autor: AMC
też na liście UNESCO
Wałbrzyscy górnicy węgla kamiennego właśnie zatwierdzają wniosek o wpisanie swojej Barbórki na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego. Różnice między tymi obchodami górniczego święta a górnośląskimi są na tyle duże, że na listę UNESCO mogą trafić obie Barbórki. Warto zauważyć, że te starania podjęto, mimo że na tamtym terenie kopalni nie ma już od ponad 20 lat!
Obchody wałbrzyskie, tak jak górnośląskie, są powszechne. Wprowadzone zostały w czasie PRL-u jako „Dni Górnika” i były świętowane w całym kraju. Barbórka wałbrzyska zachowała jednak elementy przedwojennego święta, bliższego bardziej tradycji Saksonii niż Górnego Śląska. Różnice między Barbórką górno- i dolnośląską zauważyli sami górnicy i walczą o wpisanie Festiwalu Tradycji Górniczych na listę dziedzictwa UNESCO. Tymczasem od zamknięcia ostatniej kopalni w Wałbrzychu minęło już ponad 20 lat.
Festiwal Tradycji Górniczych Barbórka organizowany jest obecnie przez Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia w Wałbrzychu. W jego ramach organizowane są co roku: Karczma Piwna, Babski Comber, Wielka Parada Górnicza, Biesiada Szkolna oraz Szychta Rodzinna. Dodatkowo odbywają się też Kawiarnie Naukowe, Wieczory Górnicze, koncerty, spektakle oraz wystawy artystyczne. Obchody trwają kilka dni. To zarówno zabawa, jak i zdobywanie wiedzy.
Wszyscy w Wałbrzychu pamiętają, że dzięki przemysłowi węglowemu miasto się rozwinęło. W 1867 r. miało 8 tys. mieszkańców, po I wojnie światowej już ponad 44 tys., a w 1939 r. – ponad 66 tys.
Z czasem koszty wydobycia węgla zaczęły rosnąć szybciej niż cena jego zbytu. W 1990 r. na biurko ministra przemysłu trafił raport o opłacalności eksploatacji dolnośląskich kopalń. Nie pozostawiał złudzeń. „Kopalnie wałbrzyskie nigdy nie osiągną kosztów wydobycia takich, do których społeczeństwo nie musiałoby dopłacać, a więc należy je zlikwidować”. Zamknięto Victorię, Wałbrzych i Julię.
Wałbrzyskie kopalnie były nierentowne już w latach 80. i za premiera Mieczysława Rakowskiego myślano o ich likwidacji. Na przeszkodzie stanęły obawy przed robotniczymi protestami. Do sprawy wrócono po upadku PRL-u. Umowa podpisana ze związkami zawodowymi dawała gwarancję zabezpieczeń dla górników. W miarę, jak likwidowano zakłady, miały powstawać nowe miejsca pracy. Niestety tak się nie działo.
Cały proces, zamiast 10-15 lat, zajął zaledwie pięć. Planowano wzorować się na doświadczeniach z Belgii, gdzie skutecznie przeprowadzano likwidację kopalń i restrukturyzację regionów górniczych. Umowy nie zostały dotrzymane, a obiecane środki drastycznie zmniejszano. Za rządu Waldemara Pawlaka nawet niewielka pomoc rządowa dla miasta skończyła się.