autor: Kajetan Berezowski
składy złomu. Gromadzi śrubki, mutry, łańcuchy, stare narzędzia. Tworzy z nich istne cuda. Adam Gut, designer z Piekar Śląskich, ma głowę pełną pomysłów, choć nigdy do końca nie wie, czy wszystkie wypalą.
Już po wejściu do mieszkania tego niezwykłego twórcy można podziwiać pierwsze eksponaty. Stół wykonany z górniczego łańcucha, lampa stołowa złożona z kół zębatych i wiolonczela poskładana ze śrub, przekładni, drutu i różnej wielkości muter prezentują się wprost wspaniale.
Ja przepracowałem w piekarskich kopalniach blisko ćwierć wieku i jak poszedłem na emeryturę, to wypadało się czymś pożytecznym zająć. Zabrałem się za majsterkowanie. Była pandemia, żona narzekała, że są w domu trzy lampy i ani jedna nie działa. No to z trzech zrobiłem jedną. Coś mi wtedy zaświtało, że przecież ze starych gratów też można wyczarować fajne rzeczy. Chodziłem na złom i poprzynosiłem to i owo. Tak powstały pierwsze eksponaty – wyjaśnia Adam Gut.
Stolik okolicznościowy wraz z krzesłami robi wrażenie. Od razu widać, że to misterna robota. Powstał z solidnego górniczego łańcucha. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to stosunkowo prosta robota, lecz w rzeczywistości tak wcale nie jest.
Przede wszystkim trzeba mieć w głowie projekt, a ja za każdym razem go mam, bo bez tego nie biorę się za robotę. W tym konkretnym przypadku wyciąłem z blachy wzór blatu stołu, a następnie wymierzyłem odcinek łańcucha. Krok po kroku, ogniwo po ogniwie spawałem, aby uzyskać kształt koła. Na koniec wkomponowałem w to szklany blat. Proste odcinki łańcucha doskonale nadają się na nogi. Zawieszam je na haku, a następnie łączę ogniwa, spawając je ze sobą. Oczywiście za każdym razem maluję odpowiednią farbą – tłumaczy tajniki swego rzemiosła.
Z mebli wyjątkowo dobrze prezentuje się także fotel. Do jego wykonania artysta z Piekar Śląskich użył fotela z traktora oraz powrozu o nieco większych wymiarach ogniw. Lampa biurowa nie ma sobie równych. Za podstawę posłużyło łożysko mechanizmu różnicowego skrzyni biegów. Klosz stanowi filtr powietrza wymontowany z ciężarówki. I wreszcie mozaiki, przestrzenne, mozolnie układane z najdrobniejszych śrubek i kół zębatych, urozmaiciłyby niejedną galerię.
Z pewnością problemem większości eksponatów jest spora ich waga. Wspomniany stolik z krzesłami to jak nic 140 kg. Swoją wagę mają także instrumenty muzyczne. Pełnowymiarowy kontrabas wykonany z przekładni, kół zębatych, drutu, sworzni i śrub ma w pudle rezonansowym zainstalowany zegar, który w swym pierwszym wcieleniu był manometrem. Tam też mieści się cały skomplikowany mechanizm instrumentu wraz z silnikiem dwubiegowym wprowadzającym w ruch dwie dłonie pozyskane od manekina. Szarpią one ponad dwumetrowe struny w takt muzyki.
– Do instrumentów, zwłaszcza do gitar, mam sentyment. Zbudowałem nawet jedną dwugryfową. O ile jednak na moich gitarach i na kontrabasie, czy też wiolonczeli, żaden muzyk raczej nie zagra, to już na bębnie jak najbardziej. Wykonałem go z łańcucha będącego częścią rozrządu i kluczy do śrub. Wydaje wyjątkowy dźwięk. Muzykom z zespołu Oberschlesien przypadł do gustu jak żaden inny. Teraz jeżdżą z nim na koncerty – zachwala swoje kolejne dzieło Adam.
Figlarnie wyglądają lampy w kształcie kobiecych popiersi, zdobiące ścianę sypialni państwa Gutów, bezpośrednio nad łóżkiem. Inne kobiece popiersie wykonane zostało z ponad 1100 części. Czegóż tam nie ma: mutry, śruby, nakrętki, wszystkie pięknie lśnią metaliczną barwą. Artysta nie kryje, że popiersiom poświęcił wiele czasu.
– Robota była żmudna. Najpierw powstawały odlewy z odpowiedniego manekina. Następnie trzeba było je przepołowić i na nich układać materiał – opisuje przyznając, że dużą część materiału, którego używa do swych produkcji, stanowi złom, części maszyn i urządzeń górniczych, narzędzia.
Używam wszystkiego, zużytych części od kombajnów górniczych, maszyn, łańcuchów, przekładni, zębatek, kluczy, napędów. Parę lat temu znajdywałem takie przedmioty na szrotach. Większość moich projektów przypomina mi lata aktywności zawodowej, bo przecież harowałem pół życia na grubie. Tak sobie czasami myślę, mając w rękach jakąś górniczą zębatkę, że przecież w niej mieści się niejedna historia, a dzięki recyklingowi nie zostanie zapomniana, podobnie jak wiele innych podzespołów. Ale od pewnego czasu jest z tym problem. Widać, że się nam górnictwo zwija. Ludzie rzeźbiący w węglu też narzekają na brak odpowiedniego surowca. Często z tego powodu rezygnują z tworzenia kolejnych dzieł. Ja sobie jeszcze jakoś radzę – opowiada, grzebiąc w sporej stercie żelaznych bambetli.
W piwnicy Adam Gut przechowuje jeszcze dwa modele motocykli. Konstrukcja jednego z nich szczególnie wpada w oko. Kierownicę ma z węża ciśnieniowego, zaś koła artysta zapożyczył z rozmontowanej maszyny do szycia marki Singer.
Od kilku lat uczestniczy również w wystawach.
– Po pierwszej dotarło do mnie, że moja sztuka może się podobać innym. Swoje dzieła prezentowałem wtedy na ekspozycji w jednej z chorzowskich restauracji. Później pojechałem do Rzeszowa. To dopiero było! Ludzie tłumnie przyszli zobaczyć wystawę, oglądali wszystko dokładnie, cmokali z wrażenia. Nawet sprzedałem kilka swoich dzieł. Wystawę zorganizowało też Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu, w Kopalni Guido, 320 m pod ziemią. Doprawdy niepowtarzalna atmosfera. No i wreszcie wystawa zatytułowana „Sztuka ze złomu” w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Teodora Heneczka w Piekarach Śląskich. Byłem pod wrażeniem liczby zwiedzających – opowiada Adam Gut.
Moda na industrial zatacza coraz szersze kręgi. Zaczęła się z początkiem bieżącego stulecia. Wówczas stały się modne wycieczki po opuszczonych obiektach poprzemysłowych. Piknik industrialny na hałdach w Brzezinach Śląskich, zwiedzanie opuszczonych pomieszczeń Elektrociepłowni Szombierki, koncerty muzyki eksperymentalnej na węzłach kolejowych, sobotnie wypady w okolice Koksowni Jadwiga w Zabrzu czy wyprawy na hałdy stożkowe w Czerwionce-Leszczynach – to alternatywne pomysły spędzania czasu wolnego, które proponowała ongiś bytomska Kronika. W 2010 r. Piotr Doleżyk, operator maszyny wyciągowej z ówczesnej kopalni Bobrek-Centrum, wcielił się w rolę wyjątkowego dyrygenta. Siedząc za stołem dyspozytorskim pełnym dźwigni i guzików, wyczarowywał niesamowite dźwięki. W efekcie powstał jedyny w swoim rodzaju album fonograficzny zawierający same industrialne przeboje wyśpiewane przez maszyny i urządzenia bytomskiej kopalni. Następnie przyszła kolej na postindustrialną odzież. Młodzi śląscy twórcy zaprojektowali nakrycie głowy à la czako, trencz z siatki, torbę na plażę z symbolami górniczego stanu, czy też industrialny dywan ze wzorem toru podziemnej kolejki transportującej węgiel.
I wreszcie połowa lat dwudziestych i industrialne rękodzieło ze złomu. Adam Gut znakomicie wypełnił tę niszę. Niebawem szykuje kolejną wystawę w rodzimych Piekarach Śląskich. Z jego najnowszymi pracami można się już teraz zapoznać w mediach społecznościowych Industrial GUT „ajza projekt”.
Po pierwszej wystawie jego prac dotarło do niego, że to, co robi, może się podobać innym