Trybuna Górnicza autor: Kajetan Berezowski
W gablotach roi się od drobiazgów. Każdy najdrobniejszy przedmiot wiele mówi o przeszłości kopalni
Gdyby wszyscy ci, którzy posiadają pamiątki po swych bliskich i znajomych zatrudnionych w kopalni Bolesław Śmiały, oddali je w moje ręce, powstałoby ogromne muzeum, a nie izba tradycji. Tylko z miejscem na ich eksponowanie byłby problem – śmieje się Mirosław Leśniewski.
W grudniu ub.r. w budynku dyrekcji kopalni na nowo zebrał i przedstawił bogatą kolekcję pamiątek. Wszystko wzięło swój początek w latach 70. ubiegłego stulecia. Jego ojciec, Franciszek Leśniewski, pracował wówczas w Ośrodku Informacji Naukowo-Technicznej, który miał swą siedzibę przy Zakładowym Domu Kultury kopalni Bolesław Śmiały w Łaziskach Górnych. Spotykali się tam również emeryci. Każdy wiedział o zamiłowaniu pana Franciszka do historii. Nie raz z zaciekawieniem słuchali jego opowieści o dziejach górnictwa. Z czasem zaczęli przynosić mu pamiątki po ojcach i dziadkach zatrudnionych kiedyś w kopalni. Gdy nazbierało się tego sporo, zapadła decyzja – trzeba uruchomić izbę tradycji. Okazja po temu była nie lada. Zbliżała się dwusetna rocznica istnienia górnictwa na łaziskiej ziemi. Był 1979 r.
Przejrzeć i wystawić na nowo
Ojciec z pasją oprowadzał po zbiorach kolejne wycieczki, a ja nawet nie sądziłem, że przypadnie mi kiedyś go zastąpić. W końcu tak się stało. Od tamtych czasów zbiór pamiątek nieprzerwanie rósł. Trzeba było je uporządkować, przejrzeć i wystawić na nowo – opowiada Mirosław Leśniewski.
W grudniu ub.r. otwarta została całkiem nowa izba tradycji. Pojawiły się na niej kolejne ciekawe eksponaty. Chyba najcenniejszym jest pięknie wyhaftowany mundur dyrektora dawnej kopalni Gott Mit Uns. Ma ponad 100 lat.
Po wojnie emerytowany pracownik kopalni Waleska schował go w domu. Jego syn był nauczycielem zawodu w naszej szkole górniczej. Urządził tam swoją izbę tradycji. Gdy w latach 90. szkołę likwidowano, dyrektor przekazał mi ten mundur – opowiada Mirosław Leśniewski.
Mundur jest wystawiony na honorowym miejscu, wśród innych zabytkowych przedmiotów, w tym dokumentów. Dowiadujemy się z nich, że początki zorganizowanej eksploatacji złóż w rejonie Łazisk wytycza 1779 r. Wówczas na terenie gminy Łaziska Dolne książę pszczyński Fryderyk Erdmann Anhalt-Köthen uruchomił pierwszą kopalnię odkrywkową Heinrichsglück (Szczęście Henryka). W końcówce XVIII w. właściciel dóbr rycerskich Łaziska Średnie, major Magnus von Bludowski, uruchomił na ich terenie drugą kopalnię będącą zalążkiem współczesnej, nadając jej w 1797 r. nazwę Wierna Karolina.
Najwięcej o bogatej historii górnictwa w Łaziskach mówią fotografie. Na jednej z nich książę pszczyński Jan Henryk XI von Pless wizytuje dawną kopalnię Gott Mit Uns. Był 1903 r. Letni, słoneczny dzień. Książę ubrany jest w biały garnitur i cylinder. Przy czarnym samochodzie powitanie właściciela kopalni przez dyrekcję i przedstawicieli załogi obserwuje bacznie jego prywatny kierowca. Jan Henryk XI von Pless w latach 1914-1924 dokonał wielu inwestycji przemysłowych na Górnym Śląsku. Zbudował m.in. pięć kopalń.
Na zgromadzeniu akcjonariuszy w 1922 r. Gott Mit Uns-Grube zmieniła nazwę na Waleska. Największym jej udziałowcem był Bank Weimarski z baronem Emilio Sternberg de Armella na czele. W latach 1939-1945 istniała pod nazwą Waleska-Grube AG.
Wśród licznych dobrze zachowanych dokumentów spore wrażenie robi wykaz pracowników kopalń łaziskich zaangażowanych w powstania śląskie po stronie polskiej.
Są wśród nich mieszkańcy Łazisk Górnych, Wyr, Orzesza i Zgonia. Nie ma wątpliwości, że sporządzona została dla potrzeb hitlerowskich okupantów. Być na niej oznaczało wyrok śmierci. Ktoś wykradł listę, ocaliwszy pewnie życie wielu ludziom – mówi dalej Mirosław Leśniewski.
Aż po wylot sztolni
Ciekawa jest także makieta systemu podsadzania wyrobisk pyłami dymnicowymi z Elektrowni Łaziska, wykonana rękami uczniów miejscowej zasadniczej szkoły górniczej. Pyły dostarczano z elektrowni na teren kopalni rurociągiem.
Fedrowano węgiel, następnie sekcje wyjeżdżały, a pył zmagazynowany w zbiornikach na powierzchni, pod ciśnieniem lokowano na sucho do wyrobiska. Technologia ta została opatentowana. To właśnie tę makietę z początkiem lat 90. wysłano na górniczą wystawę do Delhi w Indiach – informuje Leśniewski.
W gablotach roi się od drobiazgów. Każdy najdrobniejszy przedmiot wiele mówi o historii kopalni. Wśród nich pieniążek wielkości dzisiejszej 20-groszówki. To pieniądze emitowane przez kopalnię. Wypłacano nimi część pensji, np. nagrody lub premie. Można było je wydać na zakupy w zakładowej kantynie. Wzrok przykuwają również dwa paszporty jeńców wojennych, obywateli Ukrainy, z czasów II wojny światowej. O ich losach nic nie wiadomo.
Wiele o historii górnictwa w Łaziskach mówią stare mapy. Kopalń fedrowało tu wiele. Nowa Nadzieja (1817), Marta-Waleska (1835), Wesoły Widok (1835), Bóg z Nami (1837), Radość Augusty (1839), Bonaparte (1841), Fryderyka (1841), Szczęście Henryka II (1845), Brada (1849), Św. Anna (1842), Błogosławieństwo Trautscholda (1855), Księżna Augusta (1855), Szczęście Henryka III (1902), Książątko (1914) i Aleksander (1921).
Kopalnie Książątko, Aleksander i Brada połączone były sztolnią. Pamiętam jedną z nich, ale z okresu, gdy już nie można było wejść do wyrobisk kopalni Książątko. Pracowałem w łączności i po wszystkich tych „dziurach” chodziłem. Z kopalni Brada wędrowaliśmy aż na wylot sztolni Aleksander – wspomina Leśniewski.
Pamiątki po bliskich
W wyniku stopniowej konsolidacji kopalń książęcych powstaje Kopalnia Zjednoczona Aleksander, która zachowała swą nazwę do 1945 r., a jeden z jej oddziałów, Brada, przemianowany został w 1937 r. na Bolesław Śmiały, stanowiąc zalążek przyjętej po II wojnie światowej nazwy kopalni. Dwa zakłady, Waleska i Bolesław Śmiały, od stycznia 1947 r. stanowią już jeden zakład górniczy, funkcjonujący pod nazwą KWK Bolesław Śmiały.
Ludzie wciąż znoszą do mnie pamiątki po bliskich i znajomych. Mam kilka bardziej współczesnych mundurów. Przybywa fotografii. Te mogę na miejscu skanować i natychmiast wracają do właścicieli. Dlatego ludzie coraz chętniej dzielą się historią swych rodzin. Pytanie tylko, gdzie miałbym się z tym wszystkim podziać? – przyznaje Mirosław Leśniewski.