Dariusz Ciepiela
W okresie wychodzenia branży węgla kamiennego z bankructwa w roku 2015 wszystkie decyzje były szczegółowo omawiane ze strona społeczną, dzięki czemu udało się nie tylko wyjść na prostą. Teraz także należy rozmawiać ze stroną społeczną - mówi WNP.PL dr Magdalena Wójcik-Jurkiewicz z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Plan naprawczy Polskiej Grupy Górniczej (PGG) zakładał m.in. likwidację kopalń Wujek i Ruda, które w latach 2010-2019 łącznie przyniosły ponad 2,5 mld zł strat na sprzedaży węgla.
PiS zamykał już kopalnie. Kopalnia Krupiński trafiła z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) do Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK) pod koniec marca 2017 roku.
Od dawna wiadomo, że wszystkie poważniejsze ruchy w górnictwie muszą być omawiane ze stroną społeczną, działanie na zasadzie "rozpoznania bojem" jest nieefektywne.
- Informacja z wizyty wicepremiera Jacka Sasina o wypracowaniu rozwiązań dla polskiego górnictwa w oparciu o dialog jest słuszna i przypomina mi okres wychodzenia branży z bankructwa w roku 2015, gdy za węglowymi sterami stał wiceminister Grzegorz Tobiszowski. To wtedy wszystkie decyzje były szczegółowo omawiane ze strona społeczną, dzięki czemu udało się nie tylko wyjść na prostą, ale i osiągnąć milionowe zyski - mówi Magdalena Wójcik-Jurkiewicz z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Dwa scenariusze
Zwraca uwagę, że obecnie jesteśmy w nieco innej sytuacji ekonomicznej – spadek cen węgla i pandemia Covid 19 znacząco rzutują na wyniki finansowe spółek węglowych. W tej sytuacji nie należy podejmować pochopnych decyzji.
- Pamiętajmy, że zdecydowanie lepszym kierunkiem jest transformacja sektora górnictwa, a nie jego likwidacja, co znalazło swoje odzwierciedlenie w ekspertyzie przygotowanej przez zespół naukowców i ekspertów pod moim przewodnictwem - podkreśla Wójcik-Jurkiewicz.
Przypomina, że w scenariuszu likwidacyjnym przeciętny koszt zastąpienia jednego miejsca pracy w sektorze węglowym wynosi ok. 270 tys. zł, a w transformacyjnym 931 tys.-1,2 mln.
Przyjmując, że w PGG, jak i całym sektorze zatrudnionych jest blisko 200 tys. osób, koszt transformacji oszacowany być musi na poziomie 190-240 mld, a likwidacji na poziomie 54 mld zł.
Wójcik-Jurkiewicz zwraca jednak uwagę, że w scenariuszu likwidacyjnym znacznie wyższe są koszty społeczno-gospodarcze. Likwidacja wywiera negatywne skutki w postaci m.in. bezrobocia, odpływu kapitału z regionu oraz zahamowanie jego rozwoju, a także trudności w podtrzymaniu ciągłości dostaw energii elektrycznej i prawdopodobny wzrost jej cen. Skutkiem scenariusza likwidacyjnego jest zamknięcie kopalń z jednoczesną koniecznością inwestycji dla stworzenia nowych miejsc pracy w takich branżach jak: motoryzacyjna, budowlana, logistyczna, a nawet OZE. Warto podkreślić, że do obsługi powstających farm wiatrowych będzie potrzebnych 80 tys. pracowników. Właśnie na Śląsku planowane jest powstanie centrum szkoleniowego dla kadr OZE.
Pomocne mogą być środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Jeśli rząd zdecyduje się na zamykanie kopalń, powinien przedstawić alternatywę oraz szczegóły.
- Bez nich Śląsk może bardzo szybko zostać zdegradowany ekonomicznie i społecznie. Pamiętajmy również o podatkach odprowadzanych przez górnictwo do budżetu Państwa, na rzecz gmin górniczych, o wsparciu dla kultury, sportu i nauki. Reasumując sektor górniczy oraz okołogórniczy odgrywa bardzo istotną rolę w gospodarce, ze względu na generowanie znaczących strumieni pieniężnych w finansach całego kraju. Chodzi tu głównie o stopień realizacji przez branżę wydobywczą płatności publiczno-prawnych takich jak: składki ZUS, wpłaty na PFRON czy naprawa szkód górniczych - wylicza Magdalena Wójcik-Jurkiewicz.
2,5 miliarda złotych strat
PGG i Ministerstwo Aktywów Państwowych rozważało likwidację kopalń Ruda w Rudzie Śląskiej i Wujek w Katowicach, zatrudniających łącznie ok. 7,7 tys. osób i wydobywających ponad 5,1 mln ton węgla rocznie.
W latach 2010-2019 kopalnie Ruda i Wujek łącznie przyniosły ponad 2,5 mld zł strat na sprzedaży węgla, z czego blisko 2 mld 273 mln zł przypada na Rudę (tworzą ją trzy połączone wcześniej kopalnie Bielszowice, Pokój i Halemba, wydobywające ok. 4,3 mln ton węgla rocznie), a ok. 232 mln zł na kopalnię Wujek, wydobywającą rocznie ok. 830 tys. ton węgla.
Tylko w 2019 roku Ruda przyniosła 195 mln zł strat, a Wujek - 24 mln zł. Tegoroczna strata Rudy może wynieść 458 mln zł.
Nagła zapowiedź zamknięcia konkretnych kopalń oczywiście miała prawo zaskoczyć górników, jednak fakt, że rząd PiS chce zamknąć część kopalń nie powinien być zaskoczeniem.
Sytuacja w górnictwie jest powszechnie znana. Prognozy dotyczące popytu na węgiel kamienny czy zmian w polskiej energetyce, w tym rozwoju OZE, również nie są wiedzą zastrzeżoną. Bardzo mało prawdopodobne jest odbudowanie krajowego popytu na węgiel kamienny energetyczny, tak ze strony energetyki zawodowej, jak i mniejszych odbiorców, w tym gospodarstw domowych.
Casus Krupiński
Połączenie tych zjawisk wraz ze stratami przynoszonymi przez niektóre kopalnie prowadzi do wniosku, że najgorsze kopalnie pod względem finansowym należy zamknąć. Taki pomysł pojawił się więc w sferach rządowych. Nie powinno to dziwić. PiS już z powodzeniem zamykał kopalnie węgla kamiennego, np. w marcu 2017 r. kopalnia Krupiński trafiła z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) do Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK). Powodem zamknięcia tej kopalni również były straty finansowe, które w okresie 10 lat sięgnęły miliarda złotych.
Oczywiście zamykaniu kopalni towarzyszyły protesty, ale procedura odbyła się dosyć sprawnie i bez większych problemów. Pracownicy Krupińskiego mogli przejść na inne kopalnie z JSW.
Wtedy jednak rozmawiano i ze stroną społeczną i z samorządowcami, którzy również byli przeciwko zamknięciu Krupińskiego. Ten przypadek pokazał, że odpowiednie podejście i rozmowa, pokazanie konkretnych liczb i zapewnienie pracy lub odpraw umożliwia w miarę bezproblemowe zamknięcie kopalni. Wydaje się, że teraz takich rozmów zabrakło.
– Należy także podkreślić, że scenariusz transformacyjny jest jednak możliwy jedynie wtedy, gdy pojawią się potencjalni inwestorzy z konkretnymi projektami zapewniającymi ich finansowanie, a istniejące przedsiębiorstwa z różnych branż wchłoną pewną część pracowników górnictwa i przedsiębiorstw z nimi powiązanych - wskazuje Magdalena Wójcik-Jurkiewicz.