załogi chcą partycypować w zyskach firm i żądają podwyżek płac. Może to spowodować największy od lat kryzys w górnictwie miedzi.
Protest w Chile wpływa na wszystkie kopalnie miedzi.
Firmy boją się dawać podwyżki, bo podatkowa przyszłość w Chile nie jest pewna.
Podwyżki w jednym zakładzie KGHM mogłyby wywołać żądania płacowe w innych.
W branży miedziowej kopalnia miedzi Escondida w Chile to legenda. Metal produkuje od trzech dekad. Rocznie z odkrywki wydobywa się średnio około 1,2 mln ton miedzi (o pół miliona więcej niż cały KGHM). Mimo położenia na pustyni Atacama, zakład jest wysoce rentowny. Teraz jednak przeżywa poważne problemy. Od kilku dni protestuje część załogi kopalni.
Co gorsza: protest dotknął także drugą wielką chilijską kopalnię - zakład Spence. W obu kopalniach protestują górnicy.
Jak duża jest skala strajku i jak on wpływa na produkcję, główny właściciel zakładów, największy koncern górniczy na świecie BHP, nie informuje. W oficjalnym oświadczeniu poinformowano tylko, że zarówno Spence, jak i Escondida „przyjęły plany awaryjne, aby utrzymać swoją działalność".
Między młotem a kowadłem
Analitycy zauważają, że strajk w obu kopalniach pozostaje dla firmy wielkim problemem, który może się przerodzić w finansową katastrofę. Zmniejszenie produkcji tylko o 5 proc. oznaczałoby spadek przychodów kopalni o 600 mln w skali roku! A Całkowite zatrzymanie wydobycia - wielomiliardowe straty. Jednak tylko z pozoru pójście na ustępstwa wobec liczącej 3 tys. pracowników załogi byłoby korzystne.
BHP znalazł się bowiem między młotem a kowadłem. Z jednej strony to oczywiste, że pracownicy chcą partycypować w sukcesach finansowych firm. Z drugiej - koncern musi się przygotować na niekorzystne dla producentów miedzi w Chile propozycje podatkowe.
Wiele wskazuje bowiem, że realne stanie się dodatkowe opodatkowanie kopalń miedzi -  to znacząco zmniejszyłoby zyski firm. Nic więc dziwnego, że nie bardzo palą się one do spełnienia żądań pracowników. Te w obecnej sytuacji są dość oczywiste: górnicy chcą znacznych podwyżek płac. Miałyby one uwzględniać specjalną premię z tytułu wysokich cen miedzi.
A ta na London Metal Exchange z 7918 dol. za tonę na początku roku zdrożała do ponad 10 tys. (10 maja nawet 10724 dol.). W grę wchodzi zatem podwyżka wynagrodzeń nawet o kilkanaście procent.
Nieoficjalnie spekuluje się, że miedziowe firmy, zwłaszcza w Chile i Peru, bardzo obawiają się dać tak duże podwyżki wynagrodzeń. Z dwóch przyczyn... Pierwszą jest obawa o poziom cen. Obecnie są one bardzo wysokie, ale czy będzie tak w przyszłości- trudno powiedzieć. Drugi powodem są - wspomniane już - obawy o kwestie podatkowe. Warto tu dodać, że oprócz Chile także w Peru przygotowane są nowe regulacje podatkowe. W obu przypadkach specjaliści uważają, że to, co się proponuje w projektach, może spowodować, że wiele kopalń nie przetrwa.
Światowe reperkusje
W przeszłości w Chile strajki wśród miedziowych górników wybuchały regularnie. I - jak zawsze w takim przypadku - odzwierciedlały to ceny miedzi.
W przypadku obecnego protestu w Escondida i Spence ewentualne zmniejszenie podaży rdzawego metalu będzie szczególnie bolesne. Świat po pandemii zwiększył zapotrzebowanie na surowce. Spadek produkcji nieuchronnie wpłynie na ceny metalu, więc ten musi podrożeć.
Zresztą warto prześledzić, co dzieje się w ciągu ostatniego tygodnia z miedzią. Jeszcze tydzień temu za tonę miedzi na LME płacono 9869 dol. Odkąd pojawiły się informacje o problemach w Chile, metal podrożał już do prawie 10,2 tys. dol.
Tylko z pozoru informacje z Chile powinny cieszyć KGHM. Nasz koncern co prawda będzie sprzedawał miedź trochę drożej, ale musi się liczyć i z wydatkami.
Po pierwsze: cały rynek zostanie rozchwiany, co nigdy nie jest dobre. Owszem, można dobrze zarobić, ale i zanotować poważne straty. Zresztą, jak przyznaje prezes KGHM Marcin Chludziński, firma lubi stabilną sytuację.
Po drugie: w przypadku sukcesu w sporze górników z BHP sam KGHM będzie być może musiał podnieść pensje pracownikom w chilijskich kopalniach. W Chile w przeszłości zdarzało się bowiem, że podwyżki w jednym zakładzie wywoływały reakcję łańcuchową w pozostałych.
Jakby tego było mało, sytuacji w Chile przyglądają się także nasi związkowcy. Czy gdyby załoga Sierra Gorda otrzymała podwyżkę, domagaliby się także wzrostu płac w krajowych kopalniach?
Oczywiście patrzymy na to, co się dzieje w Chile – mówi nam działacz związkowy z KGHM. – Jeśli tam doszłoby do podwyżek, zasadne byłoby także pytanie o nie w naszych zakładach.