Trwa szukanie winnych

Jerzy Dudała
  
Problem deficytu węgla w energetyce niepokoi coraz bardziej.
Na progu nadchodzącej zimy niskie zapasy posiadają PGE i Tauron, a i pozostali producenci energii nie są w tym zakresie w korzystnej sytuacji. Krytycznie niskie są rezerwy węgla w elektrowniach Opole i Rybnik, gdzie spadły poniżej wymaganego minimum. Równie niepokojąco wygląda zaopatrzenie systemowych elektrociepłowni.
W branży węglowej słychać teraz opinie, że państwowe spółki energetyczne nie zadbały o wystarczający zapas węgla do produkcji energii elektrycznej.
I teraz próbują winą na zaistniała sytuację obarczyć spółki górnicze, z Polską Grupą Górniczą na czele, na których przez lata wymuszały ostrą redukcję wydobycia.
Trwa poszukiwanie kozła ofiarnego, który zostanie obarczony winą za obecny stan.
- Wszystko okazało się kwestią ceny. Kiedy węgiel według indeksu ARA kosztował 50 dolarów, energetyka nie odbierała zakontraktowanego węgla i żądała obniżenia cen surowca - zaznaczył Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej Solidarności, cytowany przez Solidarność Górniczą. - Jednocześnie państwowe spółki energetyczne kupowały węgiel za granicą, działając na szkodę należących do państwa spółek węglowych. Do tego importowały samą energię. Wszystkimi tymi działaniami postawiły chociażby Polską Grupę Górniczą na krawędzi upadłości - podkreślił Bogusław Hutek.
Coraz bardziej nerwowo
Jak dowiedział się portal WNP.PL w Ministerstwie Aktywów Państwowych oraz Ministerstwie Klimatu mają w ostatnim czasie miejsce narady dotyczące niskiego poziomu zapasów na zwałach elektrowni i elektrociepłowni systemowych w Polsce.
Na posiedzenia, oprócz ministerialnych urzędników, wzywani są również prezesi spółek energetycznych, górniczych oraz kolejowych odpowiedzialnych za transport surowca. Atmosfera w trakcie tych spotkań jest nerwowa, trwa przerzucanie się odpowiedzialnością.
Deficytu węgla w energetyce ukryć już dłużej się nie da. Na progu nadchodzącej zimy zapasów brakuje PGE i Tauronowi, a i pozostali producenci energii nie są w dobrej sytuacji. Krytycznie niskie są rezerwy węgla w elektrowniach Opole i Rybnik, gdzie spadły poniżej wymaganego minimum. Podobnie niepokojąco wygląda zaopatrzenie elektrociepłowni systemowych, bowiem żadna z niech nie posiada obecnie dostatecznej ilości paliwa na sezon grzewczy.
Wezwani na dywanik prezesi spółek energetycznych wskazują palcem na kopalnie, które jak twierdzą nie wywiązują się z ustalonych harmonogramów dostaw.
- Tymczasem przez ostatnie lata energetyka zawodowa dusiła krajowe górnictwo nie odbierając zakontraktowanych ilości węgla, które zastąpił surowiec z importu - wskazuje w rozmowie z portalem WNP.PL jeden ze związkowców.
Dodaje przy tym, że przykładowo w latach 2019 i 2020 największy polski producent węgla, czyli Polska Grupa Górnicza, pozostał z 5,2 mln ton wyprodukowanego surowca, który energetyka zamówiła wcześniej, ale nie odebrała i nie zapłaciła za niego w sumie ok. 1,4 mld zł.
W konsekwencji drastycznie obciętych odbiorów przez elektrownie moce produkcyjne kopalń spadły o ponad 20 proc. rocznie - o 6 mln ton. Jeśli w 2019 roku Polska Grupa Górnicza produkowała jeszcze 29,8 mln ton węgla energetycznego, to rok później już tylko 24,4 mln ton, natomiast w 2021 roku plan przewiduje niewiele ponad 23 mln ton.
Zważywszy na zapotrzebowanie rynkowe nie jest to raczej imponująca ilość. Przez brak przychodów kopalnie nie mogły inwestować, a żeby uniknąć strat musiały redukować ściany wydobywcze. Dzisiaj skokowe zwiększenie produkcji nie jest zatem możliwe.
W sprawie niezrealizowanych kontraktów negocjacje były długie i szły jak po grudzie. Z wybuchem kryzysu paliwowego wszystko uległo radykalnej zmianie. W ślad za gazem i ropą także węgiel za granicą podrożał wielokrotnie, zaczęło go również brakować w Europie, bowiem strumienie w eksporcie paliw skierowano przede wszystkim na rynki Azji.
Jak wskazują w branży górniczej, w takiej sytuacji energetyka zawodowa w Polsce nagle zainteresowała się krajowym węglem i zwiększyła zamówienia kierowane do kopalń. W czwartym kwartale zapotrzebowanie elektrowni na węgiel przekracza aż o 132 proc. odchudzony wcześniej plan wydobycia. A PGE regularnie składa u krajowych producentów większe zamówienia niż ustalono.
- Węgla brakuje i będzie brakowało coraz bardziej, natomiast w przypadku węgla kamiennego deficyt ten będzie uzupełniany importem po aktualnych, czyli bardzo wysokich cenach - mówi portalowi WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. - To, co dzieje się teraz z węglem, powoduje, że Polska, mimo iż jest największym producentem węgla kamiennego w Unii Europejskiej, niczego nie zarobi na niespotykanym poziomie cen węgla. Zarobilibyśmy wtedy, gdybyśmy mieli co sprzedawać. A ponieważ musimy kupować węgiel z importu, będziemy to robili po dzisiejszych horrendalnie wysokich cenach. Mści się polityka likwidacji kopalń oraz zaniechania inwestycji, również tych z udziałem kapitału zagranicznego, któremu nie pozwolono w Polsce wybudować kopalń - dodaje Jerzy Markowski.
Jego zdaniem jest to także czas do refleksji dla tych, którzy nadal postulują oddzielenie aktywów węglowych od aktywów energetycznych.
- To oddzielenie miało bowiem jeden podstawowy sens - pozostawienie pieniędzy wyłącznie dla modernizacji energetyki w spółkach i pogrążenie górnictwa - podkreśla Jerzy Markowski. - I dziś mamy tego efekty. Te spółki węglowe, które nie są organicznie połączone z energetyką, czyli głównie Polska Grupa Górnicza, są dziś w sytuacji beznadziejnej. Nie dość, że nie zarobią na koniunkturze, to jeszcze nie mają za co inwestować. Nawet gdyby Polska Grupa Górnicza postawiła dzisiaj warunek podniesienia cen węgla w jego dostawach dla energetyki i ciepłownictwa, to nie zrobi tego do poziomu cen światowych. A ponadto nie pozwoli na to Urząd Regulacji Energetyki, który nie zaakceptuje ze względów społecznych oraz inflacyjnych wielokrotnie wyższych cen energii - zaznacza Markowski.
Jednocześnie wskazuje, że Polska Grupa Górnicza na pewno zmniejszy straty. Jednak nadal z utęsknieniem będzie spoglądać na światową koniunkturę, na której w sumie niewiele skorzysta.
- A szkoda - ocenia Jerzy Markowski. - Jeżeli chodzi o blackouty, to na dzisiaj ich wizja nie jest realna, bowiem węgiel kamienny można kupić za granicą. Natomiast węgiel brunatny, dopóki pracuje Turów i Bełchatów, mamy swój własny. Jednak też już na niedługo - konkluduje Jerzy Markowski.
Zwarcie między górnictwem i energetyką
Nie brakuje opinii, że najważniejszą przyczyną niedoborów węgla na zwałach elektrowni są zbyt niskie zamówienia w pierwszej połowie 2021 roku. Energetyka odebrała niefrasobliwie mało węgla, którego w końcu zabrakło, zatem obecnie gwałtownie zwiększa zamówienia, mimo że nie da się ich zrealizować w żądanej wysokości. Przykładowo Polska Grupa Górnicza nie ma możliwości, by nagle móc zwiększyć poziom wydobycia. Wiadomo, że w górnictwie odbudowywanie podaży to proces długofalowy, a na efekty inwestycji trzeba poczekać.
Deficytu węgla nie da się zneutralizować przy pomocy surowca ze zwałów przykopalnianych, gdyż zostały wyprzedane, kiedy tylko gospodarka ożywiła się po lockdownach i zaczęła wychodzić z pandemicznego dołka. Na centralnym składowisku w Ostrowie Wielkopolskim leży jeszcze ponad 400 tys. ton miałów energetycznych, które Polska Grupa Górnicza zamierza odkupić od rządowej Agencji Rezerw Strategicznych i oczekuje na zgodę.
- Jeżeli górnictwo z energetyką nie dogadają się co do cen węgla, to może dojść do zwarcia między obydwoma tymi branżami - wskazuje w rozmowie z portalem WNP.PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę. - Na pewno jak zapasy węgla będą się nadal kurczyć, to będzie rosła chęć renegocjacji cen surowca z energetyką przez producentów węgla - dodaje.
Poważnie do niedoborów węgla w energetyce przyczynia się też sytuacja na kolei, w tym tradycyjny już w Polsce w krytycznych okresach roku brak węglarek oraz remonty linii prowadzone na szlakach handlowych. W powstałym wąskim gardle średnia prędkość pociągów z węglem spadła poniżej 20 km/h. Przez niepodstawienie na bocznice kopalń potrzebnych do załadunku węglarek w sierpniu i wrześniu nie odprawiono około 850 tys. ton węgla.
Czytaj także: Węgiel bardzo drogi i go brakuje. Klienci są wściekli, na składach słychać bluzgi
Zgodnie z zawartymi umowami za organizację transportu węgla w zdecydowanej większości odpowiada jego odbiorca, czyli spółka energetyczna, która musi wyegzekwować sprawne wykonanie usług przewozowych.
Kolejarze są już prawdopodobnie pierwszymi kozłami ofiarnymi problemu deficytu węgla. Niedawno bowiem Rada Nadzorcza PKP Cargo odwołała nagle prezesa Czesława Warsewicza oraz wszystkich trzech członków zarządu. Przyczyn odwołania nie podano, natomiast problemy w zakresie dostaw węgla z pewnością mogły się do tego odwołania przyczynić.