Janusz Steinhoff
Rezygnacja Europy z rosyjskiego gazu będzie procesem trudnym i kosztownym - szczególnie w założonym tempie. Potrzebujemy więcej koordynacji, współpracy i solidarności. Stawką jest szeroko rozumiane - nie tylko energetyczne - bezpieczeństwo Wspólnoty pisze Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, w swoim felietonie.
Wojna w Europie głęboko zmienia europejską politykę energetyczną. Nikt nie kwestionuje decyzji o kolejnych restrykcjach wobec Rosji, która napadła na Ukrainę, łamiąc wszelkie zasady współistnienia i dopuszczając się zbrodni, jakie pamiętamy z najczarniejszych kart europejskiej historii. Sankcje, które uderzają w fundament rosyjskiej gospodarki, są więc absolutną koniecznością motywowaną politycznie i etycznie.
Jednak trzeba mieć świadomość, iż ubytek podaży paliw kopalnych na globalnym rynku będzie - przynajmniej przejściowo - powodem wzrostu cen nośników energii. Odejście od importu tych paliw z Rosji (szczególnie gazu ziemnego) stanie się dla niektórych krajów Unii Europejskiej procesem bolesnym i kłopotliwym z racji większego uzależnienia od importowanego surowca.
Z ponad 400 mld m sześciennych gazu zużywanego w Unii Europejskiej ok. 150 mld pochodzi z Rosji. Co robić, by taki - w tej chwili jeszcze potencjalny - ubytek skompensować? Redukcja zużycia może tylko złagodzić syndrom gazowego deficytu. Potrzebujemy szybkiej rozbudowy infrastruktury gazowej i konsolidacji wspólnego europejskiego rynku gazu z koordynacją wspólnych europejskich zakupów błękitnego paliwa włącznie.
Europy nie stać w obecnej sytuacji na tolerowanie dysfunkcji kontynentalnej sieci przesyłowej. Półwysep Iberyjski z licznymi terminalami umożliwiającymi import gazu w postaci skroplonej (LNG) to naturalna brama dla dostaw do całej Europy - pod warunkiem wybudowania łączników gazowych systemów Hiszpanii i Francji. Partykularne interesy powinny - tu i w podobnych przypadkach - ustąpić wobec nadrzędnego celu - wspólnego europejskiego bezpieczeństwa.
Skoro Unia Europejska mogła przyjąć tak ambitną politykę energetyczno-klimatyczną i wyznaczyć cele redukcji emisji gazów cieplarnianych, to nie widzę powodów, dla których nie mogłaby występować jako jeden duży odbiorca i konsument gazu ziemnego pozyskiwanego na globalnym rynku.
W tym kontekście z sentymentem wspominam ogłoszoną w Parlamencie Europejskim 5 maja 2010 roku, w 60. rocznicę deklaracji Roberta Schumanna, inicjatywę Jerzego Buzka i Jacquesa Delorsa utworzenia Europejskiej Wspólnoty Energetycznej. Zakładała ona utworzenie wspólnego rynku energii, finansowanie badań w zakresie OZE oraz wspólne zakupy nośników energii. Po 12 latach od prezentacji tej koncepcji można stwierdzić, iż jedynie jej ostatni punkt, czyli wspólne zakupy, nie został zrealizowany. Z negatywnymi konsekwencjami dla europejskiego rynku, szczególnie gazu ziemnego, czego skutki doświadczamy aktualnie.
Znacznie lepsza koordynacja polityk energetycznych krajów członkowskich wymaga wyposażenia Komisji Europejskiej w szerokie uprawnienia dotyczące określania dróg transportu gazu i sposobów przesyłu.
Szersze kompetencje powinny też dotyczyć regulacji normujących obowiązkowe zapasy (gazu, ale także ropy naftowej). Z nadzieją przyjąłem informację o powstaniu zespołu negocjacyjnego do spraw zapasów nośników energii Parlamentu Europejskiego, którym pokieruje Jerzy Buzek.
Mam nadzieję, iż problem z zastąpieniem rosyjskiego gazu nie będzie powodem do odwrotu od polityki klimatycznej czy transformacji energetyki. Przeciwnie - rozwój źródeł odnawialnych otrzyma silny impuls, ponieważ obok atrakcyjności ekonomicznej stanie się kwestią suwerenności energetycznej. Owszem, substytucja źródeł węglowych gazem będzie trudniejsza, ale górnictwo - również polskie - otrzyma opartą na przesłankach ekonomicznych szansę na rozłożoną w nieco dłuższym czasie i mniej obciążającą dla budżetu redukcję mocy wydobywczych.
Jeśli chodzi o gaz, nasz kraj jest na tle Europy w niezłej sytuacji. Przez ostatnie 20 lat przy znaczącym wsparciu UE zrobiliśmy wszystko, by uniezależnić się od importu z kierunku rosyjskiego. Fizyczny i wirtualny rewers na gazociągu jamalskim, interkonektory łączące nas z sąsiadami, zwiększający przepustowość gazoport i planowany pływający terminal LNG w Gdańsku, a wreszcie będący w końcowej fazie budowy Baltic Pipe. Realizując konsekwentnie te strategicznie ważne inwestycje, Polska wielokrotnie apelowała do krajów Europy Zachodniej, by uwzględnić fakt powtarzającej się rosyjskiej praktyki wykorzystywania dostaw gazu jako narzędzia „neoimperialnej” polityki międzynarodowej. Gazprom stosował to narzędzie nader często. Przykłady: Gruzja, Białoruś, Ukraina, Mołdawia. A przecież w handlu nośnikami energii wiarygodność dostawcy jest absolutnie kluczowa.
W obecnie sytuacji Europa, mam nadzieję, wyciągnie wnioski i przystąpi do konsekwentnego racjonalizowania importu paliw kopalnych. Do tego potrzebna jest jednak solidarność uwzględniająca szczególną sytuację i ograniczenia niektórych państw europejskiej wspólnoty, gotowość pomocy i wykorzystywania wszelkich synergii. Polska, która sama od lat domaga się na europejskiej arenie uwzględnienia specyfiki jej miksu energii, do takiej solidarności jest wręcz zobowiązana.