autor: Jacek Korski
Życie po węglu
Choć perspektywa zakończenia wydobycia węgla kamiennego sięga jeszcze przyszłego ćwierćwiecza, to o tym trzeba myśleć już dziś. Zacznę jednak od zapamiętanych z telewizji obrazów zakończenia gdzieś na początku lat 70. ubiegłego stulecia wydobycia węgla w kopalni Śląsk-Matylda, której ruchy funkcjonowały w dzielnicach Świętochłowic – Lipinach i Chropaczowie. Pamiętałem pobrużdżone zmarszczkami twarze byłych górników tych kopalń i łzy jak po śmierci najbliższych osób. W Rudzie Śląskiej uruchamiano w tym czasie nową kopalnię Śląsk, więc o pracę dla górników nie trzeba się było martwić. I dopóki sam nie podjąłem pracy w kopalni Makoszowy, to nie do końca rozumiałem te łzy.
Trudno bowiem zrozumieć, jak przywiązywaliśmy się do tej naszej gruby i ludzi, z którymi fedrowaliśmy. Nie jest tak, że za tzw. komuny, czyli od zakończenia wojny do 1989 r., nie kończyły kopalnie węgla kamiennego swojego życia. Zaczynając po studiach pracę na Makoszowach, spotykałem kolegów z zabrzańskiej Concordii, która gasła w ramach kopalni Pstrowski. Dziś dobrze rozumiem, dlaczego moi koledzy z takim sentymentem wspominali poprzednią kopalnię, mimo że była to kopalnia trudna, o ciężkich warunkach i mniej zmechanizowana. Cóż, kopalnia jak człowiek, kiedyś umiera…
Jako młody pracownik nie przejmowałem się tym, bo przecież co roku uruchamiano też nowe kopalnie, a te stare odchodziły po cichu łączone z sąsiednimi.
W 1988 r. rozpocząłem studia podyplomowe na Wydziale Górniczym Politechniki Śląskiej. Wtedy właśnie profesor Bernard Drzęźla dzielił się, oprócz ciekawych wykładów o tąpaniach, relacjami z obrad podstolika górniczego w ramach Okrągłego Stołu. Tam rozmawiano także o konieczności zamknięcia niektórych kopalń. Wykłady z zakresu zagrożeń wodnych prowadził profesor Józef Sztelak, którego pamiętałem jeszcze ze studiów jako wykładowcę, którego warto słuchać. Profesor bardzo wiele czasu poświęcił na wytłumaczenie nam, że, z punktu widzenia wody, kopalnie żyją długo po ich likwidacji. Jako przykład wskazywał jakąś małą kopalnię, której po wojnie już nie uruchomiono, bo była zdewastowana, mała i wszędzie brakowało górników. Szyby zamknięto, budynki popadały w ruinę. Starzykowie w okolicy wspominali tylko swoją żywicielkę. Aż do momentu, kiedy w terenie górniczym zamkniętej kopalni nie zaczęły powstawać zalewiska i w piwnicach domów w pobliżu pojawiła się woda. Przypomniano sobie wtedy, że każda kopalnia (podziemna czy odkrywkowa), póki działa, musi pompować dopływającą wodę, bo jest w istocie wielką studnią. Jedną ze szkód górniczych jest obniżenie zwierciadła wód i zanik wody w studniach. Kilka lat temu przypomniał nam o tym przypadek problemów kopalni Turów. Podziemne kopalnie węgla to także osiadania terenu. Po zakończeniu wydobycia i pompowania zwierciadło wód wróci do pierwotnego poziomu, a w miejscach obniżeń terenu pojawią się niecki bezodpływowe i zalewiska. Te ostatnie mogą powstać w miejscach, w których jest coś życiowo dla nas, mieszkańców Górnego Śląska, ważnego. Dlatego pompować wodę będziemy musieli już do końca świata. Niestety woda, która pojawi się na powierzchni, czy z pompowania, czy w zalewiskach, będzie zawierać wypłukane z górotworu związki chemiczne. Jednym z nich jest sól. Niektórzy urzędnicy w stolicy są przekonani, że problem złotej algi w Odrze rozwiąże zamknięcie kopalń węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Nic bardziej mylnego, ale martwi mnie, że w istocie problem i przyczyny śnięcia ryb sprowadza się do zasolonej wody z kopalń. Choć może w stolicy widać lepiej?
Piszę jednak o wodzie i kopalniach dlatego, że pewne rozwiązania muszą zostać zaplanowane i zrealizowane, zanim ostatnia kopalnia zakończy wydobycie węgla. Biorąc pod uwagę, że problem będzie istniał już zawsze, to jego identyfikacja, projekt i realizacja będą wymagały skoordynowanych czynności ponad zrozumiałymi, ale partykularnymi działaniami przedsiębiorstw górniczych i innych podmiotów. Wszak oni mają swoje cele gospodarcze dotyczące kopalń wchodzących w skład tych przedsiębiorstw czy instytucji. Wydaje mi się, że do rozwiązania tego problemu jest nasze państwo, bo sposób i jakość rozwiązania tego problemu wpłynie na możliwość życia i gospodarowania na Górnym Śląsku. Myślę, że czasu mamy niewiele!