Dziennik Zachodni
"Zobaczyłem kulę ognia". Dziś 34. rocznica tej wielkiej tragedii 4 lutego mijają 34 lata
34 lata temu doszło do jednej z największych i najtragiczniejszych katastrof w historii polskiego górnictwa. Wskutek wybuchu metanu w kopalni Mysłowice zginęło 19 górników, a 20 zostało ciężko poparzonych.
"Odwróciłem twarz do spągu i wstrzymałem oddech, tak jak radzą w czasie szkoleń. Zrobiła się pustka, próżnia".
Wiesław Tomanek, emerytowany górnik kopalni Mysłowice, obecnie radny, każdego roku pamięta o kolegach, którzy wtedy zginęli.
"Tego się nie zapomina.... Mój Rysiek był ponad 18 godzin na dole i wywoził na powierzchnię tych żywych i tych co zginęli".
To była środa, 4 lutego 1987 roku. Nocna szychta dobiegała już końca. Górnicy pracowali przy likwidacji jednego z chodników, 500 metrów pod ziemią. Nikt nie przypuszczał, że dla wielu kolejnej zmiany już nie będzie.
"Chłopie, w twojej kopalni był wybuch"
Wiesław Tomanek, emerytowany górnik kopalni Mysłowice, obecnie radny miejski, każdego roku pamięta o kolegach, którzy wtedy zginęli. 4 lutego 2021 roku, podobnie jak co roku złoży kwiaty i zapali znicze pod pamiątkowymi tablicami upamiętniającymi ofiary wszystkich wypadków, jakie miały miejsce w zakładzie. Płyty po zamknięciu zakładu zostały przeniesione i stoją obecnie przed kościołem pw. Ścięcia św. Jana Chrzciciela na osiedlu Bończyka w Mysłowicach.
Znał wszystkich, którzy zginęli. Pracował razem z nimi na oddziale. W dniu tragedii pojechał na kurs kombajnistów do Zabrza. Pamięta, że już w pociągu ludzie coś mówili o wypadku w górnictwie, ale nie dosłyszał gdzie, ani co się stało.
Dopiero mój instruktor zdziwił się, kiedy zobaczył mnie na zajęciach. Powiedział: Chłopie, co tu robisz, w twojej kopalni był wybuch - opowiada.
W środę o godz. 5.35 w kopalni Mysłowice, w ścianie oddziału KG-2 na poziomie 500 metrów, nastąpił tragiczny w skutkach wybuch metanu" - napisał w czwartek, 5 lutego 1987 roku na pierwszej stronie „Dziennik Zachodni”.
Eksplozja na miejscu pozbawiła życia 17 górników. Ze strefy zagrożenia wyprowadzono 47 osób, w tym 20 ciężko poparzonych. Kolejne dwie osoby zmarły w wyniku doznanych ran w szpitalu.
Zobaczyłem lecącą w moją stronę kulę ognia"
Jedną z ciężko poparzonych osób był Władysław Rogalski. 24 lata później w rozmowie z „Dziennikiem Zachodnim” opowiedział ze szczegółami, co się stało. A pamiętał bardzo dużo. Pamiętał, że spawacz zapalił palniki.
Zobaczyłem lecącą w moją stronę kulę ognia - mówił.
Stał 20 metrów dalej. Zasłonił się rękami, poślizgnął i przewrócił. Kątem oka dostrzegł, że z ręki zwisają mu płaty skóry. - Odwróciłem twarz do spągu i wstrzymałem oddech, tak jak radzą w czasie szkoleń. Zrobiła się pustka, próżnia. Słyszałem tylko głuche krzyki "ratunku, pomocy" - wspomina.
Idąc już chodnikiem do góry, spotykał pierwsze osoby śpieszące z pomocą. Nie chciał jej, bo pod ścianą byli koledzy, którzy potrzebowali jej bardziej niż on. Wszędzie było czuć zapach spalonych ciał. Lekarce, która zjechała do rannych, zrobiło się niedobrze.
Jeszcze długo potem czułem ten zapach w powietrzu - opowiada górnik. Po wypadku ponad trzy miesiące spędził w szpitalu. Leczenie było długie, a ból wręcz nie do zniesienia. Miał popalone drogi oddechowe, trzeba było przeszczepiać skórę. - Długo nie byłem w stanie sam utrzymać łyżeczki. Uczyłem się od nowa jeść - wspomina.
Na oddział oparzeniowy szpitala w Siemianowicach Śląskich razem z nim trafiło wówczas 28 górników. Większość miała poparzone twarze i ręce. Prawie wszyscy zatruli się tlenkiem węgla i mieli poparzone górne drogi oddechowe.
Bezpośrednia akcja ratownicza trwała do około godziny 13. Brali w niej udział ratownicy z Bytomia, Sosnowca, Jaworzna i Tychów. Wśród nich był również wujek Rafała Kontowicza.
To chyba najniebezpieczniejsza akcja ratownicza, w jakiej brał udział - podejrzewa. - Wiadomo, wszystkie są trudne, ale najtrudniejsze te, gdzie trzeba martwych ludzi z dołu w kawałkach wyciągać. O tym wypadku z 1987 opowiadał wiele razy, ale nie umiem tego koszmaru powtórzyć słowami - dodaje Kontowicz.
Potem sam został górnikiem. Najpierw kopalni Mysłowice, a po połączeniu zakładów Mysłowice-Wesoła. To tradycja rodzinna. Górnikami byli także jego dziadek, ojciec i szwagier.
Wybuch w kopalni Mysłowice był jednym z najtragiczniejszych w historii śląskiego górnictwa. W jego wyniku na wieczną szychtę odeszli: Jan Ceglarek, Jerzy Rogowicz, Ryszard Grzesiak, Feliks Krzyska, Krzysztof Woźnica, Marek Kąkol, Piotr Błazy, Leszek Błahuciak, Tomasz Mańko, Mirosław Wójcik, Krzysztof Flis, Dariusz Oszek, Mieczysław Mittman, Wojciech Mieszczak, Andrzej Trzeciak, Marek Haśnik, Franciszek Dubiel, Marek Świeżawski, Władysław Nieduziak.
Nazwiska wszystkich ofiar upamiętnił w swoim wczorajszym wpisie na Facebooku radny Tomanek. Pod postem pojawiło się sporo komentarzy. "Tego się nie zapomina.... Mój Rysiek był ponad 18 godzin na dole i wywoził na powierzchnię tych żywych i tych co zginęli. Jak wrócił do domu to płakał jak dziecko"- napisała pani Ilona. Ktoś inny: Wielu moich kolegów z lat szkolnych wtedy zginęło. Nie zapomnę.