autor: Aldona Minorczyk-Cichy
nie będzie łatwo zasypać
Luka węglowa, kryzys energetyczny, zagrożenie blackoutem – to w ostatnich miesiącach słowa odmieniane przez wiele przypadków. Pojawiają się pytania. Czy jesteśmy bezpieczni? Czy w systemie elektroenergetycznym jest wystarczająco dużo rezerwy? Na dodatek, zdaniem ekspertów, koniec węgla nastąpi dużo wcześniej niż przewiduje zawarte rok temu porozumienie górników z rządem. Tę umowę zweryfikuje rynek.
- Przed nami bardzo ważny i trudny okres w energetyce, wchodzimy w duże trubulencje. Udział węgla w miksie wytwórczym wkrótce zacznie spadać. Nie zobaczymy tego jeszcze w tym roku. Po 2025 r., kiedy skończy się wsparcie publiczne, falami z polskiego systemu może wyjść najpierw 8 GW mocy węglowych, a trochę później kolejne 6 GW. Trzecia fala nastąpi najpóźniej z końcem 2035 r. To będzie koniec węgla w Polsce – mówiła dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, ekspertka z Forum Energii, podczas konferencji „Stan wyjątkowy w energetyce”.
Dodaje, że ciężko sobie wyobrazić, by te obecnie pracujące jednostki węglowe funkcjonowały jeszcze w latach 40. A co po węglu? Zdaniem ekspertki istotne jest, żeby w systemie, w którym będzie przybywać energii z OZE, zwiększać moce do stabilizowania systemu.
- W budowie mamy zaledwie 3 GW mocy. Czekamy na dyskutowane i zapowiadane projekty gazowe, ale to wszystko nie zapewni nam jeszcze odpowiedniej mocy. Potrzebujemy 11 GW, oddawanych jednocześnie z wyłączanie starych mocy. Stoimy przed dużym niebezpieczeństwem braku bilansowania. Takie kłopoty mamy już teraz, ale w kolejnych latach to jeszcze większe ryzyko, które może się zmaterializować – mówi dr Gawlikowska-Fyk.
Godziny bez prądu
Czym zastąpić moce oparte o węgiel? Eksperci podkreślają, że to musi być miks różnych technologii. Blisko 50 proc. w 2030 r. może pochodzić z OZE, ale bez nowych mocy dyspozycyjnych trudno będzie to zbilansować. Mogą się pojawić godziny z przerwami w dostawach prądu. Problemem będą też, niestety, rosnące ceny energii.
Tymczasem 2030 r., patrząc z perspektywy dużych inwestycji, jest już za chwilę. Planowanych mocy jest ciągle za mało. Pomyślmy, jak skorygować i przyspieszyć ten proces inwestycyjny. Rynek mocy to drogie rozwiązanie i nie stymuluje, a powinien, powstawania czystych technologii. Ich nadal jest mało – podkreśla ekspertka Forum Energii.
Patrzenie przez pryzmat wyborów
Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego, podkreślił, że inwestycje w energetyce to perspektywa 15-20 lat, a przeciętny polityk nie ma tylu kadencji i nie patrzy na gospodarkę, energetykę z aż tak dużym wyprzedzeniem.
Zanim się rozpędzi, to już odchodzi. Obecnie nakłada się nam na siebie kilka kryzysów w energetyce. Trend podstawowy, czyli odchodzenie od węgla kamiennego i brunatnego, to kierunek, od którego na pewno nie odejdziemy. Mamy i tak do czynienia z unikatową sytuacją, bo polski rząd po raz pierwszy w historii w porozumieniu z górnikami podał datę końca wydobycia węgla energetycznego – mówił Roszkowski.
Przypomniał, że sektor wydobywczy od lat jest w ciągłej rekonstrukcji i reformie. Spada wydobycie, wzrastają koszty.
- Z analiz wynika, że problemy wystąpią wcześniej niż zakłada porozumienie pomiędzy rządem a górnikami. Węgla z roku na rok wydobywamy o 1,5-3 proc. mniej. Ten trend będzie przyspieszał ze względu na politykę dekarbonizacyjną, powstawanie nowych źródeł energii. Kierunek jest jeden i to zdecydowanie nieoptymistyczny dla sektora węgla kamiennego. Ale jest też dużo czasu dla powiatów górniczych, które ta zmiana dotknie. Mam nadzieję, że nie powtórzy się Wałbrzych – podkreślił prezes Instytutu Jagiellońskiego.
Koniec z wydobyciem wcześniej
Jego zdaniem w perspektywie roku 2030 w systemie będzie występować nadpodaż polskiego węgla energetycznego.
- Nasz węgiel nie będzie konkurencyjny, jeśli chodzi o eksport. Do tego dojdą coraz większe ograniczenia w spalaniu go w energetyce, ciepłownictwie, a nawet w domowym wykorzystaniu. Moim zdaniem rok, na który umówili się górnicy, nie jest do dotrzymania. System tego nie wytrzyma. Eksploatację trzeba będzie zakończyć wcześniej - mówi Marcin Roszkowski.
Dodaje, że prognozy dla sektora wydobywczego nie są optymistyczne. Węgiel z np. Rosji i Australii będzie coraz bardziej konkurencyjny.
Robert Jeszke, z Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami, koordynator projektu LIFE Climate CAKE, uważa, że mamy wiedzę, co należy zrobić, w jakim pójść kierunku, ale jednocześnie są obawy poszczególnych ekip rządzących w podejmowaniu najważniejszych decyzji dla rozwoju kraju.
- To np. decyzja czy wchodzimy w jądrówkę, czy też nie. Z drugiej strony mamy rosnące ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Nikt jeszcze na początku roku nie był w stanie przewidzieć, że dojdą do 90 dol. za tonę. Prognozowano przecież, że w 2030 r. osiągną 67 euro. Wobec takich zmian, takiej dynamiki, trudno tworzyć programy strategiczne, jeśli ceny w ciągu 1-2 lat się tak zmieniają – podkreślił.
Dodał, że w obecnej sytuacji kryzysu energetycznego konieczna jest odwaga do podjęcia trudnych decyzji politycznych, ale też pewność, że kolejna ekipa nie wyrzuci tego do kosza.
- Potrzebujemy umowy społecznej, że idziemy do przodu w raz obranym kierunku – podsumował ekspert z KOBiZE.