Wielka woda

autor: Jacek Korski

- felieton Jacka Korskiego
 
Jako dziecko nieraz oglądałem w telewizji obrazy z wiosennych powodzi, gdy ruszały lody na Wiśle. Z bliska powódź zobaczyłem w latach 70., gdy jako student układałem w okolicach Wrocławia z kolegami niekończące się worki z piaskiem. Zajęty pracą, nie widziałem wtedy spowodowanych przez wielką wodę szkód.
Kiedy w 1985 roku po ulewnych deszczach wezbrana Kłodnica zalała zabrzańską dzielnicę Makoszowy, to poszkodowanych zostało kilku moich podwładnych czy kolegów. Uważany za dramatyczny rok 1997 zastał mnie na stanowisku naczelnego inżyniera kopalni Makoszowy i, z racji pełnionego stanowiska, byłem też wiceprzewodniczącym komitetu przeciwpowodziowego w Zabrzu. Było to konsekwencją wniosków wyciągniętych po wspomnianej powodzi z 1985 roku. Osiadania terenu po eksploatacji kopalni Makoszowy sprawiły, że część dzielnicy Makoszowy znalazła się nawet poniżej normalnego koryta rzeki Kłodnicy. Po 1985 roku rzekę ujęto w solidne wały, pojawił się wtedy problem – po normalnych opadach deszczówka nie mogła spłynąć do rzeki i konieczne było zbudowanie przepompowni do przerzucania wody za wał. Wszystko działało sprawnie. Zresztą takich przepompowni na terenie górniczym większości śląskich kopalń węgla nie brakowało.
Na początku lipca 1997 lało już kilka dni i kiedy w niedzielę, chyba 4 lipca, wróciłem z Brennej, to dowiedziałem się, że znajomi kilka godzin później już nie mogli przejechać wiślanką. A w nocy obudził mnie telefon, że woda zalewa najniżej położone domy w innej zabrzańskiej dzielnicy – Kończyce. W dużych zakładach istniały jeszcze wtedy Zakładowe Oddziały Obrony Cywilnej i to pracownicy kopalni z tego oddziału, wraz ze strażakami zawodowymi i ochotnikami, pomagali ewakuować ludzi i zabezpieczać ich mienie. Przy bardzo intensywnych opadach deszczu spływająca z całych Kończyc woda zdołała zalać przepompownię na Potoku Bielszowickim, zwanym też Kochłówką. Niepokojąco rósł też poziom wody w Kłodnicy i potokach będących, jak wspomniany Potok Bielszowicki, dopływami tej rzeki.
Pamiętam, jak stojąc na wale tej rzeki, widziałem, że woda płynie… na wysokości domów osiedla Piasek, które w 1985 roku zostało zalane. Słuchając bardzo wyważonych dziś wypowiedzi specjalistów o przeznaczeniu zbiornika pod Raciborzem, pamiętam jak moi koledzy ze służby mierniczo-geologicznej zaproponowali zbudowanie zbiornika retencyjnego na Kochłówce i rozciągnięcie tym samym fali powodziowej na Kłodnicy – dziś byłoby to niemożliwe, bo biegnie tam autostrada A4. Wyraziłem zgodę i z tego, co było pod ręką, czyli kamienia popłuczkowego, piasku, zaczęliśmy tworzyć we wskazanych miejscach wały.
I tu chyba miejsce na przypomnienie, jak różne postawy przyjmowali ludzie w tamtym czasie. Krótko przed powodzią uzupełnialiśmy zapas worków na piasek, które kosztowały kilkadziesiąt groszy za sztukę. Kiedy mniej więcej po tygodniu powodzi chcieliśmy kupić takie same worki, cena była już dziesięciokrotnie wyższa i za gotówkę. Cuda lub dobra wola ludzi jednak się zdarza i, nagle, od jednego z naszych odbiorców węgla dostaliśmy worki przeznaczone do pakowania cukru na eksport. Kiedy patrzę dziś na oszczędnie napełniane worki, tak, aby łatwo było je przenosić, to nasze worki sypane były „z czubkiem”. Kiedy do mojego sztabu przeciwpowodziowego zadzwonił właściciel piaskowni, który powiedział mi, że na kartkę z moim podpisem będzie ładował piach za darmo i to przez całą dobę, to zrobiło mi się jakoś ciepło na duszy.
Takie postawy stanowiły wtedy zdecydowaną większość. Dość powiedzieć, że osiedle Piasek nie ucierpiało, pomogliśmy też na południe od Kłodnicy w gminie Gierałtowice i druga fala deszczu już nie powiększyła szkód. Kiedy obserwuję, bezpiecznie, w TV to, co dzieje się w dorzeczu Nysy Kłodzkiej, potrafię wczuć się w sytuację wszystkich poszkodowanych i rozumiem ciężar, który wszyscy walczący z kataklizmem dźwigają. A na koniec tym, którzy będą mieli pretensje do wszystkich i o wszystko w związku z dzisiejszym kataklizmem, powiem jedno – w kilka dni lipca 1997 r. spadło nieco ponad 280 litrów wody na metr kwadratowy, a w tym roku podobno już ponad 400. Z poprzednich powodzi wiele wniosków wyciągnęliśmy. Teraz, najpierw pora ratować!