Miesiąc styczeń 2011r. jest wyjątkowym jeśli chodzi o ilość wypadków w kopalniach węgla kamiennego..
Co się stało??? Czy to przypadek, czy chodzi o coś bardziej złożonego ?
Aktualnie wypadkowość w kopalniach waha się w granicach 40 – 50 w ciągu roku. Ale należy pamiętać ,że w latach po II wojnie światowej cyfry te wahały się w granicach od 400 – 500 w ciągu roku. Oczywiście wszyscy wiemy dlaczego była tak duża liczba. Brak doświadczonej załogi, jeńcy wojenni zatrudniani na dole, załoga z brakami w szkoleniu itp., itd.
Przypomnijmy więc, co zrobiliśmy w okresie transformacji. likwidacja szkół górniczych i to zarówno zasadniczych jak i średnich w latach 90 tych. likwidacja kopalń luka pokoleniowa jeśli chodzi o załogę zatrudnioną na dole/wstrzymanie zatrudnienia do kopalń przez okres kilkunastu lat/.Nawet absolwenci Wyższych Uczelni Górniczych mieli trudności z zatrudnieniem w zakładach górniczych. strumień zatrudnienia był skierowany tylko w jednym kierunku – na zewnątrz!!
Doprowadziło to do paradoksalnej sytuacji na dole. spowodowało to brak pracowników w ciągu technologicznym. czy to nie przypomina okresu bezpośrednio po II wojnie Światowej??Żeby nie dopuścić do stopniowego obniżania wydobycia a w efekcie do zamykania kopalni, rozpoczęto zatrudnianie „firm obcych”, by uzupełnić braki w zatrudnieniu. Dodatkowo dziś istnieje możliwość skorzystania przez pracownika z obydwu ofert pracodawców. Taka sytuacja powoduje, że pracownicy korzystający z tych ofert niejednokrotnie są przemęczeni i skłonni do ulegania wypadkom.
Dla wielu decydentów pracownik dołowy jest tożsamy z pracownikiem tej samej branży na powierzchni. W efekcie otrzymujemy do pracy pracownika surowego nieprzygotowanego do pracy w warunkach dołowych. Czy generalne braki w szkoleniu lub ich powierzchowność oraz polityka zatrudnienia w minionym okresie nie wpłynie na zwiększenie wypadkogenności załóg górniczych?? Jeśli tak, to co należy dziś zrobić by nie dopuścić do większej tragedii..
Red. gwarek