Trybuna Górnicza Rozmawiała: Aldona Minorczyk-Cichy
Jerzy Markowski: Gdyby nie to wydobywanie węgla na Śląsku, to nie byłoby tu nawet po co się osiedlać
Górnictwo na Śląsku jest siłą sprawczą absolutnie wszystkiego. To gwarancje socjalne, pieniądz inwestycyjny na wszystko. Dziś już jakoś nie chcemy o tym pamiętać, ale gdyby nie to wydobywanie węgla na Śląsku, to nie byłoby tu nawet po co się osiedlać – mówi dr Jerzy Markowski, prezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników górnictwa, który w rozmowie z red. Aldoną Minorczyk-Cichy przekonuje, że górnictwo to DNA śląskiej ziemi.
- Z czym poza węglem, wydobyciem kojarzy się panu górnictwo i kopalnia?
- Po pierwsze: górnictwo zawsze było w miarę stabilnym miejscem pracy. Po drugie: zawsze też miało jakąś misję społeczno-gospodarczą w stosunku do kraju, bo węgiel – jakby na to nie patrzeć – to nadal jedyna gwarancja bezpieczeństwa energetycznego Polski na teraz i na następne co najmniej 40 lat. Ten okres wcale nie zależy od górników, ale od reszty Polski, która narzeka na górników, ale nie robi nic, by go zastąpić czymkolwiek innym. Po trzecie: górnictwo na Śląsku jest siłą sprawczą absolutnie wszystkiego. To gwarancje socjalne, pieniądz inwestycyjny na wszystko. Dziś już jakoś nie chcemy o tym pamiętać, ale gdyby nie to wydobywanie węgla na Śląsku, to nie byłoby tu nawet po co się osiedlać.
Jednak przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach spostrzegać górnictwo tylko jako uciążliwość.
- A to bardzo niesprawiedliwe. Mieszkającym poza regionem, w innych częściach kraju, często brakuje wiedzy, wyobraźni i prawdziwego osądu naszej historii, tradycji. Dlatego też nie potrafią przyznać górnictwu tej siły sprawczej, jaką ono naprawdę posiada.
Wspomniał pan kiedyś, że górnik to inny gatunek człowieka.
- Zawód górniczy ze wszystkimi swoimi cechami, czyli codziennym obcowaniem z niebezpieczeństwem, potrzebą ludzkiej solidarności, wysokimi kompetencjami technologicznymi – sprawił, że na Śląsku pojawił się pewien nowy rodzaj człowieka. Człowieka o dużej kulturze technicznej, dyscyplinie, silnych nawykach związanych z odpowiedzialnością. Górnicy okazali się ludźmi zaskakująco innymi niż to sobie wyobrażano. To nie tylko ktoś zajęty liczeniem ton i metrów urobku, to osoba wrażliwa na kulturę, sztukę, co jest przejawem jego tęsknoty do innego, lepszego świata niż ten podziemny. Dlatego jeden hoduje króliki lub gołębie, drugi uprawia ogródek, a jeszcze inny maluje. A łączy ich to, że wszyscy oni tęsknią do przyrody, czegoś odmiennego od środowiska, w którym przebywają podczas pracy.
- Z filmu pt. „Bogowie” zapamiętałam scenę, w której prof. Zbigniew Religa szukając pieniędzy na spełnienie marzenia o przeszczepieniu ludzkiego serca, po pieniądze idzie do dyrektora kopalni i tam je dostaje.
- Tak, bo tam w górnictwie zawsze były pieniądze. Poza tym to właśnie dyrektor kopalni wiedział, jak bardzo mu ta nowoczesna medycyna jest potrzebna. Sam, jako były dyrektor Budryka, pamiętam, ile godzin spędziłem w szpitalach, zabiegając, by moi pracownicy, którzy ulegli wypadkom, byli leczeni metodami najlepszymi z możliwych.
Prof. Religa to doskonale rozumiał. Jego przyjazd właśnie na Śląsk nie był przecież przypadkiem. Prof. Stanisław Pasyk, który położył podwaliny pod kardiochirurgię na Śląsku w obecnym wymiarze, też trafił do nas właśnie dlatego, że tu było zapotrzebowanie na ten rodzaj medycyny. Pewnie przyjemniej byłoby mu wybudować szpital na Podhalu, gdzie było czyste powietrze i niezanieczyszczone środowisko naturalne, niż na zadymionym, brudnym Śląsku. Ale jego pacjenci byli właśnie tutaj, więc tu do nich przyjechał. Górnictwo z racji wyjątkowo urazowego charakteru pracy wymusiło rozwój nowoczesnej medycyny. Najpierw było to potrzebne pracownikom kopalń, teraz korzystają z tego wszyscy. To, że medycyna na Śląsku jest najlepsza w kraju, nie bierze się z tego, że mieliśmy tu szczególny wysyp medycznych talentów. Tutaj trzeba było organizować medycynę, by poradzić sobie z uciążliwościami wypadkowymi w zawodach przemysłowych.
- Po górnictwie, tym jeszcze sprzed wojen światowych, została nam też wyjątkowa architektura.
- To przede wszystkim architektura osiedli górniczych, robotniczych. Prekursorem był Georg von Giesche i jego spadkobiercy, którzy wybudowali najsłynniejsze osiedla robotnicze Giszowiec i Nikiszowiec. Nie zrobili tego z miłości do swoich pracowników, ale też ze zdrowego wyrachowania. Wiedzieli, że potrzebne jest miejsce, gdzie żona górnika ugotuje strawę, a jego dzieci będą mogły się bawić. Projekty osiedli, poszczególnych budynków, były podporządkowane prawidłowemu funkcjonowaniu rodziny. Warto też pamiętać o budowanych w latach 20. i 30. w Zabrzu, Bytomiu, Chorzowie, Świętochłowicach osiedlach domków. Stawiano je pod górnika i jego potrzeby.
Każda kopalnia miała takie osiedle?
- Tak, oferowała w nim domy lub mieszkania osobom najbardziej potrzebnym dla funkcjonowania zakładu, czyli przodowym, sztygarom. Budowano też domy dla urzędników, ale one miały już zupełnie inny charakter. To były kamienice. Nie było już w nich oddzielonych od reszty pomieszczeń, w których ojciec mógł spokojnie odespać nocną szychtę, bo nie było takiej potrzeby. Jak się spojrzało na śląski dom z zewnątrz, to można było domyślić się, kto w nim mieszkał.
- Mamy jeszcze dwa fenomeny związane z kopalniami: orkiestry górnicze i malarstwo.
- Malarstwo to jest naturalna tęsknota górnika za kolorem. Jego praca jest czarna i za każdym razem, kiedy wyjeżdża na powierzchnię i widzi pierwszy promień światła – czuje ulgę. Górnik tęskni do koloru, światła. Takie osoby jak Erwin Sówka, Teofil Ociepka, Ewald Gawlik, Paweł Wróbel i Leopold Wróbel, cała pozostała Grupa Janowska to artyści, dla których Śląsk jest kolorowy, piękny, magiczny. Ich prace pokazują piękno natury, ale też sytuacje domowe.
Przed laty założyłem towarzystwo „Barwy Śląska”, które zgromadziło kilka tysięcy takich obrazów. Po mnie stery przejął Erwin Sówka, którego uwielbiam jako malarza. Do dziś pamiętam rozmowę z nim. Spytałem, jak to jest, że na każdym obrazie, który maluje, obojętnie czy to natura, czy architektura, scena obyczajowa, jest też taka dorodna, zdrowa, goła śląska baba. Odpowiedział: „Panie, bo górnik na dole do tego właśnie tęskni”. Spytałem też, czy na tych obrazach uwiecznia swoją żonę. Odpowiedział z właściwym sobie poczuciem humoru: „Nie, ja maluję z pamięci”.
Także górnicze orkiestry to przejaw tęsknoty do robienia czegoś innego, pięknego?
- Kochamy rozmawiać o kopalni, węglu, wydobyciu, awariach, wypadkach, ale tęsknimy do innych czynności. W orkiestrach jeszcze niedawno grali autentyczni górnicy, teraz zastąpili ich profesjonaliści, absolwenci szkół muzycznych, także tych wyższych. Te zespoły tworzono z pragnienia robienia czegoś innego, wartościowego. Orkiestry zostały wymyślone z powodu pogrzebów, bo trzeba było zrobić porządny pogrzeb, godnie pożegnać kolegę.
- Nie tylko sztuka, medycyna, architektura, ale też sport sporo zawdzięcza kopalniom, które chętnie finansowały kluby, m.in. piłki nożnej.
- Bo sport był sposobem na odreagowanie po ciężkiej, niebezpiecznej pracy i jednocześnie zjawiskiem społecznym o przemożnym wpływie na funkcjonowanie kopalni. Obserwowaliśmy, że jeżeli w niedzielę Górnik Zabrze, Sparta Zabrze czy Concordia Knurów wygrały mecz, to w poniedziałek kopalnia świetnie fedrowała, bo wszyscy mieli dobry nastrój.
A nie było to fedrowanie na kacu?
- Nie, na jakim kacu? To jest właśnie następny fenomen. Pamiętam stadion Górnika Zabrze, gdzie po ostatnim gwizdku wpadali młodzi chłopcy, którzy do siatek zbierali butelki po wódce. Ale nikt nie był pijany, choć tych flaszek wypijano setki. Ten sport to było coś, co działało w dwie strony: odreagowanie i mobilizacja zawodowa.
- Górnictwo jest siłą sprawczą wszystkiego, co ważne na Śląsku?
- To wręcz DNA tej ziemi. Niestety musimy mieć świadomość, że to wszystko jest już za nami. Mojemu zagranicznemu znajomemu, który chce na Śląsku zainwestować w węgiel, marzy się taka Barbórka, na którą przyjedzie minister odpowiedzialny za branżę, by ogłosić, że znalazł inwestora, który wybuduje nową kopalnię. Ale dzisiaj to już są inne czasy. Obawiam się, że taka wizyta przedstawiciela rządu będzie się raczej wiązała z informacją nie o budowie, ale o zamykaniu kopalń.