został przyłączony do Polski.
Jak zaczęłam studia na Uniwersytecie Śląskim, gdzie studiowałam bardzo chętnie i bardzo sobie ten czas chwalę, to zaczęłam powoli odkrywać odrębną historię tego regionu. Najpierw po omacku, pytając każdą poznaną osobę o to, czy ich dziadkowie byli za Polską czy za Niemcami. Rozmowy były wartkie i jak zwykle w moim wydaniu otwarte. Dziadek z Wehrmachtu to małe piwo przy wielu historiach rodzinnych jakie znam.
Ale najpierw z ogromnym zdumieniem, mając coś 20 lat, pewnego popołudnia odkryłam, że Śląsk nie był pod zaborami! Nigdy mi to wcześniej do głowy nie przyszło! To zaborcy byli!
Niesamowite było stwierdzenie, że w szkołach dzieci uczą się nie swojej historii tylko historii Polski z punktem ciężkości skupionym na Polsce Kongresowej czyli historii zaboru rosyjskiego. Pamiętam, że rozmawiałam o tym w ciężkim szoku z koleżanką z roku, która od razu przechodziła na śląski i jechała bez litości o polskiej polityce i wykorzystywaniu Śląska.
Kilka lat pracowałam na Śląsku i ze Ślązakami, bardzo dobrze wspominam ten czas. Co się uśmiałam, to moje. Przychodzili koledzy popytac czy wiem jaka jest różnica między Zug i Anzug, czy wiem co to kibel stromu i takie tam. Pani sprzątająca biuro czekała na mnie rano, by przekazać co nowego i zaczynała tak: Pani Urszulko, jo się cała poce jak mam mówić do pani po polsku.
Nauczyłam się na Górnym Śląsku słuchać Innego i że nie ma tak, że jest tylko jedna wersja wszystkiego. Kapitał na życie, korzystam do dziś.
W Berlinie często spotykam ludzi, których przodkowie pochodzą z Górnego Śląska. Niektórzy traktują mnie jako dziedziczkę okupacji polskiej, niektórzy nie rozumieją Katowice tylko Kattowitz, niektórzy informują mnie po polsku na starcie, że nie są Polakami tylko Ślązakami. Nic mnie nie rusza, historie jakie za tym stoją mnie ciekawią.
Bardzo lubię Katowice i Śląsk, choć do dziś zastanawiam się nad nazwą Ruda Chebzie.