26 stycznia 2019 Trybuna Górnicza autor: Kajetan Berezowski
Silesian Coal International Group of Companies wciąż forsuje koncepcję budowy kopalni Orzesze. Zgodnie z założeniami projektowymi pierwsza tona węgla miałaby zostać wydobyta w 2021 r. Nadal jednak nie została rozstrzygnięta kwestia najistotniejsza, dotycząca sposobu, w jaki inwestor miałby dotrzeć do złoża.
W pokładach złoża sąsiadującego z byłą kopalnią Krupiński, położonych na głębokości od 600 do 1000 m, zalega ok. 700 mln t węgla koksowego i energetycznego. Potwierdziły to badania. Na jakim zatem etapie jest proces zmierzający do otwarcia kopalni?
- Jesteśmy przy końcu procedur, czyli przed złożeniem wniosku o koncesję. Przygotowaliśmy projekt zagospodarowania złoża, wcześniej opracowano dokumentację geologiczną, został również złożony wniosek o wydanie decyzji środowiskowej. Obecnie oczekujemy na jej wydanie – wyjaśnia Andrzej Szędzielarz z Silesian Coal International Group of Companies, spółki, której akcjonariuszami są podmioty z Niemiec, Szwajcarii i USA.
Jeśli wszystkie procedury przejdą po myśli inwestora, niewykluczone, że światło dzienne ujrzałby najważniejszy dokument, czyli koncesja na wydobycie. Jeśli tak by się stało, natychmiast ruszyłyby prace projektowe, a w 2021 r. wydobycie. Jest to jednak scenariusz zakładający możliwość skorzystania przez inwestora z infrastruktury po kopalni Krupiński, przekazanej do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, a więc szybu oraz wyrobisk wydrążonych w kierunku złoża Orzesze. Tymczasem w SRK o planach Silesian Coal International Group of Companies nikomu nic nie wiadomo.
- Trzy szyby kopalni Krupiński przewidziane są do likwidacji, chyba że Ministerstwo Energii zadecyduje inaczej, ale na razie takich sygnałów nie mamy. Działania likwidacyjne infrastruktury pogórniczej odbywają się zgodnie z harmonogramem zatwierdzonym przez resort – przyznaje Wojciech Jaros, rzecznik SRK.
Andrzej Szędzielarz nie ukrywa, że brak możliwości skorzystania z infrastruktury po Krupińskim utrudniłby plany dotarcia do złoża.
- Mówimy o złożu dziewiczym. Tam żadnej eksploatacji do tej pory nie było. Moglibyśmy więc dobrać takie pokłady, których wybieranie odbyłoby się przy najmniejszym wpływie na powierzchnię. Węgiel energetyczny znajduje się na głębokości 600 m, a jeżeli udałoby się nam zejść poniżej 1000 m, to dotarlibyśmy do węgla koksowego. Technologicznie jest to możliwe. Jeśli nie będziemy mogli skorzystać z infrastruktury po kopalni Krupiński, pozostanie budowa własnej, w postaci upadowej. Większy będzie wpływ na środowisko. Tego chcemy uniknąć - argumentuje Szędzielarz.
Inwestor nie kryje, że w kręgu jego zainteresowania jest również infrastruktura kolejowa po byłej kopalni. Z tym że na części pogórniczego terenu inwestorskie plany zgłosiła Jastrzębska Spółka Węglowa. We współpracy z PKP Cargo ma tam powstać zakład produkujący nowoczesne węglarki, a także lokomotywy o napędzie wodorowym. Ponadto ma tam powstać linia produkcyjna autobusów elektrycznych i napędzanych wodorem. Mowa jest również o budowie fabryki ogniw paliwowych na wodór i elektrowni szczytowo-pompowej. W tym ostatnim przypadku woda miałaby być przepompowywana między zbiornikiem powierzchniowym na pokopalnianej hałdzie a podziemnymi wyrobiskami 800 m pod ziemią. Tak więc plany przedstawiane zarówno przez SRK, jak i JSW nijak się mają do budowy nowej kopalni.
- Zakładamy wydobycie na poziomie 3 mln t węgla przy zatrudnieniu ok. 8 tys. pracowników. Zważywszy na rosnący import surowca z zagranicy, z pewnością nie będziemy konkurencją dla tak dużej firmy, jaką jest JSW. Liczymy, że kopalnię uda się w końcu uruchomić. Ten projekt ma sens – zapewnia Andrzej Szędzielarz.