autor: Kajetan Berezowski
Bytomski schron i wystawy zdążyło już zwiedzić ponad 26 tys. osób
Wokół egipskie ciemności, co pewien czas przerywane migotaniem to niebieskiego, to znów czerwonego światła. Zewsząd dobiega hałas wojennej zawieruchy. Huczą działa artylerii, słychać serie wystrzałów z karabinów maszynowych, nadlatują samoloty. Gdzieś niedaleko uderzyła bomba. Lektor informuje o historii tego miejsca, o toczonych tu walkach w okresie II wojny światowej, wreszcie o Tragedii Miechowickiej. O tych wydarzeniach warto pamiętać, zwłaszcza w rocznicę wybuchu II wojny światowej. Pamiętają o tym członkowie bytomskiego Stowarzyszenia Pro Fortalicium, sprawujący opiekę nad zabytkowymi obiektami fortyfikacyjnymi i udostępnianiem ich zwiedzającym.
Gdyby stare mury budynku dawnej szkoły przy ul. Stolarzowickiej 19 w Bytomiu umiały mówić, z pewnością usłyszelibyśmy niejedną mrożącą krew w żyłach opowieść ze stycznia 1945 r., gdy do miasta wkroczyła Armia Czerwona. W trakcie kilkudniowych walk zamordowanych zostało setki cywilów. Wśród ofiar byli m.in. robotnicy przymusowi z Polski centralnej i górnicy z miejscowej kopalni, a także ks. Jan Frenzel, uprowadzony z jednego z domów przy obecnej ul. Styczyńskiego, gdzie posługiwał wiernym, i po wielogodzinnych torturach zamordowany w sąsiednich Stolarzowicach.
Budynek szkolny został mocno ostrzelany, czego ślady są widoczne do dzisiaj. Na ścianie od strony ul. Kasztanowej znajdują się dziesiątki dziur po pociskach – zwraca uwagę Andrzej Matura, sekretarz bytomskiego Stowarzyszenia Pro Fortalicium.
W uratowanym przed rozbiórką budynku Stowarzyszenie ma dziś swoją siedzibę. Tu organizuje wystawy i prezentacje. W sąsiedztwie od kwietnia do 11 listopada zwiedzać można także schron, prawdziwą perełkę historyczną Bytomia. Prawdopodobnie powstał on w latach II wojny światowej, między 1942 a 1944 r. Mógł pomieścić ok. 250 osób. Dolna jego część zbudowana jest z betonowych bloków, a częściowo z cegły. Górna zaś z żelbetowych bloków w kształcie łuku. Do dzisiaj zachowały się oryginalne wywietrzniki, dzięki którym do wnętrza dopływało świeże powietrze. I pomyśleć, że jeszcze z początkiem ubiegłej dekady mało kto o schronie wiedział, a jego pomieszczenia były zrujnowane. Wśród tych, którzy postanowili ocalić to miejsce od zapomnienia, byli: Ireneusz Okoń, były pracownik kopalni Wujek, Jan Hodor, dr Adam Kubacz, Andrzej Habraszka, niegdyś zatrudniony w miechowickiej kopalni, Mariusz Tazbir, Marek Kaczorkiewicz, Jerzy Lipka, Tomasz Wojdyła, Tomasz Wac i Michał Napierała.
Zastaliśmy betonowe mury i stojącą wszędzie wodę, ale to nas nie zniechęcało, mieliśmy plan i twardo dążyliśmy do jego realizacji – opowiada Ireneusz Okoń.
Dzięki pomocy strażaków odpompowano wodę, co umożliwiło dalszą eksplorację tego miejsca. Na początek zbudowano wejście, a następnie osuszono korytarze i wykonano instalację elektryczną. Przed trzema laty, dzięki wsparciu gminy Bytom, udało się zakupić sprzęt audiowizualny, dzięki któremu możliwe jest dziś odtwarzanie efektów dźwiękowych w systemie Dolby Surround. W tym czasie zrealizowano także filmy prezentujące wydarzenia ze stycznia 1945 r. Z miesiąca na miesiąc powiększała się również ekspozycja wystawiennicza. Miechowiczanie sami przynosili pamiątki po swoich rodzicach i dziadkach. Umieszczono je w podświetlonych gablotach wraz z dokładnymi opisami.
Przynosili i nadal przynoszą w przekonaniu, że u nas jest dla nich lepsze miejsce niż w domowej szufladzie. To umożliwia nam modyfikowanie wystaw, tworzenie nowych ekspozycji. Dostaliśmy m.in. bagnety polskie i niemieckie z czasów wojny, elementy umundurowania, dokumenty, karty pocztowe, a pewna pani przekazała nam książkę ze śladem po kuli. Mówiła, że uratowała życie jej dziadkowi. Zmierzający w jego kierunku pocisk odbił się rykoszetem. Starsi mieszkańcy Bytomia obawiają się, że pamiątki po przodkach po ich śmierci trafią na śmietnik. W ten sposób je ratują – opowiada Ireneusz Okoń.
Innym razem schron zwiedzał pewien profesor z Warszawy, znakomicie znający się na wojskowości.
Był pod dużym wrażeniem efektów dźwiękowych, lecz przyznał, że brakuje mu wśród nich dźwięku słynnego amerykańskiego bombowca Consolidated B-24 Liberator, który również operował w tym rejonie. Przysłał nagranie z tym dźwiękiem i dodaliśmy go do naszych efektów. Wszystko doskonale komponuje się z efektami świetlnymi. Nie można tego opowiedzieć, trzeba po prostu wziąć udział w tym wyjątkowym spektaklu – przekonuje Ireneusz Okoń.
Z kolei w budynku po dawnej szkole wystawiono do obejrzenia makiety schronów bojowych obszaru warownego Śląsk, m.in. Wesoła-Dobieszowice i punktu oporu Łagiewniki, szczątki dwóch amerykańskich samolotów bombowych Liberator podarowane przez Blechhammer w 1944 r., mundury wojskowe, miny: przeciwpancerną i przeciwpiechotną betonową, przedmioty codziennego użytku żołnierzy, saperki, hełmy wojskowe, maski gazowe i zasługujące na szczególną uwagę buty wartownicze.
Zakładano je tylko zimą. Są solidne, wykonane ze skóry i filcu, mają ok. pięciocentymetrową podeszwę. Wkładało się je na oficerki. Z tego wynalazku korzystali zwłaszcza żołnierze niemieccy i rosyjscy – tłumaczy Andrzej Habraszka.
W sumie schron i wystawy zdążyło już zwiedzić ponad 26 tys. osób z całego świata, w tym z: USA, Chin, Japonii, Kenii i Bangladeszu.
Jest jeszcze jedna ciekawa wystawa zorganizowana w pomieszczeniach Stowarzyszenia Pro Fortalicium. Tym razem o tematyce górniczej. W końcu Bytom węglem stał i stoi do dzisiaj. Została zorganizowana na tle grafik wykonanych na podstawie oryginalnych fotografii z podziemnych wyrobisk kopalni Wujek.
– Przedstawiają poziom 613, skrzyżowanie portalowe typu Łabędy oraz chodnik na poziomie 680, a ściślej przebudowę chodnika w przekopie P-4. To taki nasz ukłon w kierunku branży, w której przepracowałem wraz z kolegą Karolem Januszewskim sporo lat – mówi Ireneusz Okoń.
I w tym miejscu nie brakuje ciekawych przedmiotów w postaci mundurów górniczych, narzędzi pracy i wysłużonych aparatów ratowniczych.
Członkowie Stowarzyszenia Pro Fortalicium ocalili od zapomnienia wiele innych miejsc, w tym schron w Dobieszowicach w gminie Bobrowniki. Podczas kampanii wrześniowej 1939 r. był częścią Obszaru Warownego Śląsk, stanowiącego ok. 60 km linii fortyfikacyjnych. Na kilka tygodni przed wkroczeniem wojsk hitlerowskich zgromadzono tu duże zapasy amunicji i broni. Już drugiego dnia wojny padł rozkaz opuszczenia posterunków bojowych. Być może dlatego właśnie schron przetrwał do naszych czasów w bardzo dobrym stanie. W trzech izbach fani architektury militarnej mogą podziwiać pamiątki w postaci lawet fortecznych, tarcz strzeleckich, saperek, lornetek, masek przeciwgazowych, manierek, telefonów górniczych używanych wówczas do utrzymywania łączności, a nawet rozbrojonej amunicji. Cztery schrony: w Bobrownikach, Kamieniu, Chorzowie i Gostyni udostępniono zwiedzającym prawie 20 lat temu.
Z okazji zbliżającej się w przyszłym roku 80. rocznicy Tragedii Górnośląskiej działacze Stowarzyszenia Na Rzecz Zabytków Fortyfikacji Pro Fortalicium planują rekonstrukcje wydarzeń z tamtego okresu. Jak zgodnie podkreślają: „los pomordowanych musi stanowić przestrogę dla przyszłych pokoleń, aby to, co miało miejsce 80 lat temu, nigdy więcej już się nie powtórzyło”.