W Bytomiu na terenach

 autor: Kajetan Berezowski

 pogórniczych można było obejrzeć czołg z bliska i posłuchać ryku jego silnika
Na hałdzie przy wieży szybowej Krystyna w Bytomiu jak co roku spotkali się miłośnicy wojskowości. Dziesiątki czołgów, transporterów opancerzonych, armat, a nawet wyrzutni rakietowych mijało się niemal non stop na oczach setek gości. Nie zabrakło przejażdżek pojazdami militarnymi i pokazów grup rekonstrukcyjnych. W kuchni polowej czekała grochówka.
Sławek chwali się, że jest byłym wojskowym. Nonszalanckim ruchem przeładowuje magazynek pistoletu. W samochodzie towarzyszy mu kobieta o wietnamskich rysach w typowym kapelusiku non la. Nie reaguje na żadne pytania.
Tymczasem na wygrodzonym terenie od kwadransa trwa nieprzerwany wyścig czołgów. Kurzu jest co niemiara. Pancerni walą przed siebie, ile fabryka dała. Nie mogą tylko jednego – wystrzelić pocisku. Gdyby mogli, Bytom nie przetrwałby do końca imprezy.
Po przeciwległej stronie, na torze ziemnym, na łeb na szyję pędzi transporter. Śmiałkowie, którzy zdecydowali się na przejażdżkę, kurczowo trzymają się metalowych żerdzi pojazdu. Cud, że nikt nie wypada. Zabawa jest przednia.
Dla jednych to zabawa, dla innych wymagające hobby. Prawie codziennie jest się usmarowanym po samą szyję, ponieważ są to pojazdy, nad którymi trzeba cały czas pracować. Kończy się remont jednego elementu i zaczyna naprawa kolejnego. Po dzisiejszych prezentacjach będzie co naprawiać – śmieje się Radek.
Właściciel jednego z czołgów zaklina się, że nigdy go nie sprzeda, ale samochód zwiadowczy armii amerykańskiej, czemu nie?
Pali 10 litrów na sto. Kupuje pan? W Niemczech dostałem go za 40 tys. euro, spuszczam do 35. No to jak, krótka piłka. Tak czy nie? – łysy kolekcjoner militariów spod Poznania składa mi konkretną propozycję. W swej ofercie ma również czołg polskiej produkcji. Po krótkim zastanowieniu rezygnuję.
Umorusani od stóp do głów pancerni obiecują, że za rok przyjadą niemieckim czołgiem Leopard 2. To ci dopiero będzie zabawa. W Bytomiu niemieckich czołgów nie widzieli ho, ho, a może i dłużej. Nic tylko czekać do przyszłorocznej wiosny!
Tymczasem Jacek Minkowski prezentuje ciekawskim swój mundur żołnierza US Army.
- Dokładnie 6 czerwca 1944 r. żołnierze 82 i 101 Dywizji Powietrznodesantowej oraz brytyjskiej 6 Dywizji Powietrznodesantowej uderzyli na wroga, lądując na francuskiej ziemi. Rozpoczęła się operacja D-Day. Rozgorzała bitwa. Niemcom udało się przypuścić kontratak, lecz spadochroniarze utrzymali pozycje i następnego dnia wsparły ich czołgi z pobliskiej plaży Utah. W sumie wylądowało 24 tys. uczestników desantu oraz ponad 130 tys. żołnierzy piechoty i wspierających ich rodzajów wojsk – opowiada jednym tchem historię tamtych dni.
Na pamiątkę wydarzeń z 1944 r. miłośnicy militariów z Bielska-Białej, Chorzowa, Warszawy, Kielc i Łodzi spotykali się w Bytomiu na hałdzie przy wieży szybowej Krystyna jako „101 Powietrzno-Desantowa”. Z Jaworzna część „wojskowych” przybyła zdemobilizowanym pojazdem saperskim w bardzo dobrym stanie technicznym. To miłośnicy pojazdów wojskowych z grupy „29 let’s go”. Nad swym obozem zatknęli gwieździsty sztandar.
Grupka ciekawskich z zainteresowaniem ogląda ich repliki granatów i karabinów typu Thompson i Garand.
To wspaniałe miejsce na takie imprezy. W zasadzie mogłoby tak zostać na zawsze, nie trzeba nic restrukturyzować. Teren jest bardzo fajnie zagospodarowany, można obejrzeć czołg z bliska, posłuchać ryku silnika. Dla nas jak znalazł – przekonuje Tomek, który na czas imprezy przyodział mundur żołnierza batalionów Rangersów, które także wzięły udział w toku walk w Normandii.
Maciek i Julia dumnie patrolowali powierzchnię hałdy ubrani w Ghillie - strój maskujący używany głównie przez strzelców wyborowych oraz zwiadowców. W siłach zbrojnych wszystkich państw przygotowanie stroju maskującego jest częścią szkolenia taktycznego strzelców wyborowych. Ghillie może maskować w terenie lesistym, pustynnym i innych w zależności od potrzeby.
Brakuje tylko plecaka, ale jest noktowizor, bardzo istotna rzecz. Ja mam z sobą karabin AR15, a koleżanka M24, to świetna broń snajperska. Oczywiście nie możemy na takich imprezach nosić prawdziwej, ale repliki są bardzo wiernym ich odwzorowaniem. Strzelają, choć nie ostrą amunicją – opowiada Maciek, zaś Julia zapewnia, że ma zamiar zgłosić się na ochotnika, ma się rozumieć do polskiej armii.