autor: Jacek Korski
- felieton Jacka Korskiego
Ubiegły tydzień to co najmniej dwa ważne wydarzenia dla górników. Pierwsze z nich to wystawa górnicza (dawniej SIMEX). Kto pamięta wielkość tych historycznie pierwszych targów, to dostrzegł zapewne znacznie mniejszą ilość wystawców na dzisiejszych targach.
W przeszłości ekspozycje firm i sprzętów dla górnictwa zajmowały cały Spodek wraz z galeriami, szatnie, lodowisko, parkingi oraz plac przed Spodkiem. W tym roku ekspozycja plenerowa była skromna i raczej z prezentacjami multimedialnymi. Maszyn nie było. Druga część ekspozycji w Centrum Kongresowym była skromniejsza niż w minionych latach. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że nasze górnictwo węglowe staje się coraz mniej atrakcyjnym partnerem dla dostawców, a wielu z nich obserwując, co dzieje się wokół węgla i górnictwa, zmienia profile swoich firm lub przenosi się do Azji. Dlatego nie spotkałem wystawców, z którymi spotykałem się podróżując po świecie lub kiedyś w Katowicach. Ubyło też polskich wystawców. Dla mnie to sygnał, że gdybyśmy nagle chcieli odbudować polskie górnictwo węglowe, to nie będzie to możliwe ze względu na słabość zaplecza. Oni po prostu dostosowują się do potrzeb rynku, czyli popytu.
Bańska Szczawnica to niewielkie miasto na Słowacji. To miejsce szczególne dla miłośników wszelkiego górnictwa. Górnictwo srebra i złota działało w tej okolicy od XII wieku. Pierwsi górnicy przybyli do Bańskiej Szczawnicy z Saksonii, gdzie w górach Harzu znacznie wcześniej było już rozwinięte i nowoczesne na tamte czasy górnictwo kruszców czy soli. Miasto rozwijało się i bogaciło. Legenda głosi, że ówczesnym banikom (górnikom) miejsce występowania żył kruszcowych wskazywały salamandry, czyli czarno-pomarańczowe ogoniaste płazy. Legenda ważna z punktu widzenia wydarzeń ubiegłego tygodnia, bo po raz kolejny obchodzono w Bańskiej Szczawnicy Święto Górników, Hutników, Geologów i Nafciarzy. Słowacja jest mniejsza od Polski i przedstawicieli tych zawodów jest mniej i ciągle ubywa. Nie znaczy to jednak, że nie należy być dumnym z wykonywanej przez siebie pracy. Święto buduje też poczucie wspólnoty i służy nawiązywaniu koleżeńskich więzów. Obchody zaczynają się tradycyjną Biesiadą Górniczą, bardzo podobną do naszych. Na sali Czesi, Węgrzy, Słowacy i Polacy. Przy piwie i śpiewach odbywają się konkursy picia piwa. Jest skok przez skórę, gdzie każdy fuks musi najpierw się przedstawić, a potem wykonać jakieś zadanie. Przyśpiewki i pieśni wykonywał świetny chór górniczy. Spotkanie zakończyło wspólne odśpiewanie Hymnu Górniczego – okazało się, że mamy wspólną melodię, choć różne słowa…
Następnego dnia, w piątek, obchody zaczynają się w miejscowym, pięknym kościele pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej, gdzie na wielkim ekranie wyświetlane są filmy o pięknie Bańskiej Szczawnicy i prezentacje o historii miasta i lokalnego górnictwa. W swoim czasie było ono nowoczesne i tu zastosowano metodę ogniową, w której skałę, rozgrzaną rozpalonym pod nią ogniskiem, polewano zimną wodą, by występujące wówczas nagłe naprężenia powodowały jej pękanie. Od 1627 roku stosowano tu proch strzelniczy do urabiania skał. W kościele wręczane są też w pięknej scenografii odznaczenia zasłużonym pracownikom górnictwa i hutnictwa. W przerwach można zwiedzać zabytkowe sztolnie górnicze, piękne zabytki lub zasiąść w jednej z licznych w tym maleńkim miasteczku knajpek przy kawie lub czymś bardziej górniczym.
Najbardziej okazałym elementem obchodów jest Pochód Salamandry, który wieczorem przechodzi główną ulicą miasta. Biorą w nim udział wszyscy świętujący górnicy ze wszystkich reprezentowanych krajów, hutnicy i inni, często z całymi rodzinami. Z Czechami szła grupka dzieci w strojach górniczych skrzatów w białych kubrakach i zielonych kapturach. Grupy górników śpiewały piosenki w swoich językach, częstowały dzieciaki wśród licznie zgromadzonej publiczności cukierkami (nasze krówki robiły furorę!). Publiczność biła nam brawo, restauratorzy częstowali nas winem. Była cudowna, życzliwa atmosfera. Ostatnia grupa zakończyła pochód blisko 2 godziny po jego rozpoczęciu. A potem? Potem liczne knajpki zaroiły się ludźmi w podobnych, choć różnych mundurach i wszyscy byliśmy braćmi i siostrami…
Jacek Korski