autor: Jacek Korski
- felieton Jacka Korskiego
Kiedy tydzień temu napisałem, że przy tej powodzi znowu pojawią się głosy krytykujące wszystko i wszystkich za wielką wodę i jej skutki, myślałem o tzw. interesariuszach, którzy mogą odnieść jakąś korzyść na tym dramacie.
Kiedyś wykładałem podstawy zarządzania kryzysowego, a było to w czasach, kiedy dopiero tworzyły się nowe ramy prawne zarządzania kryzysowego w nowym ustroju i organizowano na nowo system ratownictwa w naszym kraju. Jeszcze w 1997 roku prawną podstawą do prowadzenia akcji powodziowych był dekret z pierwszej połowy lat 50. XX wieku, który decyzje i odpowiedzialność cedował na szefów lokalnych władz. Pamiętam, że w 1997 roku byli prezydenci, burmistrze czy wójtowie, którzy ciężaru kryzysu nie udźwignęli, bo nikt ich do tego nie przygotowywał, a sama ofiarność to za mało.
Ostatnie niemal dwa tygodnie przechorowałem i siedząc w domu obserwowałem w TV powódź w ujęciu różnych stacji. Oczywiście pojawiali się krytycy, którzy jakby zapomnieli, że do obecnej powodzi to oni jeszcze kilka miesięcy temu mieli poczynić przygotowania. Warto więc zachowywać wstrzemięźliwość wypowiedzi, bo nastąpi moment rzeczowej analizy przyczyn, skutków i zaniechań. A prowadzenie walki politycznej w obliczu ludzkiej tragedii jest co najmniej nieprzyzwoite.
Mając czas, z uwagą śledziłem w mediach wiadomości o powodzi i podzielę się z czytelnikami paroma spostrzeżeniami.
Oglądając kilka razy dziennie bezpośrednie relacje z posiedzeń sztabu przeciwpowodziowego, czułem się trochę przytłoczony ilością informacji. Krytycy wskazywali, że narady te przypominały pokazowe odprawy dyktatora pewnego państwa-agresora. Jednak dostrzegłem w pewnym momencie, że narady te pozwalały w odpowiedzialny sposób dementować większe i mniejsze kłamstwa i plotki i docierać bezpośrednio i z wyprzedzeniem do ludzi, którzy mogli być zagrożeni. Po prostu ograniczało to siłę plotki i panikę.
Relacje telewizyjne miały, moim zdaniem, inny ton niż przy poprzednich takich kataklizmach. Dziennikarze pokazywali dramaty powodzian, ale też duży nacisk kładli na informacje o zaangażowaniu służb i samych poszkodowanych. Przekaz był taki: nie płacz, działaj! Niewielki odstęp czasu od poprzedniej wielkiej powodzi w 1997 r. sprawił, że w pamięci i zachowaniu wielu mieszkańców była wola walki z żywiołem i widzieliśmy, że ludzie się bardzo angażowali w obronie swoich miejscowości.
Dziś, zgodnie z przepisami, główną siłę sprawczą zarządzania sytuacjami kryzysowymi i podstawę systemu ratownictwa w naszym kraju stanowi Państwowa Straż Pożarna, wspierana na co dzień przez strażaków ochotników. Jak długo pamiętam, podziwiałem strażaków za ich zaangażowanie i odwagę, ale tym razem mój podziw osiągnął szczyt za ofiarność i kompetencję. Słuchając oficerów czy generałów, podziwiałem spokojne, rzeczowe wypowiedzi i sprawność działania ich podwładnych. Odpowiedzialność i kompetencja. Strażacy-ratownicy, wsparci wojskiem, policją i innymi służbami, wykonują w tej katastrofie wielką robotę z wielkim profesjonalizmem.
Tydzień temu wspominałem o workach i piasku – czy zauważyliście, że teraz w relacjach ludzi wzmacniających czy podwyższających wały przeciwpowodziowe pojawia się stwierdzenie, że worki i piasek przywieziono, bo były potrzebne. To też miara tego, co się zmieniło – są magazyny i zapasy niezbędnych materiałów.
Od ponad dwudziestu lat jesteśmy w Unii Europejskiej i, choć niektórym się to nie podoba, to nowe czy zmodernizowane drogi pozwoliły szybko ściągnąć do rejonów zagrożonych powodzią dodatkowe siły i sprzęt PSP, wojska i policji. To znak nowych czasów i zmian, które z wolna zachodzą w naszym kraju.
Jeszcze jedna zmiana zaszła w tym stuleciu – ogólna dostępność internetu, który przechowuje niemal wszystkie informacje. Są bowiem politycy, którzy próbowali obciążać obecną władzę odpowiedzialnością za zaniechania w budowie hydrotechnicznych zabezpieczeń. Internauci szybko przypomnieli samozadowolenie tych krytykantów z faktu wstrzymania takich działań kilka lat temu. Wnioski powinniśmy z tego, co się wydarzyło, wyciągnąć, by następnej katastrofy uniknąć lub ograniczyć jej skutki. Szukanie dzisiaj winnych uważam za co najmniej nieprzyzwoite i wszystkim tym, którzy nie chcą pomagać, proponuję, aby nie przeszkadzali.